Выбрать главу

– Zapomniałaś broni.

Wzięła ze śmiechem pistolet.

– Mój Walton & Johnson.

– Słucham?

– Zamiast Smith & Wesson. Jane się ciągle myliła.

– Ale przecież to glock.

– Tylko że ona tego nie wie. Dla niej każdy pistolet to Smith & Wesson, a w dodatku jeszcze przekręca nazwę. Tak swoją drogą, dzięki za piżamę. – Wskazała T-shirt.

Uśmiechnął się szeroko.

– Tak swoją drogą, to mój ulubiony.

– Mogę go pożyczyć?

– A jeśli powiem, że nie, to go zdejmiesz?

– Najpierw muszę się napić kawy. Przykro mi, ale kobieta powinna mieć pewne zasady. Chętnie bym też coś zjadła.

– Proszę, czego ci się zachciewa. Stacy zajrzała ponownie do lodówki.

– Typowy facet. Jest tu tylko piwo i resztki pizzy. Podszedł do niej i objął ją od tyłu.

– A czego jeszcze byś chciała?

– Jajek, soku, chleba… – zaczęła wyliczać.

– Pizza jest najlepsza. Masz w niej jajka, mąkę, mięso, a także warzywa.

– I tłuszcz. – Stacy zajrzała do pudełka. – Jakoś nie widzę tu warzyw.

– A sos pomidorowy? Jak sama nazwa wskazuje, robią go z pomidorów – stwierdził z triumfem.

Obróciła się i zarzuciła mu ręce na szyję.

– Jesteś potwornym prymitywem. Myślisz tylko o piwie i pizzy.

– I jeszcze o tobie.

Otarł się o nią i poczuła, że już ma olbrzymi wzwód. Do licha z kawą, pomyślała.

– Widzę, że też masz broń – mruknęła mu do ucha. – Ale czy nie zawahasz się jej użyć?

Zaśmiał się i wziął ją na ręce. Nie szukał zbyt długo. Położył Stacy na stole kuchennym i pokazał, że jest przygotowany na wszelkie ewentualności.

Wzięli wspólny prysznic, potem Stacy odgrzała pizzę, chociaż Mac stanowczo twierdził, że zimna jest znacznie lepsza. Popili ją kawą i Stacy musiała przyznać, że śniadanie jest całkiem niezłe.

Wzięła drugi kawałek i przypomniała sobie to, co słyszała niedawno od siostry.

– Wiesz, Jane ma ciekawą teorię dotyczącą tego faceta od anonimów.

Spojrzał jej w oczy i odłożył na chwilę kawałek pizzy.

– Tak?

– Uważa, że to ten sam człowiek, który zabił Vanmeer, Tanner i Gregory.

– Trochę to naciągane.

– Wiem. Ale jeśli ma rację?

Przez moment tylko na nią patrzył. Dopiero później pokręcił głową.

– Sama w to nie wierzysz. Nie powiesz mi, że ktoś po szesnastu latach nie tylko zaczął prześladować twoją siostrę, ale również zamordował trzy inne kobiety.

Stacy milczała, więc jeszcze raz potrząsnął głową.

– Może oświecisz mnie, dlaczego to zrobił? Żeby ją zastraszyć? Przecież mógł to zrobić, nikogo nie zabijając. Daj spokój, już bardziej prawdopodobne, że to Ian ma jakąś kochankę, która przesyła jej te groźby. Kto powiedział, że prześladowca jest mężczyzną? Kobiety są bardziej mściwe, chociaż rzadziej posuwają się do morderstwa.

Cholera, znowu miał rację.

Stacy była gotowa wierzyć w tę teorię ze względu na Jane, ponieważ siostra tak bardzo tego potrzebowała.

Wbiła wzrok w swój talerz z resztkami pizzy. Starała się poukładać myśli, zastanawiając się, czy może być z Makiem całkiem szczera. W końcu postanowiła spróbować.

– Zazdrościłam jej męża, pracy, ostatnio dziecka… Wydawało mi się, że ja też na to zasługuję. A teraz… – Spojrzała mu w oczy. – Czuję się z tym potwornie. To było okropne z mojej strony!

– Raczej zupełnie naturalne – zapewnił, wytarłszy usta serwetką. – Pamiętaj, że jesteśmy tylko ludźmi ze wszystkimi naszymi słabościami.

– Możliwe, ale nie byłam sprawiedliwa wobec Jane. Odsunęłam się od niej z powodu zazdrości, a ona mnie potrzebowała.

Zgniótł serwetkę i rzucił ją na talerz.

– Czuję, że czegoś ode mnie chcesz. W czym rzecz, Stacy?

– Nieważne. Chodzi o to, że jestem coś winna siostrze. Jeśli ona wierzy, że to facet z łodzi, to jestem gotowa to sprawdzić. Niezależnie od tego, czy mi pomożesz, czy nie.

– Szef nieźle nas zruga, jeśli się o tym dowie. Stacy uśmiechnęła się.

– Może wyżywać się na mnie. Jestem przyzwyczajona do ostrego języka.

Mac pokręcił głową. Wcale nie był rozbawiony.

– Dobrze, Stacy. Pracujemy razem, więc spróbuję ci w tym pomóc.

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY PIĄTY

Piątek, 7 listopada 2003 r. 9. 30

Po wyjściu od Maca Stacy pojechała do domu, żeby się przebrać, a potem ruszyła do szpitala.

Jane już nie spała. Siedziała na łóżku i patrzyła na nieruszone śniadanie. Była tak blada, że blizny z boku jej twarzy rysowały się wyraźniej niż kiedykolwiek.

– Cześć, mała. – Stacy spróbowała uśmiechnąć się do siostry.

– No, cześć.

– Dave już poszedł?

Jane uniosła ze zdziwieniem brwi.

– A był tutaj?

– Przyjechał w nocy. Było już późno.

– Nic nie pamiętam. Pewnie spałam.

Stacy podeszła do siostry, odstawiła tacę z jedzeniem i przysiadła na brzegu łóżka.

– Chciałabym móc cię jakoś pocieszyć, ale po prostu nie znajduję słów. – Chrząknęła i spojrzała gdzieś w bok. – Nie wiem, czy ci to pomoże, ale będę zawsze przy tobie, kiedy tylko będziesz mnie potrzebować.

– Dziękuję, Stacy – szepnęła Jane.

– Czy rozmawiałaś już z lekarzem? Skinęła głową.

– Mają mnie stąd wypisać po południu. Pewnie gdzieś koło drugiej.

– Zawiozę cię do domu.

– Masz przecież pracę.

– Wezmę wolne z powodu ważnej sprawy rodzinnej. – Znowu się uśmiechnęła.

Przez chwilę siedziały w milczeniu, słuchając rozmów pielęgniarek dobiegających z korytarza, odgłosów pchanych wózków i innych szpitalnych dźwięków.

– Stacy?

Właśnie w takich chwilach można było zauważyć, że oczy Jane się różnią. Jedno wyrażało całe morze emocji, a drugie było puste.

– Tak?

– Proszę… powiedz o tym Ianowi. Ja… ja nie mogę, a nie chcę, żeby się dowiedział od Eltona albo przez telefon. Zrobisz to dla mnie?

Stacy nie mogła odmówić, dlatego zaraz po wizycie w szpitalu pojechała do więzienia. Teraz czekała w boksie na Iana, myśląc o tym, że wolałaby być w jakimkolwiek innym miejscu.

Wypuściła nagromadzone w płucach powietrze. Nawet nie przypuszczała, że jest tak spięta. Sama nie wiedziała, jak ma to oznajmić szwagrowi. I jak go pocieszyć, zwłaszcza z tą pleksiglasową szybą między nimi. Bała się też, że Ian zareaguje bardzo gwałtownie. Trudno będzie mu się pogodzić z tym, że w takiej chwili jest daleko od Jane.

Jeśli ją kocha, pomyślała.

Właśnie, jeśli, powtórzyła w duchu.

By zająć myśli czymś przyjemniejszym, zaczęła wspominać Maca i spędzoną z nim noc. Uśmiechnęła się do siebie. Miała wrażenie, że otrzymała dar, na który nie zasłużyła. Odrobinę szczęścia w całym morzu nieszczęść, które otaczało ją i siostrę.

Kto by pomyślał? Mac McPherson. Wesoły, delikatny, porządny… Ktoś, kto mógłby się stać wymarzonym partnerem na całe życie…

Spokojnie, Stacy. Tylko nie rób sobie za dużych nadziei.

Po pierwsze jeszcze jej się nie oświadczył i nic nie wskazywało na to, że ma taki zamiar. Po drugie pracowali razem od niedawna i wcale nie znała go tak dobrze. A w każdym razie nie na tyle, żeby myśleć o wspólnej przyszłości.

Cóż, może czeka ją zimny prysznic.

Na razie jednak czuła się cudownie.

Strażnik przyprowadził Iana. Szwagier dostrzegł ją i zajął miejsce w swoim boksie. Niemal jednocześnie sięgnęli po słuchawki.

– Stacy? – usłyszała jego pełen niepokoju głos. – Czy coś się stało z Jane?