— Dlaczego?
— Żeby łatwiej się z nimi żyło. — Jool pochyliła się do przodu majestatycznie, zgięła kikut nogi, chwyciła swoje szerokie, osłonięte kombinezonem pośladki, rozchyliła je i głośno puściła bąka.
Bzya wybuchnął śmiechem.
Chłopiec spoglądał niepewnie to na niego, to na kobietę.
Potem poczuł w nozdrzach zapach jej wiatrów. Niósł aromat płatków kwiatów.
Wielkolud potrząsnął głową i westchnął.
— Och, nie zwracaj na nią uwagi — to tylko zachęci Jool do dalszych wyczynów. Chcesz jeszcze ciasta piwnego?
16
Samochodem z Parz kierowała Deni Maxx, lekarka, która opiekowała się Addą. Dura miała ochotę popędzić do niej, żeby wypytać ją o Farra i starego myśliwego.
Istoty Ludzkie — dwadzieścioro, w tym pięcioro dzieci — wynurzyły się ze schronienia w lesie i ruszyły za córką Logue'a.
Deni Maxx zerknęła na Durę przez otwarty właz, a potem obojętnie przyglądała się kręgowi wychudzonych Istot Ludzkich.
— Cieszę się, że cię znalazłam.
— Zadziwiające, że ci się to udało. Nadpływ to ogromna przestrzeń.
Deni wzruszyła ramionami. Wydawała się poirytowana, zniecierpliwiona.
— To nie było takie trudne. Tobą Mixxax dał mi dokładne wskazówki, jak dotrzeć z jego farmy sufitowej do miejsca, w którym natknął się na ciebie po raz pierwszy. Ja musiałam tylko uważnie się rozglądać, aż w końcu odpowiedziałaś na moje wołanie.
Philas zbliżyła się do Dury i przycisnęła wargi do jej ucha. Dura uświadomiła sobie, że z ust wdowy wionie przykry, słod-kawy odór liści i kory.
— Kto to taki? — zagadnęła Philas. — Czego ona chce?
Dziewczyna odsunęła głowę. Wiedziała, że Deni taksuje ją spojrzeniem. Córką Logue'a targały sprzeczne emocje: z jednej strony, była rozdrażniona wielkopańskimi manierami lekarki, lecz z drugiej strony, niezręczne, dziecinne zachowanie Istot Ludzkich wprawiało ją w zakłopotanie. Czy i ona wyglądała tak prymitywnie podczas pierwszego spotkania z Tobą Mixxaxem?
— Wsiadaj do auta — powiedziała Deni. — Mamy przed sobą długą podróż z powrotem do Miasta. Przykazano mi, żebym nie zwlekała…
— Kto ci kazał? Dlaczego znowu się mnie wzywa? Czy ma to jakiś związek z moim kontraktem? Przecież widziałaś farmę sufitową Qosa Frenka — a raczej to, co z niej zostało. Ona przez długi czas nie będzie opłacalna. Qos zwolnił nas i…
— To nie ma nic wspólnego z twoim kontraktem. Wyjaśnię ci wszystko w drodze. — Kobieta z Bieguna bębniła palcami po framudze drzwiczek auta.
Dura czuła na sobie uporczywe spojrzenia pozostałych członków szczepu, którzy milcząco oczekiwali na podjęcie przez nią jakiejś decyzji. Na krótko dziewczynę ogarnęło egoistyczne zniecierpliwienie. Pomyślała, że są równie bezradni jak dzieci. Chciała wracać do Parz. Wmawiała sobie, że tam z pewnością dowiedziałaby się więcej o położeniu Farra i Addy, niż gdyby została tutaj razem z Istotami Ludzkimi jako kolejny nadpływo-wiec-uchodźca. Usprawiedliwiała się sama przed sobą, że na dłuższą metę jej powrót okazałby się bardziej użyteczny dla wszystkich Istot Ludzkich. Skoro Miasto wysłało po nią kogoś takiego jak Deni Maxx, najwyraźniej spodziewano się, że jest w stanie dokonać czegoś bardzo ważnego. Być może, dziwnym sposobem, mogłaby wywrzeć jakiś wpływ na wydarzenia…
Philas szarpnęła ją za ramię jak dziecko pragnące, by zwrócono na nie uwagę. Dura wyrwała rękę ze złością i natychmiast pożałowała impulsywnego zachowania.
Przyznała w duchu, że w gruncie rzeczy odczuwa ulgę, mając dobrą wymówkę i powód, aby móc się wydostać z tłamszącego towarzystwa Istot Ludzkich. Ale przepełniało ją tak ogromne poczucie winy…
Szybko podjęła decyzję.
— Pojadę z tobą — oznajmiła. — Ale nie sama. Lekarka zachmurzyła się.
— Co?
— Zabiorę te dzieci. — Dura rozpostarła ramiona, pokazując piątkę dzieci — najmłodszy był bobas Mura, Jai — a dorastająca dziewczynka najstarsza.
Deni Maxx zaczęła głośno narzekać.
Dziewczyna odwróciła się do niej plecami i patrzyła na Istoty Ludzkie. Przyciągały do siebie dzieci w osłupiałym milczeniu, utkwiwszy w niej wybałuszone oczy. Rozgniewana przejechała ręką po włosach. Powoli, cierpliwie, zaczęła tłumaczyć swoim współplemieńcom, na co mogą liczyć dzieci w mieście Parz. Jedzenie. Schronienie. Bezpieczeństwo. Z pewnością udałoby się jej zmusić Tobę Mixxaxa, żeby znalazł tymczasowe domy dla małych nadpływowców. Uznała, że wszystkie dzieciaki są wystarczająco młode, żeby przypaść do gustu społeczności Miasta (zdumiewał ją jej własny cynizm). Tłumaczyła, że za kilka krótkich lat będą w stanie wyzyskać siłę nadpływowych mięśni, najmując się do jakiejś dobrze płatnej pracy.
Uświadomiła sobie, że przeznacza swoim małoletnim współ-plemieńcom życie na Dole. Zawsze było to lepsze niż przymieranie głodem tutaj albo ryzykowna podróż z dorosłymi przez zniszczone zagłębie. Przekonywała oszołomionych rodziców, że w końcu i oni dotrą do Parz, gdzie będę mogli się połączyć ze swoim potomstwem.
Dorośli byli zbici z tropu i wystraszeni. Usiłowali zrozumieć coś, co przekraczało granice ich wyobraźni. Powoli, z ulgą i wstydem, Dura uświadomiła sobie, że zaczynają jej ufać. Po kolei oddawali swoje dzieci.
Deni Maxx spoglądała spode łba na brudne ciałka gramolących się do auta pasażerów. Córka Logue'a zastanawiała się, czy nawet w takim momencie kobieta z Miasta wyrazi srogi sprzeciw. Jednak gdy lekarka zobaczyła, że Dura kładzie małego Jai'a — przerażonego i wyrywającego się do swojej mamy — na ręce najstarszej dziewczynki w tyle samochodu, wyraźnie złagodniała.
Wreszcie uporano się z załadunkiem. Dura zebrała osamotnionych dorosłych i przekazała im dokładne instrukcje, jak mają się dostać do Bieguna. Słuchali jej z powagą. Potem uścisnęła wszystkich po kolei i wsiadła do auta.
Deni chwyciła lejce i zaprzęg świń powietrznych ruszył w drogę, córka Logue'a patrzyła zaś przez duże okna na Istoty Ludzkie. Pozbawione dzieci, wydawały się zagubione, zdezorientowane, niepotrzebne. Dia i Mur przywarli do siebie. Zabrałam ich przyszłość, uświadomiła sobie Dura. Ich rację bytu.
Albo może ocaliłam ich przyszłość.
Kiedy straciła z oczu Istoty Ludzkie, położyła się w jednym z luksusowych kokonów auta, starając się nie zważać na ciągły płacz przerażonych, oszołomionych dzieci. W jej duszy nadal toczyła się walka między ulgą i poczuciem winy.
Lekarka kierowała wprawnie samochodem wzdłuż samoregenerujących się linii wirowych.
— Miasto przyjmuje rannych z zagłębia. Nikomu z nas nie jest łatwo.
Dura pomyślała, że pani doktor zupełnie nie przypomina radosnej, dość protekcjonalnie zachowującej się kobiety, która leczyła Addę. Oczodoły Deni Maxx były otoczone ciemnymi obwódkami i zaropiałe. Twarz jakby zapadła się do wewnątrz i przybrała posępny wyraz. Lekarka pochylała się nad lejcami, napinając żylaste mięśnie.
Dura zerkała melancholijnie przez wielkie okna na Skorupę. Przypomniała sobie, jak bardzo zachwycił ją schludny wygląd farm sufitowych i ogrodów w rejonie zagłębia, gdy widziała je po raz pierwszy wraz z Tobą Mixxaxem. Teraz z kolei była przerażona zniszczeniami wyrządzonymi przez Zaburzenie. Całe szeregi farm zostały zmiecione ze Skorupy; zostało po nich tylko gołe sklepienie korzeniowe. Tu i ówdzie kulisi nadal cierpliwie pracowali na zdewastowanych gruntach, ale odsłoniętego sufitu nie ożywiał już naturalny las; bezwstydnie odarty z prostokątnych poletek przypominał otwartą ranę.