Nadpływowiec prychnął, dając wyraz obrzydzeniu.
— Sprowadziłeś mnie, żebym obejrzał coś takiego? Muub uśmiechnął się.
— Nie spodziewałbym się, że zrozumiesz, co oglądasz. Adda rzucił mu gniewne, wyraźnie wrogie spojrzenie.
— To wytłumacz mi, co widzę.
— Nadciekłość — oznajmił Muub. — W cylindrze znajduje się strefa niskiego ciśnienia. To znaczy, prawie nie ma tam Powietrza… z wyjątkiem kuli w środkowej części. To Powietrze, ale zabarwione na niebiesko, tak że można je zobaczyć. Obręcze wokół pojemnika wytwarzają lokalne pole magnetyczne. Rozumiesz to? Takie jak Magpole, ale sztuczne, kontrolowane. To pole chroni cylinder przed miażdżącym naporem ciśnienia Powietrza z zewnątrz. Ponadto ma utrzymywać tę kulistą odrobinę Powietrza dokładnie w środku, wewnątrz przyrządu.
— I co z tego?
— Dzięki temu możemy oglądać Powietrze — w którym jesteśmy zazwyczaj pogrążeni — jakby z zewnątrz. Powietrze jest neutronową nadcieczą, Adda — substancją o dość niezwykłych właściwościach; gdyby mieli ją odkryć mieszkańcy jakiegoś innego świata, wydałaby im się cudowna. Skwantowana cyrkulacja — zjawisko, dzięki któremu całkowity moment pędu Powietrza ulega przekształceniu w linie wirowe — to tylko jeden aspekt. Przyjrzyj się, co się dzieje, gdy pływające tam pojemniki są zanurzane i wyciągane z kuli Powietrza.
Ładna młoda aerobatka — dziewczyna o pomalowanych na niebiesko włosach — chwyciła jedną z żerdzi wystających z cylindra i przepchnęła przez ścianę z przezroczystego drewna. Dno rzeźbionej baryłki zanurzyło się w błękitnej kuli. Mały pojemnik nie pogrążył się po brzegi; dziewczyna trzymała puszkę nieruchomo, tak że jej krawędź wystawała nad powierzchnię Powietrza na wysokość co najmniej dwóch, trzech mikronów.
Zabarwione na niebiesko Powietrze wyraźnie pełzało po ścianach baryłki i przelewało się do środka. Muub, jak zawsze urzeczony i zachwycony tym spektaklem, pomyślał, że przypomina to obserwowanie żywego stworzenia.
Kiedy pojemnik wypełnił się do poziomu pozostałej części kuli, aerobatka powoli go wyciągnęła i umieściła w taki sposób, że jego dno unosiło się jakieś pięć mikronów nad powierzchnią sfery. Teraz błękitne Powietrze sunęło po ścianach naczynia w górę, i przelewając się, prześlizgiwało po bokach i cienkim strumykiem, ściekającym z dna gorliwie powracało do kuli.
Trupa aerobatów przedstawiała swój spektakl przez cały dzień, za zupełnie godziwą zapłatę. Adda obserwował cykl przez parę chwil, lecz jego zdrowe oko nie zdradzało żadnych emocji.
Muub zerkał na niego ukradkiem, a potem pokręcił głową.
— Naprawdę w ogóle cię to nie interesuje? Człowieku, nawet twoja pijawka wykazuje więcej życia! — Lekarz doznawał absurdalnego wrażenia, że stara się usprawiedliwić pokaz. — Fontanna demonstruje nadciekłość. Kiedy naczynie jest opuszczane do sfery, jego powierzchnia adsorbuje cienką warstwę cieczy. Powietrze wykorzystuje tę warstwę — szeroką zaledwie na kilka neutronów — żeby uzyskać dostęp do wnętrza naczynia. Kiedy puszka unosi się. Powietrze powraca tym samym kanałem do głównej masy, czyli kuli. Niezwykle imponujące… Obręcze utrzymują nieznaczny gradient pola magnetycznego z kierunku geometrycznego środka cylindra. Ów gradient ogranicza obszar przebywania Powietrza do tej kuli w centrum… i właśnie wynikająca zeń różnica potencjalnej energii elektromagnetycznej uruchamia cykl fontanny. I…
— Fascynujące — rzekł ironicznie Adda.
Muub z trudem powstrzymał się od kąśliwej uwagi.
— No cóż, wiem, że twój lud ma inne priorytety w życiu. Obejrzyjmy pozostałą część Ogrodu… Może niektóre eksponaty przypomną ci świat, który niejako opuściłeś. Szczerze mówiąc, ciekawi mnie, jak wy tam żyliście.
— My, nadpływowcy? — zagadnął starzec sarkastycznym tonem.
— Wy, Istoty Ludzkie — zręcznie wywinął się medyk. — Weźmy na przykład nadciekłość… Czy zachowaliście dużo wiedzy o tego rodzaju sprawach?
— Wiedza, którą przekazujemy naszym dzieciom, dotyczy przeważnie praktycznych problemów codziennego życia… jak zreperować sieć; jak utrzymać swoje ciało w czystości; jak przerobić poobijane ciało świni powietrznej na żywność, odzież, broń, kawałek sznura.
Lekarz uświadomił sobie, że lekko dygocze.
— Ale wiedza to nasze wspólne dziedzictwo, człowieku z Miasta — mruknął Adda. — Chyba nie pozwolilibyśmy, żebyście jej nas pozbawili, tak jak pozbawiliście nas naszego miejsca tutaj przed dziesięcioma pokoleniami.
Muub odwrócił się i wraz z nadpływowcem powoli oddalił od fontanny. Przyszło mu do głowy, że w porównaniu z młodzieńczym wdziękiem aerobatów, sztywne ruchy Addy mogą budzić śmiech, a jednak było w nich coś wzruszającego. Minęli jedną z eksperymentalnych farm sufitowych Horka. W miejscu, które miało symulować korzeniowe sklepienie lasu skorupowego, wyrastała nowa odmiana pszenicy o wysokich, grubych kłosach.
— Powiedz mi, Adda, jakie masz teraz plany?
— Dlaczego miałoby cię to interesować?
— Pytam z ciekawości.
Starzec milczał przez chwilę, a potem niechętnie odparł:
— Zamierzam wrócić. Do nadpływu. A cóż innego miałbym zrobić?
— A w jaki sposób zamierzasz tego dokonać?
— Choćby poprzez falowanie, jeśli będę musiał — burknął Adda. — Jeśli nie uda mi się skłonić żadnego z twoich obywateli, żeby mnie tam zabrał jednym z tych zaprzężonych w świnie samochodów.
Muub odczuwał pokusę powiedzenia czegoś szyderczego. Usiłował zdobyć się na sympatię, postawić w położeniu Addy. Wszak ten dzielny starzec przebywał daleko od swojego domu, w miejscu, które musiało mu się wydawać zatrważająco dziwne.
— Mój przyjacielu — powiedział lekarz spokojnie — z całym szacunkiem dla umiejętności mojego personelu w szpitalu „Wspólnego Dobra" i dla nadzwyczajnych postępów, jakie czynisz… muszę przyznać, że upłynie dużo czasu, zanim staniesz się zdolny do takiej podróży. Tego rodzaju wyprawa zabiłaby cię, nawet gdybyś skorzystał z auta.
— Zaryzykuję — warknął Adda.
— Jeśli nawet udałoby ci się wrócić, to szczerze mówiąc, nigdy nie byłbyś tak sprawny jak przedtem. Twój system pneumatyczny uległ poważnemu osłabieniu.
— Nie mógłbym polować? — zapytał Adda nieco powątpiewającym tonem.
— Nie. — Medyk potrząsnął głową stanowczo. — Nawet gdybyś był w stanie falować wystarczająco szybko, żeby dogonić, powiedzmy, sędziwą i niedołężną świnię powietrzną… — słysząc określenia Muuba, nadpływowiec uśmiechnął się blado — …no i nie zdołałbyś przeżyć w niskich ciśnieniach, w rozrzedzonym Powietrzu górnej warstwy Płaszcza. Przykro mi, ale po powrocie stałbyś się ciężarem dla swojej społeczności.
Adda najwyraźniej zaczynał kierować gniew na siebie samego.
— Nie chcę być ciężarem. Po tym jak zostałem ranny, chciałem umrzeć. Nie pozwoliłeś mi umrzeć.
— Tak postanowili twoi towarzysze. To oni nie pozwolili ci umrzeć. Sprzedali swoją pracę, żeby zapłacić za twój powrót do zdrowia. Adda, powinieneś w pełni korzystać ze swojego nowego życia, jesteś im to winien.
Starzec sztywno pokręcił głową. Bandaże spowijające jego szyję zaszeleściły.
— Nie mogę wrócić do domu, ale tu nie mam nic.
— Może znalazłbyś pracę. Każda zarobiona przez ciebie suma zmniejszyłaby ciężar zobowiązań twoich przyjaciół. — Muub nie chciał dodawać, że dzięki pracy Adda mógłby opłacić koszt wyżywienia i zakwaterowania po zakończonej kuracji.