Выбрать главу

– Kochaliście się tutaj?

Cały poczerwieniał. Spuścił oczy.

– Tak.

– A potem?

– Zaraz zasnąłem. A rano już jej nie było.

– Przecież mogła ukraść coś z pracowni – oburzyła się Jane. – Albo pójść do mieszkania. Mogła tu robić, co chciała.

Ted spuścił głowę.

– Następnego ranka miałem z tego powodu wyrzuty sumienia. Sprawdziłem wszystko, niczego nie wzięła.

– A co z kodem do alarmu? – naciskała Stacy. Ted znowu się zmieszał.

– Mogła go zobaczyć, kiedy przyciskałem kolejne cyfry. Byłem… byłem trochę pijany.

Jane zauważyła, że siostra jest wściekła.

– A twoje klucze?

– Znalazłem je rano w drzwiach wyjściowych. – Spojrzał błagalnie na Jane. – Przepraszam. Nigdy nie zrobiłbym tego, gdybym wiedział, że coś ci może grozić.

– Zostawiłeś klucze w drzwiach wyjściowych? – powtórzyła gniewnie Stacy. – Masz natychmiast wymienić zamki i zmienić kod alarmu.

Jane poczuła, że znowu kręci jej się w głowie. Chwyciła siostrę za ramię, szukając oparcia.

Ted szybko wziął ją pod rękę. We dwójkę poprowadzili ją do kanapy. Usiadła, pochyliła się, wkładając głowę między kolana, i zaczęła głęboko oddychać przez nos.

Po chwili osłabienie minęło, chociaż nadal trochę drżała.

– Już lepiej? – spytała Stacy. Przykucnęła przy siostrze i zaczęła rozcierać jej dłonie. – Masz ręce jak sople lodu.

– Fatalnie się czuję.

– Dużo ostatnio przeszłaś. To naturalne.

– Mogę ci coś podać? – spytał Ted drżącym głosem. – Może coli albo wody mineralnej…

– Wystarczająco dużo dla niej zrobiłeś – warknęła Stacy.

Ted poczerwieniał. Jane już chciała powiedzieć coś w jego obronie, kiedy poczuła nagły ból i z sykiem wciągnęła powietrze. W jej oczach pojawiły się łzy.

– Mu… muszę się położyć – powiedziała słabym głosem. – I dajcie mi jakiś proszek przeciwbólowy.

– Może tutaj… – rzuciła Stacy. Ale Jane pokręciła głową.

– Chcę do swego łóżka.

– Pomogę ci wejść na górę. – Ted pochylił się i wziął ją delikatnie pod ramię.

Stacy zrobiła taką minę, jakby chciała zaprotestować, ale w końcu skinęła głową.

– Dobrze, idźcie na górę, a ja obejrzę drzwi i okna w pracowni. Sprawdzę, czy ktoś się tu nie próbował włamać.

Ted pomógł wejść Jane na górę, odsunął kołdrę i spulchnił poduszki. Położyła się, drżąc zarówno z osłabienia, jak i z zimna, które zaczęło ją ogarniać. Wyciągnęła się z ulgą pod kołdrą. Chyba przeholowała. A przecież doktor nakazał jej odpoczynek. Jak jednak miała odpoczywać w tej sytuacji?

Stacy weszła do sypialni. Uśmiechnęła się do Jane i troskliwie poprawiła kołdrę.

– Zaraz przyniosę ci proszek. – Spojrzała na Teda.

– Na razie to wszystko.

– Nigdzie stąd nie pójdę – zaperzył się, oskarżycielsko patrząc jej w oczy.

– Więc może mam cię wyprowadzić? -warknęła Stacy. Jane obserwowała tę scenę z rosnącym niepokojem.

Siostra zachowywała się tak, jakby uważała, że to Ted jest wszystkiemu winien. Jakby to on był podejrzany…

Znała Teda. Wiedziała, że świadomie nigdy nie zrobiłby jej nic złego.

Powiedziała to siostrze, kiedy Stacy pojawiła się z proszkiem przeciwbólowym i szklanką wody.

– Z całą pewnością swoim lekkomyślnym postępowaniem sprowadził na ciebie zagrożenie – stwierdziła surowo Stacy. – Być może zaś… być może wysyłał ci te wszystkie listy z pogróżkami. Nie pomyślałaś o tym?

– Coś ty! Przecież jest moim przyjacielem.

– Jesteś tego pewna? – Podała Jane wodę i tabletkę.

– Bez trudu mógł to zrobić. Zawsze był przy tobie, kiedy działo się coś złego. Powiedz, jak dobrze znasz Teda Jackmana?

– Na tyle dobrze, by wiedzieć, że nie zrobi mi krzywdy. Po prostu popełnił błąd. Wszystkim się to zdarza.

– Jesteś pewna? – powtórzyła Stacy. – Gotowa byś to była stwierdzić pod przysięgą?

Jane chciała już powiedzieć, że tak, ale zawahała się.

– Do diabła, Stacy! To nie w porządku.

– Co? To, że staram się ciebie chronić? Że ostrzegam cię przed dziwnymi znajomościami? – Spojrzała w bok, a potem znowu na siostrę. – Przemyśl to wszystko, co się ostatnio zdarzyło. Ted ma klucze do twojego domu i zna kod do alarmu. Poza tym świetnie orientuje się w twoim rozkładzie dnia, wie też o wszystkich twoich przyzwyczajeniach. Czy ufasz mu na tyle, by mieć go tak blisko?

– Tak, ufam.

– Nawet po tym, co zrobił?

– Mhm. – Skrzywiła się przy mocniejszym skurczu. Położyła dłoń na brzuchu. Miała nadzieję, że proszek zacznie za chwilę działać, ponieważ rzadko korzystała z jakichkolwiek lekarstw. – Komuś muszę.

– Możliwe, ale nie byle komu. Nie człowiekowi z ulicy. Nie widziałaś tego, co ja. Nie wiesz, ile osób przejechało się na tamten świat z powodu takiego zaufania.

Jane zrobiło się żal siostry. Nagle dotarło do niej, jak bardzo psychicznie okaleczył ją wykonywany zawód. Stacy potrząsnęła głową.

– Dobrze, niepotrzebnie ci teraz truję. Powinnaś się przespać. Wezmę tę lalkę do naszego laboratorium, a potem pojadę po swoje rzeczy.

– Rzeczy? – zdziwiła się Jane.

– No, piżamę i tak dalej. Nie sądzisz chyba, że pozwolę, żebyś została tu sama. A może wolałabyś przeprowadzić się do mnie?

– Nie dam wypędzić się z własnego domu.

– Tak myślałam. – Wyjęła z kieszeni buteleczkę z tabletkami przeciwbólowymi i postawiła ją na szafce. – Niedługo wrócę. Gdybyś czegoś potrzebowała, dzwoń na komórkę.

Przed wyjściem nalała do szklanki wody i położyła obok przenośny telefon.

– Stacy? – zawołała Jane, kiedy siostra znalazła się już na progu sypialni.

– Tak?

– Chciałam ci… podziękować. Za wszystko.

– Nie ma sprawy. – Uśmiechnęła się. – Od czego jest starsze rodzeństwo?

ROZDZIAŁ CZTERDZIESTY SIÓDMY

Piątek, 7 listopada 2003 r. 18. 10

Piątki na głównej drodze ekspresowej były zwykle koszmarem. Tym razem też jechało się wolno, tkwiąc w kolejnych korkach. Stacy zaklęła i przycisnęła klakson, kiedy kierowca srebrnego mercedesa zajechał jej drogę, a potem zahamował gwałtownie, żeby nie zderzyć się z następnym autem.

Zjechała na sąsiedni pas, starając się zachować spokój. Zobaczyła dwoje nastolatków. Chłopak zapewne popisywał się przed dziewczyną bryką ojca. Zatrąbiła raz jeszcze, a potem przyłożyła swoją odznakę do szyby.

Sądząc po minie chłopaka, nie tylko zrozumiał swój błąd, ale też mocno się przestraszył.

Włożyła odznakę do kieszeni i pogroziła mu palcem. Chłopak wpuścił ją na dawne miejsce, a Stacy uśmiechnęła się do siebie. Tak, zawód policjanta miał też swoje dobre strony.

Jej uśmiech zblakł, kiedy zaczęła myśleć o tym, co zdarzyło się po południu. Prześladowca Jane przysłał jej zmasakrowaną lalkę. Ted Jackman przyznał, że nadużył zaufania swojej chlebodawczyni.

Wychodząc, Stacy poprosiła go, żeby poszedł na górę, i wykorzystała jego nieobecność, by wziąć jedną z puszek po coli. Następnie zawiozła ją i lalkę do laboratorium. Później zajrzała jeszcze do pracy. Zdziwiła się na widok kapitana, który nie wyglądał najlepiej i nawet nie przeszył jej, jak zwykle, swoim ostrym spojrzeniem. Czyżby epidemia grypy jeszcze się nie skończyła? Starała się trzymać od niego z daleka, zdając raport z ostatnich wydarzeń. Szef słuchał jej co prawda uważnie i pozwolił na dalsze dziaIania, ale widać było, że ma coś ważniejszego na głowie.

Nigdzie nie mogła znaleźć Maca. Sprawdziła jeszcze sekretarkę i z przykrością stwierdziła, że nie próbował się z nią kontaktować. A potem, gdy tylko wyjechała z parkingu, utknęła w pierwszym korku.