Выбрать главу

Czyżby podarunek od Stacy? A może od Teda?

Wzięła pudełko do ręki. Miało żółtą kokardę, a papier był zadrukowany kaczuszkami i parasolkami. Typowo dziecięcy wzorek.

Było to wyjątkowo okrutne w świetle tego, co się stało.

Nagle zrozumiała. To nie od siostry ani od Teda.

Od niego.

Przerażona wypuściła pudełko z ręki.

Spojrzała przez ramię, żeby zawołać Stacy, ale już nie było jej w domu. Zabrała Rangera na spacer.

Z bijącym sercem spojrzała na paczkę. Podniosła ją z podłogi, nie bardzo wiedząc, co dalej. Potrząsnęła nią i coś zagrzechotało w środku.

Czy powinna zaczekać na Stacy, czy otworzyć ją sama?

Nie mogąc powstrzymać ciekawości, rozerwała papier, uniosła wieczko pudełka i zajrzała do środka.

Zobaczyła zmasakrowaną lalkę, leżącą na zwiędniętych, białych różach. Plastikowe ciało było miejscami zmiażdżone i pokrojone nożem, głowa ledwo trzymała się tułowia, a do tego lalka patrzyła na Jane tylko jednym okiem.

Czy to miała być ona po wypadku? Czy raczej dziecko, które straciła?

Jane patrzyła na lalkę ze ściśniętym gardłem. Więc wiedział, że była w szpitalu. I że poroniła.

Być może obserwował ją w tej chwili. A jeśli tak, to czy był rozbawiony? Czy śmiał się z niej? Czy może czekał, aż zacznie krzyczeć.

Wpadła w taką złość, że na moment zaparło jej dech w piersiach. Chciał ją zastraszyć. O to chodziło temu sukinsynowi!

Prędzej umrze, niż okaże choćby cień lęku. Nie da mu tej satysfakcji!

– Jane? Co się stało? Czemu nie jesteś w łóżku? Obróciła się do drzwi. Stała w nich Stacy, wciąż trzymając smycz w dłoni. Jane wyciągnęła pudełko w jej stronę.

– Co to takiego? – Stacy popatrzyła nieufnie.

– Podarunek. Od mojego osobistego psychola. Gdzie Ranger?

– Został z Tedem. Pomyślałam, że szybciej zaśniesz, jeżeli… – Urwała, zdawszy sobie sprawę, że nie ma to w tej chwili żadnego znaczenia. – Odstaw to na łóżko. I cofnij się trochę.

Jane posłuchała siostry. Stacy wyjęła pistolet i odbezpieczyła go. Zawsze miała przy sobie swojego Waltona & Johnsona. A teraz podeszła do szafy i spojrzała na Jane.

– Gdzie to znalazłaś? – spytała.

– Na poduszce.

Stacy sprawdziła szafę, potem zajrzała pod łóżko i za obie szafki nocne, na których trzymali z Ianem książki i różne drobiazgi.

– Zostań tu i uważaj – powiedziała do siostry. – Sprawdzę pozostałe pomieszczenia.

Wróciła do sypialni po jakichś dziesięciu minutach. Jej pistolet spoczywał już w kaburze.

– Jesteśmy tu tylko my dwie – rzekła z westchnieniem. – Nie ma też śladów włamania. Drzwi na zewnątrz są zamknięte. Również te od tyłu.

Jane spojrzała na siostrę.

– A co z pracownią?

– Jest otwarta.

Stacy podeszła do łóżka i ostrożnie odsunęła papier, żeby otworzyć pudełko. Zrobiła to przez chusteczkę higieniczną, którą znalazła na szafce. Następnie zaczęła przyglądać się lalce i różom.

Spod zmasakrowanej lalki wyjęła kartkę, jaką zwykle dołącza się do prezentów. Pochyliła się, żeby ją odczytać.

– A to skurwysyn!

Podała Jane karteczkę w chustce.

Było na niej zaledwie parę słów:.

Przykro mi, że to się stało.

Jane złapała się wezgłowia łóżka, bo nagle zakręciło jej się w głowie. Musiała zapanować nad słabością i gniewem. Nie pozwoli, by ten sukinsyn ją pokonał.

– Musiał to podrzucić podczas ostatniej półtorej godziny – powiedziała Stacy.

Ktoś włamał się tutaj po tym, jak zmieniła pościel i wyprowadziła Rangera na spacer.

Pies pewnie szalał z furii w swojej klatce, kiedy wyczuł obcego. Jane przeszła bez słowa do kuchni. Rzeczywiście, w klatce panował bałagan, a na plastikowej misce, która leżała przewrócona przy wyjściu, widać było ślady pazurów.

Spojrzała na siostrę.

– Może Ted coś słyszał?

Stacy skinęła głową i spojrzała na nią, marszcząc czoło.

– Dobrze się czujesz?

– Tak, tylko jestem wściekła. – Wykonała gest w stronę drzwi. – Może powinnyśmy pogadać z Tedem.

– Sama to zrobię – stwierdziła Stacy. – Ty wskakuj do łóżka.

– Nic z tego.

Stacy zrobiła taką minę, jakby zamierzała się spierać, ale Jane wyciągnęła rękę, chcąc powstrzymać protesty.

– To do mojego domu się włamano. I mnie ktoś grozi. Jak będzie trzeba, położę się na kanapie na dole.

Stacy przystała na to niechętnie. Kiedy weszły do pracowni, Ted wstał i pospieszył uściskać Jane.

– Stacy wszystko mi już powiedziała. Strasznie mi przykro.

Przytuliła się do niego, czując, jak ściska jej się w gardle.

– Dziękuję, Ted.

– Jak się czujesz? – Spojrzał z wyrzutem na jej siostrę. – Myślałem, że powinnaś leżeć.

– Mamy ważną sprawę – wyjaśniła Stacy. – Chciałyśmy o tym porozmawiać.

Patrzył na nie z niezbyt pewną miną. Jane domyśliła się, że Stacy powiedziała mu już o tym pudełku.

– Nie było go tam, kiedy stąd wychodziłam o drugiej. To znaczy, że przestępca włamał się między drugą a trzecią trzydzieści.

– Musiał więc przynajmniej przechodzić koło pracowni – włączyła się Jane.

Stacy posłała Tedowi przenikliwe spojrzenie.

– Byłeś dziś na górze?

Popatrzył na Jane, a potem znów przeniósł spojrzenie na Stacy.

– Nie.

– A czy słyszałeś może szczekanie Rangera? Na pewno oszalał z wściekłości i był bardzo głośny.

Ted pokręcił głową. – Niczego nie słyszałem po twoim wyjściu. Wychodziłem tylko po kanapkę i colę.

Wskazał papierową torbę z baru i zgniecioną puszkę leżące w koszu obok biurka.

– Ale zawsze jestem bardzo ostrożny – dodał zaraz. – Przed wyjściem zamykam wszystkie drzwi.

– Zawsze? Zawahał się.

– Raz czy dwa nie zamykałem ich na klucz, kiedy wychodziłem tylko na parę minut. Ale dzisiaj miałem kilka spraw do załatwienia, więc włączyłem również alarm.

– Jakich spraw?

– Kupiłem gazety i wstąpiłem do apteki po advil.

– Ile ci to zajęło czasu?

Zaczął bębnić nerwowo palcami po udzie.

– Trudno powiedzieć. Pół godziny. Może czterdzieści minut…

– A co z kodem do alarmu? – naciskała Stacy. – Podawałeś go komuś?

– Nie! Jasne, że nie!

– A miałeś tu kiedyś jakichś gości?

Zaczął gryźć nerwowo dolną wargę.

– To znaczy?

– Wydaje mi się, że pytam jasno. Czy ktoś tu do ciebie przychodził bez wiedzy Jane?

Jane dostrzegła kropelki potu na jego czole. I zagubione, niepewne spojrzenie. Dotknęła więc delikatnie ramienia asystenta.

– To nie jest przesłuchanie, Ted.

– Naprawdę? – Spojrzał gniewnie na Stacy. – Mam wrażenie, że jednak tak.

– Chcemy się dowiedzieć, kto tu był i jak się dostał do środka.

– Więc miałeś jakichś gości? – naciskała Stacy.

– Raz przyprowadziłem tu kiedyś dziewczynę, którą poznałem w Pajęczakach przy Elm Street.

Stacy skinęła głową. Znała tę knajpkę.

– Studiowała malarstwo i rzeźbę – ciągnął Ted.

– Była pod wrażeniem, kiedy powiedziałem, że jestem asystentem Cameo. – Spojrzał żałośnie na siostry.

– Chciałem jej zaimponować, więc spytałem, czy chce zobaczyć pracownię Jane.

– Och, Ted – westchnęła zawiedziona Jane.

– Nie chciałem nikomu zrobić przykrości. Przyprowadziłem ją tutaj i pozwoliłem się rozejrzeć. To podziałało na nią jak… jak afrodyzjak…