Znacznie trudniej byłoby jej przeżyć te wszystkie lata po wypadku bez Dave’a.
Może naprawdę powinna do niego zadzwonić.
Jane przytuliła się policzkiem do piersi męża.
– Która godzina?
– Trochę po dziesiątej. Jako przyszła matka powinnaś już być w łóżku.
Aż się zarumieniła, słysząc te słowa. Zawsze chciała zostać matką, chociaż wydawało jej się, że to nigdy nie nastąpi. Teraz też jeszcze nie do końca to do niej dotarło i każde przypomnienie sprawiało jej przyjemność.
Czy to możliwe, że spadło na nią tyle szczęścia?
– Może zaparzę ci rumianek – zaproponował. – To ci pomoże zasnąć.
Jane skinęła głową i, choć niechętnie, wysunęła się z jego ramion. Sięgnęła, by wyjąć kasetę z wywiadem i wyłączyć sprzęt.
– Jak ci idzie praca nad tym filmem? – spytał Ian, gasząc światło w pracowni wideo.
Przeszli do głównej części atelier.
– Dobrze, chociaż wystawa coraz bliżej.
– Cieszysz się?
– Coś ty! Jestem przerażona.
– Nie musisz się bać. – Wyprowadził ją z przestronnego pokoju i znowu zgasił światło. Weszli kręconymi schodami do części mieszkalnej budynku. – Wszyscy cię będą podziwiać. I słusznie.
– Ciekawe, na czym opierasz swoje przypuszczenia.
– Po prostu znam tę artystkę. Jest genialna.
Jane zaśmiała się. Mąż posadził ją na wielkiej kanapie, pochylił się i lekko pocałował w usta.
– Zaraz wracam.
– Wypuść Rangera z klatki – zawołała za nim. Chodziło jej o ich trzyletniego skundlonego retrievera. – Słyszałam, jak skamle.
– To chyba największe dziecko w całym Teksasie.
– Jesteś zazdrosny? – zaczęła się z nim drażnić.
– Pewnie, że tak – powiedział poważnie, chociaż w jego oczach zalśniły wesołe iskierki. – Drapiesz go za uchem znacznie częściej niż mnie.
Po chwili Ranger wyskoczył z kuchni. Był niezwykle brzydki, ale za to bardzo inteligentny. Jane wzięła go ze schroniska, kiedy był jeszcze szczeniakiem. Prawdę mówiąc, wybrała go dlatego, iż wiedziała, że nikt inny tego nie zrobi. Przy rozmiarach i usposobieniu retrievera, maści spaniela i w dodatku paru cętkach typowych dla dalmatyńczyków, stanowił jedyną w swoim rodzaju mieszankę.
Pies zatrzymał się przy Jane i położył wielki łeb na jej kolanach. Pogłaskała go po łbie i jedwabiście gładkich uszach, a Ranger aż pokazał białka oczu, tak mu było przyjemnie.
– No i co ty na to? – zwróciła się do zwierzaka, myśląc o sennych koszmarach, które powoli niszczyły jej poczucie bezpieczeństwa. – Czy to z powodu dziecka zrobiłam się taka nerwowa? Czy jest może jakaś inna przyczyna?
Ranger zaskomlał w odpowiedzi, a Jane pochyliła się i wtuliła twarz w psi łeb.
– Może jednak zadzwonić do Dave’a? Co ty na to? Dostrzegła swoje odbicie w szkatułce z lusterkiem, stojącej na stoliku. Było trochę zniekształcone z powodu kąta nachylenia lusterka i jego skośnych brzegów.
Trochę zniekształcone. To właściwe słowa, pomyślała. Nigdy nie była w stanie patrzeć na siebie inaczej, chociaż dla większości ludzi była zwykłą, dosyć atrakcyjną, ciemnowłosą kobietą. Niektórzy zwróciliby być może uwagę na długą, cienką bliznę, która biegła wzdłuż jej policzka, a nawet uznali, że jest po jakimś liftingu albo czymś w tym rodzaju. A najlepsi obserwatorzy mogliby dostrzec, że jej ładne, brązowe oczy odbijają światło w nieco inny sposób, ale zapewne nie zaprzątaliby sobie tym głowy.
Jednak ona patrzyła na siebie w zupełnie inny sposób. Ze wszystkich sił starała się nie widzieć w lustrze potwornie okaleczonej nastolatki, która nosiła specjalną opaskę na oku, by ukryć okropny, pusty oczodół.
Kolejne operacje plastyczne powoli przywracały jej dawny wygląd, a zrobiona na specjalne zamówienie proteza zastąpiła oko. Ale nie istniała taka gałąź medycyny, która potrafiłaby sprawić, żeby Jane wróciła na dawne miejsce wśród swych rówieśników. Dożywotnio skazana była, by patrzeć na świat inaczej, wiedząc przy tym, że świat też odbiera ją jako inną i dziwną, żeby nie powiedzieć – dziwaczną.
Beztroska, pewna siebie dziewczyna, którą była tamtego marcowego poranka, zniknęła gdzieś na zawsze.
Nie było już powrotu do przeszłości. Ale Jane nie chciała do niej wrócić, nawet gdyby mogła. W ten sposób zmieniłaby cały swój sposób patrzenia na świat i ludzi. A wówczas przestałaby istnieć jako artystka Cameo, jak sygnowała swoje prace.
Nie miałaby prawdopodobnie nic ważnego do powiedzenia.
– Przygotowałem już dla nas herbatę – powiedział Ian, wracając z dwoma kubkami. Postawił je na podkładkach, szturchnął Rangera, żeby się posunął, i usiadł przy niej.
Przez chwilę siedzieli w ciszy i pili ziołową herbatę. Jane zauważyła, że mąż spogląda w stronę zegara, więc też skierowała tam wzrok. Aż jęknęła.
– Do licha, już po północy!
– Niemożliwe. – Zamrugał, jakby nie mógł uwierzyć własnym oczom. – Cholera, jutro będzie ciężko.
– Już jest jutro – zauważyła, wtuliwszy się w jego bok. – Przynajmniej nabierzemy wprawy, jeśli idzie o nocne karmienia.
Poczuła, że mąż się uśmiechnął.
– Jeśli z tego powodu będziesz miała mniejsze wyrzuty…
Znowu umilkli, Ian pierwszy zdecydował się przerwać ciszę.
– Kiedy powiesz Stacy o dziecku?
Na wspomnienie siostry zagryzła nerwowo wargi i poczuła dziwny chłód. Chciała się jeszcze mocniej przytulić do Iana, ale odsunął się od niej i spojrzał jej w oczy.
– Naprawdę się ucieszy. Zobaczysz.
– Mam nadzieję. Tyle że teraz…
Teraz mam wszystko, czego pragnie moja siostra.
Co gorsza, to Stacy pierwsza chodziła z Ianem.
Jane zrobiło się jej żal. Chciałaby zmienić przeszłość, poznać Iana w innych okolicznościach. Co prawda Stacy chodziła z nim bardzo krótko, ale Jane czuła się trochę tak, jakby ukradła go siostrze.
Przypomniała sobie moment, kiedy ona i Ian powiedzieli Stacy, że chcą się pobrać. Stała przed nimi, jasnowłosa i wysoka niczym skandynawska wojowniczka. Ale wcale nie była tak silna, na jaką wyglądała. Jej mina zdradzała wszystko. Stacy czuła się zraniona i upokorzona.
Bardzo zależało jej na Ianie. Może nawet bardziej niż bardzo.
Ian uścisnął ramię żony.
– Wiem, że to nie jest łatwe, ale chyba najwyższy czas zapomnieć o przeszłości – powiedział. – Powinnyście przynajmniej spróbować.
Ojciec Stacy pracował w policji i został zabity na służbie, kiedy miała zaledwie trzy miesiące. Jej matka wyszła ponownie za mąż i zaszła w ciążę zaraz po tym, jak powiedziała sakramentalne tak.
Urodziła się Jane. I chociaż ojciec zawsze traktował Stacy jak własną córkę i nigdy żadnej z nich nie faworyzował, to jednak jego snobistyczna rodzina z Highland Park nie ukrywała swoich sympatii. Dotyczyło to zwłaszcza jego matki, która rządziła niepodzielnie wśród najbliższych. Jane pamiętała, jak babka powtarzała, że płynie w niej „dobra krew”. Myślała, że spali się wtedy ze wstydu, zwłaszcza jeśli była przy tym Stacy.
Było im łatwiej, kiedy rodzice jeszcze żyli, bo Stacy nie potrzebowała wtedy wsparcia babki Killian. Mogła ją ignorować. Ale kiedy sześć lat temu oboje zmarli, ojciec na zawał, a wkrótce potem matka z powodu wylewu, Jane i Stacy zostały same. Mogły liczyć tylko na siebie i na babkę.
Oczywiście teraz siostra miała sto powodów, żeby znienawidzić Jane. Choćby to, że odziedziczyła po zmarłej przed rokiem babce większą część majątku Killianów.
Stacy nie dostała nic. A przecież ojciec Jane był również jej ojcem, chociaż nie biologicznym.
Gdybyśmy tylko mogły o tym zapomnieć! – pomyślała Jane, żałując, że nie jest z siostrą tak blisko, jak to zwykle bywa w rodzinie. Gdybym tylko wiedziała, jak do niej dotrzeć! – zastanawiała się nie wiedzieć który już raz. Kiedy zaproponowała Stacy, że da jej połowę majątku, siostra tylko wpadła w złość. Wiedziała, że babka jej nie kochała. Nie przyjęłaby od niej nawet centa.