Uścisnął żonę, a potem odsunęli się od siebie i przygotowali do powrotu między liście drzew, żeby tam spojrzeć w twarze swoim ziomkom i rozpocząć pracę.
— Dia! Mur! — W głosie dochodzącym z lasu skorupowego brzmiało podniecenie.
Małżonkowie zwolnili wznoszenie i, zbici z tropu, spojrzeli w górę. Philas opadała ku nim, młócąc Powietrze chudymi nogami. Kiedy się zbliżyła, chwyciła ich za ręce, żeby wyhamować.
Dia przytrzymała wdowę po Esku za ramiona.
— O co chodzi? Co się stało?
Kości policzkowe Philas wyraźnie sterczały spod zaczesanych do tyłu włosów. Ciężko dysząc, potrząsnęła głową.
— Nic się nie stało. Ale… spójrzcie! Spójrzcie tam w dół! — Wskazała Płaszcz poniżej.
Rozdzielili się wszyscy troje, wykręcając ciała we wskazanym kierunku. Mur zerkał w dół, w miejsce, gdzie była skierowana ręka Philas. Zobaczył regularnie ułożone linie wirowe i zgaszony fiolet Morza Kwantowego, widoczny poprzez krystalicznie czyste Powietrze. Nie zauważył niczego nadzwyczajnego, poza…
No właśnie. Ciemna plamka w oddali. Chyba coś się tam ruszało.
Odwrócił się do Dii.
— Masz lepszy wzrok. Co to takiego?
— Ludzie — odparła, zerkając w dół. — Cała grupa. Dwadzieścia, może trzydzieści osób. Wygląda to na obozowisko. Ale w środku znajduje się coś…
— Co to takiego?
Philas gwałtownie spojrzała w stronę młodszej kobiety.
— Czy ty to widzisz?
— Chyba tak — Dia odparła powoli. Zmrużyła oczy. — Philas, ale to może nie mieć żadnego znaczenia… Mur był zdumiony.
— Co to jest? Co widzisz?
Na ładnej twarzyczce Dii malował się strach i niepewność.
— To czworościan — powiedziała.
Piętnaścioro Istot Ludzkich zebrało się na niższym poziomie lasu i dyskutowało, co robić. Wystraszona i niepewna Dia uważała, że nie powinno się marnować czasu na to przypadkowe spotkanie; chciała po prostu kontynuować wyprawę w kierunku Bieguna. Mur zgadzał się z nią. Istoty Ludzkie już były podzielone, a w dodatku zobojętniałe i coraz bardziej apatyczne. Utrzy manie tempa podróży przez Płaszcz stawało się coraz trudniejsze. Mur wiedział, że kiedy jego towarzysze stracą zapał, trudno będzie go rozbudzić na nowo.
Gdziekolwiek by się zatrzymali, czekały ich kłopoty. Dla tych, którzy podążali za dziećmi, byłoby to nie do zniesienia.
Philas i inni upierali się, że trzeba coś zrobić.
— Pomyślcie tylko — argumentowała Philas, unosząc zamaszyście ręce nad głową i rozcapierzając palce. — Może to rzeczywiście jest Złącze tunelowe z dawnych czasów? A jeśli ono nadal działa?
— To niemożliwe — zawyrokowała Dia. — Złącza zostały zabrane przez Kolonistów na dół, do Rdzenia, po zakończeniu Wojen Rdzeniowych.
— Płaszcz jest duży — wtrącił się ktoś. — Może niektóre Złącza zachowały sprawność. Może…
— Tak — przytaknęła Philas gorliwie. — Zastanówcie się. Wiemy, że przed Wojnami Istoty Ludzkie mogły pokonywać Płaszcz jednym skokiem, wykorzystując tunele. Jeżeli Złącze, które widzimy, działa, moglibyśmy ukończyć tę okropną podróż w czasie nie dłuższym niż jedno uderzenie serca!
Mur patrzył na twarze, których rysy zaostrzył głód i wycieńczenie. Philas roztaczała przed ludźmi wizję zarzucenia upiornej wyprawy i błyskawicznego dotarcia do celu dzięki magicznej, starożytnej technologii. Była to kusząca, sugestywna, niemal porywająca oferta.
Pomimo lojalności wobec żony, czuł, że i on nie może się oprzeć tej wizji.
— Tam już są ludzie — wycedził. — Wokół Złącza. Jeśli to jest Złącze. Kto może wiedzieć, jak zareagują na nasz widok? Czy, ot tak, pozwolą nam zbliżyć się i przejść dalej?
— Może oni są Kolonistami — podsunęła Philas.
— Tak czy owak, mc nie będziemy wiedzieli, dopóki się tam nie udamy — zauważył ktoś.
W grupie rozległ się szmer aprobaty. Dia spuściła głowę.
Wyznaczono Philas i Mura, by dokonali rozpoznania, podczas gdy reszta Istot Ludzkich miała czekać w lesie aż do ich powrotu.
Mur usiłował pocieszać Dię.
— To nie potrwa długo. I może…
— I może co? — Spojrzała na niego z rozgoryczeniem. — Może są tam czarodzieje, którzy wrócą nam małego Jai'a. Czy tego oczekujesz?
— Dia…
Była załamana. Wyglądała tak, jakby uleciało z niej Powietrze.
— Zostaniemy tu do końca życia. Właśnie tutaj. Umierając jedno po drugim. Czyż nie tak. Mur?
Philas i Mur zanurkowali z lasu do Płaszcza. Dotarcie do czworościennego tworu mogło zabrać pół dnia, toteż każde z nich miało przy sobie torbę z małą porcją świńskiego mięsa, wydzieloną przez plemię z cennego, kurczącego się zapasu.
Z początku mężczyzna często oglądał się na las skorupowy. Twarz żony, zwrócona w dół niczym mały okrągły liść, towarzyszyła mu podczas opadania, zbyt odległa, by można było wyczytać z niej jakieś emocje. Niebawem Dia z powrotem zanurzyła się w lesie. Jeszcze przez chwilę Mur widział poczynania reszty Istot Ludzkich, które szykowały się do polowania albo doprowadzały do porządku zniszczone narzędzia, sznury i ubrania. Wreszcie prowizoryczne obozowisko zupełnie zagubiło się w wirującym, bogatym gobelinie pni i koron drzew, tworzących las skorupowy.
Przez jakiś czas Mur wpatrywał się w las, starając się zapamiętać układ drzew, żeby mogli potem odnaleźć obozowisko plemienia.
Philas opadała w milczeniu. Jej szczupła twarz była skupiona, pozbawiona wyrazu. Od śmierci Eska Mur jeszcze nie widział u niej takiej koncentracji. W regularnych odstępach czasu wkładała rękę do kieszeni i pogryzała swój kawałek mięsa.
Bijąc się z myślami. Mur pokonywał linie wirowe. Dziwna konstrukcja, a także otaczająca ją mała kolonia, rosły z dręczącą powolnością. W końcu jednak młodzieniec mógł stwierdzić bez cienia wątpliwości, że widzi czworościan o krawędziach długich na mniej więcej dziesięciu ludzi.
Historia Kolonistów i Wojen Rdzeniowych stanowiła część tradycji Istot Ludzkich. Kiedy Ur-ludzie dotarli do Gwiazdy, odbywszy podróż ze swoich niewyobrażalnych światów, nie napotkali śladów ludzkiego życia. Koloniści byli pierwszym pokoleniem stworzonym przez Ur-ludzi w obrębie Gwiazdy. Ich zadanie polegało na rozmnożeniu pierwszych prawdziwych mieszkańców Gwiazdy: zwykłych śmiertelników — przodków Istot Ludzkich, społeczności Parz i zagłębia, słowem, wszystkich mieszkańców Płaszcza.
W porównaniu z Istotami Ludzkimi Koloniści byli niczym bogowie. Mur doszedł do wniosku, że mieli więcej wspólnego z Ur-ludźmi. Dzięki technologii Ur-ludzi połączyli cały Płaszcz ogniwami Złączy i założyli wielkie Miasta, które żeglowały w nim w równym szyku. Pierwsze generacje Istot Ludzkich współpracowały ze swoimi antenatami, podróżując poprzez Złącza i tworząc społeczność Płaszcza.
Potem nastąpiły Wojny Rdzeniowe.
W miarę jak Mur zbliżał się do dziwnego obiektu i otaczającej go małej, nieregularnie rozmieszczonej kolonii, odczuwał coraz większe podniecenie. Podczas falowania dokuczał mu głód i zmęczenie; uświadamiał sobie, że jego myśli stają się chaotyczne, pozbawione związku. Jego głowę wypełniały wizje i nowe nadzieje, które tłumiły ból znużonego, protestującego ciała. Czy ci ludzie byli rzeczywiście Kolonistami, a ta rzecz częścią magicznej przeszłości?