– A ja sądziłam, że śpisz w salonie, i nie chciałam, żeby ci przeszkadzał. – Patrzyła przez chwilę na siostrę, a potem zaczęła się śmiać.
– Co cię tak bawi? – obruszyła się Stacy.
– Z ciebie prawdziwy postrach policji – odpowiedziała ze śmiechem Jane. – Szkoda, że siebie nie widziałaś, jak tu wpadłaś.
– Masz szczęście, że cię nie zastrzeliłam.
– Może napijesz się mojej herbaty ziołowej? Podobno uspokaja nerwy.
Stacy podniosła pałeczki z podłogi. Kiedy się wyprostowała, również na jej twarzy pojawił się uśmiech. Pomachała nimi przed nosem siostry.
– Po co ci to?
– Strasznie zachciało mi się jeść.
– Podzielisz się?
– Jeśli będę miała czym.
– Żarłok.
Jane znowu się zaśmiała i otworzyła drzwi lodówki. Znalazła rzeczy od Chińczyka, które przyniosła siostra, i zaczęła je pieczołowicie wyjmować.
– O, chlebek ryżowy – ucieszyła się.
Odgrzały kurczaka w mikrofalówce i zaniosły go na stolik w salonie. Jane wypuściła Rangera, który oczywiście poczuł się zaproszony na przyjęcie. Jadły prosto z opakowań i rozmawiały o psie, pogodzie, jedzeniu, starannie unikając tego, co je najbardziej interesowało.
Nie mówiły o Tedzie. I o tym, czego Stacy się o nim dowiedziała.
W końcu, kiedy zostały z pustymi pojemnikami, Jane spojrzała na siostrę.
– Przepraszam.
– Za co? – zdziwiła się Stacy.
– Za tamto. Przecież wiem, że tylko przekazywałaś mi wiadomości.
– Nie ma sprawy. To całkiem zrozumiałe, że tak zareagowałaś.
Jane chrząknęła, a potem raz jeszcze, spojrzała na siostrę.
– I za to, że tyle namieszałam w naszym życiu. Nie powinnam była płynąć dalej, wtedy na jeziorze. Powinnam była uważać.
Stacy pokręciła głową.
– Nikt nie mógł przewidzieć tego, co się stanie. Poza tym sama cię sprowokowałam. Nie byłoby cię tam, gdyby nie nasze wagary.
– Ale chciałam z wami pójść.
– Tak, tyle że ja byłam starsza. Powinnam też być mądrzejsza. Dać ci przykład… – Skrzywiła się boleśnie na tamto wspomnienie. – Mogłaś wtedy umrzeć. A twoja twarz…
Urwała. Jane sięgnęła przez stolik i dotknęła jej dłoni.
– To nie była twoja wina. Nigdy nawet nie przyszło mi to do głowy.
W oczach Stacy pojawiły się niechciane łzy.
– Ja sama winiłam siebie. Tak jak mama i tata.
– Nie, rodzice byli tylko źli. Ale na nas obie, na ciebie i na mnie.
– Na ciebie? Mało prawdopodobne. – Zaśmiała się gorzko. – Po tym, co się stało, już nigdy się na ciebie nie gniewali.
– Nieprawda.
– Tak uważasz?
– Ee… – zacięła się Jane.
– Nigdy później już na ciebie nie krzyczeli, nie mówiąc o tym, żeby któreś cię uderzyło. Nie dostałaś nawet poważniejszej kary.
Jane zaczęła się nad tym zastanawiać. Rzeczywiście, mama czasami ją upominała, a ojcu wymknęło się od czasu do czasu ostrzejsze słowo. Poza tym zakazywali jej oglądania telewizji albo o wczesnej porze odsyłali do sypialni. I to wszystko.
Prawie tyle, co nic.
– Słyszałam ich którejś nocy – dodała Stacy. – Kłócili się. Mama płakała. Przeszłaś właśnie kolejną nieudaną operację. Bardzo cię bolało. Coś wtedy nie wyszło…
Ileż to razy, pomyślała Jane.
– Ojciec wściekał się z powodu mojego braku odpowiedzialności – ciągnęła Stacy. – Powiedział mamie, że jestem jej córką. Jej, rozumiesz… – Urwała i spojrzała z bólem gdzieś w przestrzeń. – Zastanawiał się, czy nie zrobiłam tego specjalnie. Przez zazdrość.
Słowa siostry były dla Jane niczym cięcia nożem. Ale wiedziała, że Stacy nie ma racji. Rodzice kochali je obie i tak samo martwili się o nie oraz o ich przyszłość.
– Najgorsze, że miał trochę racji – podjęła Stacy drżącym ze zdenerwowania głosem. – Rzeczywiście byłam zazdrosna. I przed wypadkiem, i po.
– O mnie? Ale dlaczego?
– Jak możesz o to pytać? Też chciałam być córką taty. Taką prawdziwą. Czasami leżałam godzinami w łóżku i zastanawiałam się, dlaczego to mój tata umarł. Gdyby nie to, ktoś inny byłby niekochany.
Jane potrząsnęła głową.
– Nigdy nie byłaś niekochana – powiedziała z przekonaniem, patrząc z bólem na siostrę. – Tata cię kochał.
– Łatwo ci mówić.
– Bo cię kochał. I uważał za swoją prawdziwą córkę. – Jane ścisnęła mocno dłoń Stacy. – Pamiętam, jak na ciebie patrzył i jak bardzo był dumny, kiedy skończyłaś akademię policyjną.
Stacy pociągnęła nosem i wytarła oczy.
– Bardzo go kochałam. A po tym wypadku… Jane skinęła głową. Chciała doprowadzić tę rozmowę aż do końca.
– Co takiego?
Stacy wstała i podeszła do okna wychodzącego na Commerce Street.
– Mam mówić prawdę? No więc byłam jeszcze bardziej zazdrosna. Wiem, że nie miałam do tego żadnego prawa. Czuję się okropnie z tego powodu.
– Zazdrosna? O mnie? Przecież przypominałam potwora… W ogóle wszystko było takie okropne. Najchętniej zamykałam się w w swoim pokoju…
– Tak, wiem, ale zwracano uwagę tylko na ciebie – powiedziała z goryczą Stacy. – Całe życie domowe obracało się wokół ciebie. – Znowu pociągnęła nosem.
– A dla mnie nikt nie miał czasu. Nikt mi w niczym nie doradzał. Przed wypadkiem też było kiepsko, ale potem mogłam w ogóle nie istnieć.
Jane wstała, kręcąc głową.
– Nie wiedziałam, że tak to odbierasz.
Stacy obróciła się w jej stronę. Policzki miała czerwone, a oczy jej płonęły.
– Jasne, że nie. Nikt nie wiedział. Wszystko obracało się wokół twojego zdrowia i twoich nastrojów. I kolejnych operacji. – Jej wzrok pobiegł gdzieś w bok.
– Gdyby to mnie się coś stało, babka na pewno nie zapłaciłaby za te wszystkie operacje.
Jane jeszcze raz pokręciła głową.
– Na pewno by zapłaciła. Nie była wcale taka zła.
– Dla ciebie. Mnie nie dałaby choćby okruszka, nawet gdybym przymierała głodem.
Jane wyciągnęła w jej stronę drżącą rękę.
– Jak mogę to naprawić?
– Nie możesz. To… – Stacy poczuła, że wszystko się w niej zaciska, kurczy. – Bo to nie twoja wina. W tej chwili to już tylko mój problem.
Ich życie bardzo zmieniło się od tamtego pamiętnego dnia. Jane czyniła sobie teraz wyrzuty, że nie zauważyła cierpienia siostry. Że tak bardzo pochIaniały ją własne sprawy. Nic dziwnego, że Stacy trzymała się od niej z daleka. Że tak źle im się wszystko układało. Jak mogła to naprawić, skoro nawet nie wiedziała, gdzie tkwi przyczyna takiego stanu rzeczy?
– Byłam bardzo samolubna – powiedziała drżącym z przejęcia głosem. – Czy mi wybaczysz?
– Wybaczyć ci? Nie ma nic… To nie twoja wina. Prawdę mówiąc, sama czuję się głupio z powodu mojej niechęci do ciebie… To nie powinno tak wyglądać. – Wzięła głęboki oddech. – Czy ty mi wybaczysz?
Oczy Jane zaszkliły się od łez.
– Chyba żartujesz. Nie mam ci nic do wybaczenia. Chciałabym tylko odzyskać siostrę.
Padły sobie w objęcia. Ich uścisk był mocny. Jane zdawało się, że zdjęto z jej ramion olbrzymi ciężar. Czuła się lekka jak piórko.
Stacy też się tak czuła. Wyczytała to z jej oczu.
Rozmawiały jeszcze przez chwilę, a następnie posprzątały. Jane przypomniały się czasy, kiedy miały niewiele lat i było im razem naprawdę dobrze. Tak bardzo cieszyła się wtedy, że ma starsze rodzeństwo.
Zawsze później jej tego brakowało. A teraz przynajmniej odzyskała siostrę.
W końcu Stacy rozejrzała się po czystej kuchni.
– Już późno. Może pójdziesz spać.