Выбрать главу

Po kilku sekundach fala ciepła osłabła, ale po jej zaniknięciu Adda wyczuwał subtelną różnicę. Bar wydawał się przytulniejszy — bardziej przyjazny niż przed chwilą — a zapach ciasta piwnego, które zostało w miskach, był miły, delikatny i nęcący.

— Witaj w świecie ciasta piwnego, mój przyjacielu. Zapewne zwiążesz się z nim na całe życie — żartobliwie powiedział wielki Poławiacz.

Adda nadal odczuwał przyjemne ciepło wywołane zjedzeniem ciasta. Szturchnął jeden z kawałków z ogromnym zaciekawieniem.

— Jeszcze nigdy nie jadłem czegoś o takim działaniu — ani w nadpływie, ani w podpływie.

— Tak też myślałem. — Bzya chwycił kawałek ciasta i ścisnął między palcami. — Powinienem chyba powiedzieć, że Farr również poznaje nowe… przysmaki. To papka składająca się głównie z liści drzew skorupowych. Przez wiele dni poddaje sieją fermentacji w potężnych kadziach z materii rdzeniowej.

— Fermentacji?

— Do kadzi z papką wkłada się pajęczynę pająków spinowych. Jakiś element tej pajęczyny, być może to, co błyszczy i wywołuje lepkość, reaguje z papką i zmieniają w ciasto piwne. Czary.

— Jasne. — Adda znowu napchał sobie usta ciastem. Potrawa była obrzydliwa, ale wiedząc, jakie skutki wywołuje, przełknął ją z większą łatwością i rozkoszował się ogarniającym go ciepłem.

— Ile to kosztuje?

— Nic. — Bzya wzruszył ramionami. — Władze Portu zapewniają nam ciasto w nieograniczonych ilościach, pod warunkiem, że jesteśmy w stanie wykonywać naszą robotę.

— Co masz na myśli? Czy ciasto jest szkodliwe?

— Tak, jeśli zje się za dużo. — Bzya potarł twarz. — Oddziałuje na włosowate naczynia krwionośne — rozszerza je — oraz na naczynia pneumatyczne w mózgu. Widzisz, przepływ Powietrza ulega lekkiej zmianie i…

— I człowiek czuje się wspaniale.

— Tak. Ale jeśli jadasz ciasto zbyt często, nie jesteś w stanie dojść do siebie. Naczynia pozostają rozszerzone…

Adda patrzył na wnętrze baru; wydawało mu się bezpieczne, cudowne.

— Mnie to chyba nie przeszkadza.

— Oczywiście. Twój mózg przekazywałby cudowne wrażenia. Ale jako człowiek nie mógłbyś funkcjonować, Adda. Nie byłbyś w stanie pracować. A gdyby twój stan zdrowia uległ pogorszeniu, nawet nie mógłbyś samodzielnie jeść. Ale rzeczywiście czułbyś się wspaniale.

— Wydaje mi się, że Miasto nie jest takie pobłażliwe dla ludzi, którzy nie są w stanie utrzymać pracy.

— Nie jest.

— Czy kierownicy Portu nie martwią się, że stracą zbyt wielu Poławiaczy, pozwalając im jeść ciasto piwne? Dlaczego rozdają je za darmo?

Bzya znowu wzruszył ramionami.

— Czasem tracą ludzi, ale nie przejmują się tym zbytnio, Adda. Łatwo można nas zastąpić. Wyszkolenie nowego Poławiacza nie zajmuje dużo czasu, a w Dole zawsze jest mnóstwo rekrutów. Poza tym wiedzą, że przesiadujemy w barach właśnie ze względu na ciasto: dzięki niemu jesteśmy szczęśliwi, spokojni i zawsze do dyspozycji. W ostatecznym rachunku więcej na tym zyskują, niż tracą. — Przełknął kolejną porcję. — Podobnie jak ja.

Adda powoli opróżniał miskę i uważnie obserwował reakcje swojego ciała. Co pewien czas poruszał palcami u rąk i stopami, żeby się upewnić, iż ma dobrą koordynację ruchową. Obiecywał sobie, że gdy tylko dostrzeże u siebie najmniejszy objaw utraty panowania nad ciałem, przestanie jeść ciasto.

Poławiacz umilkł. Obracał kawałek ciasta w swoich wielkich paluchach.

— Ponoć wyznaczyli ci podwójne zmiany. Nawet nie wiem, co to oznacza — podpytywał Adda. Bzya uśmiechnął się pobłażliwie.

— To oznacza, że jestem przydzielany do Dzwonów dwa razy częściej niż zwykle. Stało się tak dlatego, że wykonują dwukrotnie więcej zanurzeń niż zwykle.

— Dlaczego?

— Zaburzenie nadpływowe. Miasto nie otrzymuje dostaw drewna. W każdym razie jest ich o wiele mniej. Ludzie strasznie protestują przeciwko racjonowaniu żywności, ale w dalszej perspektywie brak drewna jest równie istotny. Miejmy nadzieję, że nie nadejdzie dzień, w którym zaczną racjonować ciasto piwne… Tak czy owak, potrzebują więcej metalu z materii rdzeniowej jako surowca budowlanego.

— Budowlanego? Czyżby rozbudowywali Miasto?

— Oni je odbudowują, Adda. Cały czas trwają roboty, przeważnie w głębokich warstwach. Drobne naprawy, remonty. Chociaż — nachylił się i dokończył konspiracyjnym szeptem — krążą pogłoski, że nie tylko konieczność prowadzenia remontów zwiększa popyt na metal.

— A co jeszcze?

— Usiłują wzmocnić strukturę Parz. Obudować szkielet dodatkową warstwą materii rdzeniowej. Nie mówią o tym głośno, gdyż nie chcą wywoływać paniki, ale dążą do tego, żeby Miasto oparło się ewentualnym zagrożeniom. Na przykład Zaburzeniu, które przeszłoby bardzo blisko.

Adda zmarszczył brwi.

— Czy są w stanie to osiągnąć? Czy ich wysiłki zdadzą się na coś?

— Nie wiem. Nie jestem inżynierem. — Bzya żuł ciasto w roztargnieniu. — Ale wątpię w to — dorzucił wypranym z emocji tonem. — Parz jest takie wielkie. Trzeba byłoby niemal całkowicie je wypatroszyć, żeby gruntownie wzmocnić jego szkielet. Poza tym Miasto dosłownie wali się. Chodzi mi o to, że rozrastało się chaotycznie, bez żadnego planu. Budowano je, żeby zapewnić mieszkańcom przestrzeń, a nie solidną konstrukcję.

Parz było jedną z pierwszych stałych osad założonych po Wojnach Rdzeniowych, kiedy ludzkość rozproszyła się w Płaszczu. Z początku stanowiło prymitywną konstrukcję ze sznurów i drewna, nie wyróżniającą się niczym spośród kilkunastu innych osad dryfujących swobodnie w okolicy Bieguna. Jednakże na samym Biegunie ciała mężczyzn i kobiet zyskiwały dużą siłę, toteż Parz rozrosło się w błyskawicznym tempie, a jego położenie w tym wyjątkowym punkcie geograficznym południowej półkuli Płaszcza było korzystne ze względów strategicznych i psychologicznych. Wkrótce stało się ważnym ośrodkiem handlowym, a zamożność Miasta doprowadziła do wyodrębnienia się klasy rządzącej — pierwszej w Płaszczu od czasu Wojen Rdzeniowych. Wyłoniono Komitet i zadbano o szybki rozwój i ujednolicenie Parz.

Miasto wzbogaciło się ogromnie dzięki zbudowaniu Portu. Mieszkańcy metropolii byli pierwszą i jedyną społecznością, która potrafiła wydobywać i wykorzystywać cenną materię rdzeniową. Wkrótce rozproszona ludność okolic Płaszcza wokół Bieguna, regionu, który został nazwany zagłębiem, popadła w ekonomiczną zależność od Parz. W końcu zagłębie i Miasto utworzyły jednolity organizm gospodarczy. Do Parz napływały surowce i podatki z zagłębia, które z kolei otrzymywało materię rdzeniową i, co ważniejsze, stabilny system prawny. Tylko najdalej wysunięta część nadpływu, ponura i niegościnna, zachowała odrębność i dawała schronienie kilku plemionom myśliwych oraz grupom wygnańców z Parz, takim jak Istoty Ludzkie.

Adda znowu ugryzł kawałek ciasta.

— Dziwi mnie, że ludzie pogodzili się z utratą niezależności. Czyżby nikt nie walczył? Bzya potrząsnął głową.

— Nikt nie traktował tego jak podboju. Parz nie jest imperium, nawet jeśli sprawia na tobie takie wrażenie, Adda. Ludzie pamiętali okres przed Wojnami, kiedy w całym Płaszczu żyło się bezpiecznie. Nie mogliśmy wrócić do tamtych czasów; zbyt wiele straciliśmy. Ale Parz było lepsze niż nic — dawało oparcie, zbiór przepisów, system, który ułatwiał życie. Ludzie skarżą się na dziesięciny — i nikt nie twierdzi, że Komitet zawsze postępuje słusznie — ale większość z nas woli podatki od życia w dziczy… Z całym szacunkiem dla ciebie, mój przyjacielu. — Ugryzł ciasto. — Taka jest prawda. I zawsze tak było.