Выбрать главу

Trzynastego marca tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego siódmego roku. Dzień, który zmienił na zawsze jej życie.

Potem zadzwoniła raz jeszcze do mieszkania Teda, ale tym razem odezwała się automatyczna sekretarka. Zostawiła wiadomość, czując narastający niepokój.

Coś musiało się stać. Przecież mówił, że do niej zadzwoni.

Wyglądało na to, że Ranger się z nią zgadza. Stanął z nosem przy drzwiach prowadzących do pracowni i parę razy szczeknął.

Jane podeszła do psa.

– No i co tam, stary?

Ranger warknął złowróżbnie. Spojrzała w stronę telefonu, który leżał na szafce w kuchni, i pomyślała, że mogłaby zadzwonić do siostry.

Tylko co miałaby jej powiedzieć? Że Ranger dziwnie się zachowuje?

Wypuściła psa i zeszła za nim po kręconych schodach. Zauważyła, że sierść na karku Rangera zjeżyła się, kiedy dotarł do drzwi pracowni. W jego gardle narastało warczenie.

Jane przyłożyła ucho do drzwi. Z wnętrza dobiegały dźwięki jazzu – ulubionej muzyki Teda.

No tak, Ted czasami pracował w weekendy, zwłaszcza jeśli nagromadziły mu się jakieś zaległości. Jane odetchnęła z ulgą. Nacisnęła klamkę, a pies ze szczekaniem rzucił się do środka.

– Ranger, spokój! – krzyknęła, idąc za nim. – Co się dzieje? Ted, uważaj, bo Ranger zwariował!

Nikt jej nie odpowiedział. Muzyka grała bardzo głośno. Ranger szczekał jak oszalały.

Poczuła mrowienie na karku. Przez moment nie mogła się ruszyć z miejsca. Powiedziała sobie, że powinna wrócić na poddasze i zadzwonić do Stacy.

A potem zrobiła jeden krok, drugi, trzeci i znów zawołała Teda. Serce waliło jej jak oszalałe. Dłonie zrobiły się wilgotne.

Nikt jej nie odpowiadał.

Stanęła jak zamurowana. Słabym głosem zawołała Rangera. Tym razem jej posłuchał. Przybiegł do niej, zostawiając czerwone ślady na podłodze.

Krew. Miał łapy we krwi.

Muszę uciekać, pomyślała, czując, że robi jej się niedobrze.

A jednak coś ją pchało do przodu. Jeszcze jeden krok, następny… i zobaczyła Teda. Leżał tuż za drzwiami od ulicy, twarzą do podłogi w kałuży krwi. Jane dostrzegła rozrzucone kwiaty i przesiąkniętą krwią gazetę. Na podłodze widać było czerwony szlak Rangera, który musiał wielokrotnie obiec ciało.

Jane wydała jakiś nieartykułowany odgłos. Cofnęła się o krok. Potem jeszcze jeden. Ciało Teda zniknęło z pola widzenia.

Dopiero wtedy sięgnęła po komórkę, która leżała przy komputerze. Szybko wybrała numer siostry.

– Tu porucznik Killian…

– Zabiła go! – Jane nie pozwoliła jej skończyć.

– Stacy, ona go zabiła. Szedł za nią, a teraz… teraz…

– Głos jej się załamał.

– Uspokój się, Jane. O kim mówisz? Co się stało?

– Ta kobieta, za którą szedł. O Boże, zabiła go. Zabiła – powtarzała tylko.

– Kogo, Jane? Kogo zabiła? Jane zaczęła płakać.

– Teda. – Pociągnęła nosem. – Zabiła Teda. Tu… w pracowni.

– Idź na górę – powiedziała Stacy ostro, rozkazująco. -Już jadę. Zamknij się na poddaszu razem z Rangerem.

ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY DRUGI

Sobota, 8 listopada 2003 r. Południe

Stacy i Mac przyjechali po paru minutach. Zaraz po nich nadjechały z wyciem syren samochody policyjne i na dole zaroiło się od funkcjonariuszy. Jane obserwowała to wszystko przez okno, a potem zbiegła po schodach i otworzyła drzwi, zanim Stacy zdążyła zadzwonić.

Padła jej w ramiona i zaczęła szlochać.

– To moja wina. Zrobił to dla mnie. Nie powinnam… nie powinnam mu była pozwolić. Mogłam cię obudzić… Porozmawiać…

– Spokojnie, Jane. – Stacy pogładziła ją po głowie. – Powiedz najpierw, gdzie go znalazłaś.

– W pracowni. Za… za kanapą.

– Jasne. – Mac skinął na policjantów i poprowadził ich do środka.

Jane patrzyła za nimi, przypominając sobie tę chwilę, kiedy znalazła Teda w kałuży krwi. Zakryła oczy rękami, chcąc wymazać ten obraz i wrócić do wczorajszego dnia. A najlepiej do czasów sprzed trzech tygodni, kiedy im wszystkim żyło się tak przyjemnie.

Stacy przytuliła ją łagodnie. Drugą ręką odsunęła dłonie siostry i spojrzała jej w oczy.

– Przede wszystkim powiedz, czy dobrze się czujesz. W Jane zaczął narastać histeryczny śmiech. W końcu z gardła znowu wydobyło jej się coś, co przypominało szloch.

– Żartujesz chyba! Czuję się fatalnie.

– Musisz mi opowiedzieć, co się stało i jak znalazłaś Teda. Chyba powinnaś usiąść, co?

Jane potrząsnęła głową.

– Nie, nie trzeba.

– Dobrze, a teraz po kolei. Co tu się działo? Może pójdziemy na dół i będziesz mi wszystko pokazywać.

Jane wzięła głęboki oddech.

– Dobra.

Zeszły do pracowni. W holu spotkały Maca, który skinął Stacy głową.

Pewnie potwierdził, że Ted nie żyje, pomyślała Jane. Jakby mogły być co do tego jakieś wątpliwości.

– Zadzwoń do Pete’a – powiedziała Stacy.

– Już to zrobiłem. Ekipa techniczna jest w drodze. Stacy ponownie objęła siostrę.

– A teraz, Jane, jak to było?

Opowiedziała im o dziwnym zachowaniu psa i o tym, jak zaczął warczeć przed drzwiami do pracowni. O tym, jak zeszła za nim i przestraszyła się, ale mimo to poszła dalej.

– Ranger… Ranger był tam pierwszy. Miał… miał łapy we krwi. Zostawiał ślady. I wtedy… – Umilkła i spuściła głowę.

– Dotykałaś ciała? – spytała Stacy.

– Nie.

– A może ruszałaś coś w pracowni? Jane potrząsnęła głową.

– Nie, niczego. Ale Ranger…

– Zaczekaj tu chwilę.

Jane nie trzeba było tego powtarzać. Stacy i Mac weszli do pracowni. Zamknęła oczy, żeby nie widzieć tego, co się wokół niej dzieje. Niestety wciąż słyszała rozmowę policjantów.

– Jak sądzisz, kiedy to się stało? – spytała Stacy.

– Na pewno ładnych parę godzin temu. Stężenie pośmiertne jest mocno zaawansowane. Zwłoki już nie sinieją.

– Wygląda na to, że ktoś go zaskoczył od tyłu.

– Mhm. I poderżnął mu gardło – potwierdził Mac.

– Zabójca wiedział, co robi.

Dobry Boże! Jane uniosła rękę do ust.

– Sprawdź drugie drzwi.

Usłyszała, że ktoś otwiera wewnętrzne drzwi na poddasze. Spojrzała na alarm znajdujący się tuż przy schodach. Świecił na czerwono.

Ted nie nastawił go ponownie.

– Wszystko w porządku? – usłyszała pytanie siostry. Zadała je zapewne policjantom czuwającym przy drzwiach od podwórza. Odpowiedź musiała też być pozytywna, ponieważ poleciła im, żeby rozejrzeli się w sąsiedztwie. Następnie poprosiła kogoś w środku, żeby dał jej znać, jak tylko przyjedzie zastępca koronera.

Po chwili siostra pojawiła się w holu.

– Wiesz, poproszę któregoś z policjantów, żeby odprowadził cię na górę.

– Nie.

– Nic już dla niego nie możesz zrobić, a powinnaś trochę odpocząć. To się może źle skończyć, Jane – ostrzegła.

– Ted był moim przyjacielem. To moja wina…

Stacy przyjrzała jej się uważniej.

– Dlaczego tak sądzisz? Musisz mi wszystko powiedzieć. – Stacy pociągnęła Jane za rękaw bluzki. – Chodź, sama cię odprowadzę. Pogadamy. – Wymieniła spojrzenia z Makiem. – Daj mi znać, kiedy Pete przyjedzie.

A potem wzięła siostrę za ramię i poprowadziła na górę. Jane poczuła, że nagle skończyła jej się cała energia. Nie miała już siły i dlatego z wdzięcznością przyjęła pomoc. W salonie z westchnieniem ulgi opadła na kanapę. Stacy przysunęła sobie krzesło, żeby móc swobodniej rozmawiać.