A jednak, czy musiało istnieć bogactwo i bieda? Miasto było wspaniałe, ale w porównaniu z Gwiazdą wydawało się czymś małym (i zapewne nie było większe niż kciuk Ur-człowieka). Lecz nawet w malutkich ścianach Parz występował sztywny podział na klasy: dworzanie w Loży, odgradzający się od mas, Góra i Dół oraz istniejące między nimi, niewidoczne, ale bardzo realne bariery. Dlaczego tak miało być? Wydawało się, że ludzie budują takie osady tylko po to, żeby znaleźć sposób dominowania nad innymi ludźmi.
Muub słuchał niezgrabnych wywodów Addy.
— Ależ to jest nieuniknione — odparł z obojętną miną. — Musisz dysponować jakąś strukturą — hierarchią — jeśli chcesz kierować skomplikowanymi, wzajemnie zależnymi systemami, które podtrzymują połączoną społeczność Miasta i zagłębia. Tylko w ramach tak zorganizowanej społeczności człowiek może sobie pozwolić na sztukę, naukę, mądrość — nawet na rozrywkę w najpodlejszym gatunku, taką jak te Igrzyska. A hierarchie wiążą się z władzą. — Uśmiechnął się protekcjonalnie do Addy. — Ludzie nie są zbyt szlachetni, nadpływowcze. Rozejrzyj się dookoła siebie. Ciemna strona ich natury ujawnia się za każdym razem, gdy któryś z nich czuje, że może przechytrzyć drugiego.
Adda pomyślał o swojej młodości w nadpływie, kiedy świat nie był jeszcze taki perfidny. Przypominał sobie grupy myśliwych, złożone z pięciu, sześciu osób: mężczyzn i kobiet, całkowicie zanurzonych w cichym Powietrzu, uważnych, wyczulonych na otaczające ich środowisko. Współpracując ze sobą, ci ludzie byli całkowicie świadomi wzajemnych powiązań i pełni życia.
Uświadomił sobie, że lekarz jest typowym obserwatorem, uważającym się za kogoś lepszego od całej reszty, lecz w gruncie rzeczy po prostu obojętnym i zimnym. Jedyny sensowny sposób życia polegał na byciu sobą, zarówno w świecie jak i w towarzystwie innych. Miasto przypominało potężną machinę skonstruowaną tak, aby zniechęcać obywateli do tego rodzaju zachowania — żeby ich odstręczać. Nic dziwnego, że młodzi ludzie wydostawali się z wlotów przeładunkowych i osiedlali na Skórze, ujarzmiając Powietrze dzięki sprytowi i zręczności. Oni szukali życia.
Światło zmieniło się. Soczysta żółć Powietrza nad Biegunem wydawała się jaśniejsza. Zaintrygowany starzec odwrócił głowę w kierunku nadpływu.
W loży i na stadionie rozległ się pomruk niecierpliwych widzów. Nadworny medyk dotknął ramienia Addy i pokazał mu coś w górze.
— Spójrz. Surferzy. Widzisz ich?
Surferzy tworzyli sześciokątny szyk; wyglądali jak błyszczące plamki rozproszone w Powietrzu. Nawet dotychczas obojętny Muub był podniecony i chyba zastanawiał się, co czują ci śmiałkowie, poskramiając pływ na takiej wysokości, tak daleko od Miasta.
Jednakże Addę nadal niepokoiła subtelna zmiana. Mierzył wzrokiem linię horyzontu, przeklinając ścianę z przezroczystego drewna, która zniekształcała widok.
Wreszcie dostrzegł coś.
W odległej części nadpływu, daleko na północ, linie wirowe zniknęły.
Nazywało się — nazywałasię — Karen Macrae. Urodziła się w miejscu zwanym Marsem tysiąc lat temu.
To są lata w skali Ziemi — tłumaczyła. Stanowią oczywiście mniej więcej połowę lat marsjańskich, ale niczym nie różnią się od waszych lat… Widzisz, zaprojektowaliśmy wasze biologiczne zegary tak, aby współgrały z przeciętnym tempem metabolizmu ludzkiego, i kazaliśmy wam liczyć rytmy gwiazdy neutronowej, zęby mieć z wami wspólny język w postaci dni, tygodni, lat… Chcieliśmy, żebyście żyli w takim samym tempie jak my, żebyście komunikowali się z nami. Karen Macrae zawahała się. To znaczy, Z nimi. Z normalnymi ludźmi.
Dura i Hork popatrzyli na siebie.
— Rozumiesz coś z tego? — syknął.
Dura spojrzała na Karen Macrae. Pływający wizerunek oddalił się od środka kabiny i wydawało się, że staje się bardziej chropowaty. Tworzył teraz coś w rodzaju mozaiki złożonej z małych, przepychających się sześcianów kolorowego światła.
— Czy jesteś Ur-człowiekiem? — zapytała Dura.
Karen Macrae zasyczała.
Czym? Och, masz na myśli normalnego człowieka? Nie, nie jestem nim, ale kiedy ś byłam…
Karen Macrae przybyła do Gwiazdy wraz z pięcioma setkami ludzi z innego miejsca. Dura pomyślała, że zapewne był to Mars. Założyli obóz na zewnątrz Gwiazdy. Kiedy się tam pojawili, Gwiazdy nie zamieszkiwały istoty ludzkie; występowały jedynie rodzime gatunki — świnie, płaszczki, pająki spinowe ze swymi pajęczynami, a także drzewa skorupowe.
Karen Macrae przyleciała do Gwiazdy, żeby ją zaludnić.
Struktura gwiazdy neutronowej jest zdumiewająco bogata — wyszeptała kanciasta postać. Czy pojmujecie to? Chodzi mi o to, ze Rdzeń jest jak wielkie, pojedyncze jądro — hiperjądro o dwudziestoczteroprocentowej zawartości materii hiperonowej. I jest fraktalny. Wiecie, co to oznacza? Że ma strukturę we wszystkich skalach, aż do…
— Proszę. — Hork podniósł ręce. — To jest potok słów, które nie przekazują… niczego.
Kostki tworzące twarz Karen rozpychały się jak małe owady. Jestem Polonistką pierwszej generacji — powiedziała. Zbudowaliśmy środowisko wirtualne w hiperjądrze — w Rdzeniu.
Dane o mnie zostały przekazane, za pośrednictwem łącza w moim spoidle wielkim[4], do środowiska tutaj, w Rdzeniu. Karen Macrae zasłoniła mięsiste, obrzydliwe kulki w oczodołach fałdami skóry. Czy rozumiecie mnie?
— Jesteś kopią — wycedził Hork. — Kopią Ur-człowieka mieszkającą w Rdzeniu.
— Gdzie jest Ur-kobieta Karen Macrae? — zagadnęła Dura.
— Czy ona nie żyje?
Nie ma jej tutaj. Jak tylko się tutaj osiedliliśmy, statek odleciał. Nie wiem, gdzie ona te raz jest…
Dura usiłowała wykryć emocje w głosie kobietopodobnej istoty — czy była obrażona na swój pierwowzór, który ją stworzył i wrzucił tu, do Rdzenia Gwiazdy? Czy zazdrościła mu? Jednak dziwny stwór mówił tak ochryple, że dziewczyna nie była w stanie znaleźć odpowiedzi na żadne ze swoich pytań. Przypomniał jej się system nagłośnieniowy w aucie powietrznym Toby Mixxaxa.
Karen Macrae powiedziała przybyszom z Płaszcza, że kolonia ludzkich kopii, które przetransferowano do Rdzenia, miała urządzenia łączące je z realnym środowiskiem Gwiazdy. Posiadała system do produkowania czegoś, co nazywało się materią egzotyczną[5].
Poprzecinała Płaszcz tunelami czasoprzestrzennymi, łącząc Biegun z Biegunem, i zbudowała sieć pięknych miast.
Kiedy ludzkie kopie skończyły pracę. Płaszcz wyglądał jak ogród. Był czysty i pusty. Czekał.
Dura westchnęła.
— I wtedy zbudowaliście nas.
— Rzeczywiście — powiedział Hork. — Wiemy o tym z naszych cząstkowych przekazów historycznych. Zostaliśmy zrobieni. Jak zabawki — dodał gniewnie w poczuciu upokorzenia.
Świat był w tamtych czasach oazą spokoju. Ludzie nie musieli walczyć o przetrwanie. Zaburzenia zdarzały się bardzo, ale to bardzo rzadko. Przekopiowani Koloniści, nadal rezydujący w Rdzeniu, byli dla Istot Ludzkich kimś w rodzaju nieśmiertelnych, wszechwiedzących rodziców.
Falowanie przez tunele czasoprzestrzenne z nadpływu do Bieguna trwało najwyżej jedno uderzenie serca.
Hork przysunął się do kobietopodobnej istoty.
— Spodziewaliście się, że tu dotrzemy i będziemy was szukać.
Mieliśmy nadzieję, te przybędziecie. My nie moglibyśmy wybrać się do was.
— Dlaczego?
Dura odniosła wrażenie, że jej towarzysz dosłownie warczy na tę starożytną, fascynującą kobietę-powłokę i czuje do niej irracjonalną złość.
5
Zanurzając się wewnątrz statycznej czarnej dziury napotykamy centralny punkt osobliwości — nieskończenie zakrzywioną czasoprzestrzeń. Tunele czasoprzestrzenne (zwane też korytarzami Momsa-Thome'a) mogące łączyć różne miejsca tego samego wszechświata lub dwu odrębnych wszechświatów, mogą tworzyć rolujące czarne dziury, wewnątrz których zamiast punktu osobliwości występuje pierścień osobliwości. Niestety tunele takie są bardzo małe i niestabilne, gdyż zapadają się pod wpływem grawitacji. Materia niezbędna do utworzenia gardzieli tunelu winna mieć następującą właściwość: naprężenie (wytrzymałość na rozerwanie) materii potrzebnej, aby utrzymać tunel w stanie otwartym winno być 10*^ rażą większe niż gęstość substancji użytej do jego stworzenia. Dzisiejsza nauka nie zna takiej materii we wszechświecie. Fizycy sądzą, że gdyby naprężenie materiału mogło wzrosnąć do wartości powyżej 10^ rażą większej niż jego gęstość, zacząłby on wykazywać dziwne cechy np: ujemną średnią gęstość energii, ujemną masę, rozdmuchiwałby się a nie zapadał pod wpływem grawitacji. (Zwłaszcza ta właściwość odgrywa dużą rolę w przypadku tuneli czasoprzestrzennych). Ze względu na owe niezwykłe właściwości materię tę nazywa się materią egzotyczną. Przypuszcza się, ze może ona istnieć w kwantowych fluktuacjach przestrzeni otwartego kosmosu.