Zawahała się, nie bardzo wiedząc, co powiedzieć. W końcu uznała, że najlepiej od razu wyłożyć kawę na ławę.
– Jane poroniła. Dzisiaj w nocy.
Patrzył na nią tępo, jakby nie był w stanie zrozumieć tego, co przed chwilą usłyszał. W końcu jednak to do niego dotarło. Stacy zauważyła, jak zbielały mu knykcie dłoni, w której trzymał słuchawkę.
– Jak… jak to możliwe? Prze… przecież w czwartek czu… czuła się dobrze.
– To była poważna sprawa. Łożysko oderwało się od ściany macicy. Już wszystko w porządku, ale… mogła umrzeć. Wykrwawić się na śmierć.
Ian zakrył twarz wolną dłonią.
– Dobry Boże! – Nagle jakby uszły z niego wszystkie siły. Ręka mu opadła, ukazując pozbawioną jakichkolwiek emocji twarz.
– Już wszystko w porządku. Mają ją nawet dzisiaj wypisać – pospieszyła z zapewnieniami. – No, ale wciąż jest wstrząśnięta.
Ian zaczął kręcić głową. Ruch był niewielki, ale wyraźnie dostrzegalny.
Mijały sekundy, potem minuty. Stacy czuła, że powinna dać mu czas, żeby trochę ochłonął. Mogła sobie wyobrazić, co czuje…
Chyba że jest takim potworem, za jakiego go uważają. Bestią bez serca, której zależy tylko na sobie i na pieniądzach.
Ian znowu zakrył oczy, a kiedy je odsłonił, zobaczyła, że płacze.
– Jane była tu w czwartek. Zacząłem… zacząłem się z nią kłócić. Byłem zazdrosny. O Dave’a – wyrzucał z siebie krótkie zdania. – O Dave’a. O ciebie. O wszystkich. Bo siedzę tutaj, a ona jest tam. Bo inni ją pocieszają. A teraz dziecko… O Boże, co ja najlepszego narobiłem!
Znowu zaczął płakać.
Kłócili się, pomyślała Stacy. Jane nic jej o tym nie powiedziała.
Stacy odetchnęła głęboko. Wciąż nie wiedziała, z kim ma do czynienia. Z nieszczęśliwym, niewinnym mężem czy też zdrajcą i mordercą.
– Stacy, powiedz jej, powiedz, że przepraszam – błagał. – Że ją kocham. Że nigdy jej nie zdradziłem… nie zdradzę.
Ściągnęła brwi. Czy to możliwe, że ten rozbity, nieszczęśliwy człowiek zabił aż trzy kobiety? A może to tylko gra, za którą powinien dostać Oscara?
– Powiedz jej, że te lunche to nic takiego – dodał naglącym tonem. – Musisz obiecać… Byłem na nią zły. Myślałem, że mi nie ufa i że nie ma prawa… Ale ma…
Coraz mniej z tego rozumiała. Wyglądało na to, że Jane miała o coś do niego pretensje. Że czegoś chciała się dowiedzieć. Tylko zawodowa dyscyplina pozwoliła jej zachować milczenie. Wiedziała, że gdyby zaczęła go wypytywać, Ian zamknąłby się w sobie.
Milczał przez dłuższą chwilę, jakby usiłował się pozbierać. W końcu jego spojrzenie stało się jaśniejsze, pewniejsze.
– Marsha przeznaczała te dwie godziny dwa razy w miesiącu na pracę papierkową. Musiałem przy tym być. To ona wpisała wszystkie stare telefony do mojego notesu. Prosiłem ją o to… – Głos mu się załamał.
– Jestem niewinny, Stacy. Powiedz to Jane, proszę.
Powoli zaczęła ogarniać sytuację. Jane znalazła w palmtopie Iana coś, co go obciążało, i poprosiła o wyjaśnienia. Właśnie wtedy się pokłócili.
Stacy widziała listę przedmiotów, którą zabrano z mieszkania Westbrooków. Nie było na niej elektronicznego notesu.
Nie znaleźli go w czasie rewizji. Pewnie Jane wzięła go pierwsza.
– Co takiego Jane znalazła w twoim notesie, Ian? Spojrzał na nią ze strachem. Być może wreszcie dotarło do niego, że rozmawia z oficerem policji.
– Po prostu przekaż jej to wszystko. Będzie wiedziała, o co chodzi… – Głos znowu zaczął mu się łamać.
– Proszę. To dla mnie bardzo ważne.
– Ian, mogę spróbować ci pomóc…
– Nie, tylko jej wszystko powiedz. Obiecaj, że to zrobisz. – Pochylił się w jej stronę. Czołem niemal dotykał szyby. – Jane jest dla mnie wszystkim.
Stacy ściągnęła brwi- Nie pochwalała postępowania siostry. Jane nie powinna niczego ukrywać przed policją. Jeżeli Ian popełnił zbrodnie, które mu zarzucają, to wolałaby, żeby trzymał się jak najdalej od jej siostry. Sama nie wiedziała, co myśleć, ale wyglądało na to, że dosłownie wszystko go obciąża.
A jeśli nie jest winny? A prawdziwy zbrodniarz śmieje się w kułak i pociąga kolejne sznurki? Powinna zbadać wszystkie możliwości.
Pokazała strażnikowi, że chce kończyć rozmowę.
– Zastanowię się, Ian. Niczego nie obiecuję. Wstał i spojrzał na nią błagalnie.
– Proszę.
– Przepraszam, ale muszę to sobie najpierw przemyśleć.
Skinęła mu głową na pożegnanie i ruszyła do wyjścia. Zastanawiała się, komu ma wierzyć. I na co, do diabła, się zdecydować.
ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SZÓSTY
Piątek, 7 listopada 2003 r. 15. 30
Jane ruszyła ostrożnie po schodach do swego mieszkania. Stacy trzymała ją pod ramię, chociaż siostra parę razy powtarzała, że nie jest to konieczne.
Lekarz wypisał ją, zalecając odpoczynek w łóżku co najmniej przez dwadzieścia cztery godziny, a następnie, przez dwa dni, mniej forsowny tryb życia. Ostrzegał też, że jej ciało natychmiast zareaguje, jeśli go nie posłucha, i może to mieć poważne następstwa. Gdyby zaczęła choć trochę krwawić, miała natychmiast dzwonić po karetkę.
Jane nie czuła się najlepiej. Drżała przy najmniejszym wysiłku i była cała obolała.
Szła przygnębiona i ponura. Nie mogła przestać myśleć o dziecku, które jeszcze dzień wcześniej nosiła pod sercem. Dziecku jej i Iana.
Strata bolała tak bardzo, że nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdoła o niej zapomnieć. Czuła się pusta, jakby wydrążona w środku. Chciała, żeby Ian wziął ją w ramiona i przytulił, ale wiedziała, że jest to niemożliwe, przez co ból tylko wzrastał.
Wcale nie pocieszyło jej to, czego dowiedziała się od Stacy. Ian ją kochał. Czekał na nią.
Sama nie wiedziała dlaczego, ale spodziewała się czegoś więcej.
Kiedy wreszcie dotarły na szczyt schodów, Stacy spojrzała na siostrę.
– Jak? W porządku?
Skinęła głową, niezbyt pewna, czy uda jej się wydobyć głos. Była tak bardzo osłabiona, że zasapała się, wchodząc na piętro.
Znalazły się w środku. Tuż za progiem powitały je piski zamkniętego w klatce Rangera.
– O Boże, Ranger! Zupełnie zapomniałam! – jęknęła Jane.
– Nie przejmuj się, dałam mu jeść i wyprowadziłam na spacer – poinformowała Stacy. – Byłam tu rano. Teraz położę cię do łóżka i znowu go wyprowadzę.
– Sama się położę.
– Jesteś słaba.
– A ty nadopiekuńcza. Stacy rozłożyła ręce.
– Nic na to nie mogę poradzić. Po prostu obudziłaś mój instynkt opiekuńczy. No, chodź do mięciutkiego łóżeczka.
Roześmiały się.
– Proszę, co za idealna policjantka… i zarazem pielęgniarka.
Stacy skinęła głową.
– Jasne, najpierw trzeba komuś dołożyć, żeby później móc nim się zająć – powiedziała ze śmiechem.
Jane spojrzała w stronę sypialni i mina jej zrzedła. W jej oczach, czy raczej zdrowym oku, pojawił się strach.
Stacy natychmiast domyśliła się, o co chodzi. Położyła dłoń na ramieniu siostry, żeby ją uspokoić.
– Masz tam czystą pościel. Umyłam też i odwróciłam materac.
Jane spojrzała na nią z wdzięcznością. Sama nie wiedziała, co by bez niej zrobiła. Stacy ścisnęła jej ramię.
– Przynajmniej już wiesz, po co masz siostrę – dodała. – Wskakuj do łóżka, a ja sprawdzą twoją sekretarkę i zajmę się Rangerem. Doktor powiedział…
– Wiem, wiem. Że mam leżeć.
Jane skinęła głową, a następnie ostrożnie ruszyła do sypialni. Weszła jeszcze na chwilę do łazienki, a potem do łóżka. Na poduszce leżał pięknie zapakowany prezent wielkości mniej więcej pudełka do butów.