To za mało, pomyślała Jane. Ale zawsze coś.
– Powiedz o tych dowodach poszlakowych. Co policja ma na Iana?
– Nie, nie mogę.
– Dobrze, więc zacznijmy od tego, co ja wiem. – Jane zaczęła wyliczać na palcach: – Po pierwsze policja uważa, że Ian miał motywy: był niewierny, a liczył na moje pieniądze. Poza tym wygląda na to, że Ian mógł to zrobić, kiedy ja zasnęłam w pracowni. – Jane wstała i podeszła do okna. Spojrzała w górę, na gwiazdy. – Po trzecie jest jeszcze telefon Elle znaleziony w pojemniku przy Lisette Gregory. I to, że Ian miał kontakty z trzema ofiarami. – Spojrzała przez ramię na siostrę. – Co jeszcze?
Stacy milczała uparcie. Jane pokręciła głową.
– Jakie to ma znaczenie dla śledztwa? Myślisz, że będę próbowała zniszczyć dowody? Albo przekażę Ianowi, co na niego macie? Proszę…
Stacy przez chwilę myślała, a potem westchnęła ciężko.
– Jest jeszcze czerwone audi TT przed La Plaza w czasie morderstwa – powiedziała niepewnie.
– A, i jeszcze rewizja. Czego wtedy szukali?
– Ubrań.
– Ubrań? Jakich ubrań?
– Jedna z kamer w La Plaza wychwyciła mężczyznę, który prawdopodobnie zabił Elle Vanmeer. Wiedział jednak, że jest filmowany, więc nie pokazywał twarzy. Sądząc z budowy, to mógł być Ian.
– Chcę zobaczyć ten film. Stacy pokręciła głową.
– Teraz? Raczej nie masz na to szans.
– Na pewno bym go poznała. Błagam, Stacy. Będę spokojniejsza, jeśli okaże się, że to nie Ian.
– Mogę nie tylko stracić pracę, ale jeszcze mnie wsadzą do więzienia. Zrozum, to jest materiał dowodowy w sprawie o morderstwo. Zresztą obrona będzie mogła obejrzeć ten film.
– Kiedy?
– Podczas przedstawiania dowodów.
Jane pamiętała, że Elton zwrócił się już do sądu o szczegółowy wykaz zarzutów i przedstawienie dowodów w terminie do trzydziestu dni. Wszystkie dowody miały być gotowe przed rozpoczęciem procesu.
– Nie mogę czekać tak długo. – Jane stanęła przed siostrą i spojrzała jej prosto w oczy. – Wiem, że mam rację. Ian jest niewinny.
– A jeśli się mylisz? Jeśli to jednak jest Ian?
Poczuła ukłucie w sercu. Przypomniała sobie, co powiedział jej Ted w dniu, kiedy pojechała pogadać z byłą żoną Iana.
„A jeśli powie coś, czego nie chcesz wiedzieć?”.
I Mona Fields powiedziała.
Ostatnio spadały na Jane kolejne ciosy, bez względu na to, co zrobiła. Czemu jeszcze nie ten jeden?
Była zdecydowana.
– Posłuchaj, Stacy, a jeśli mam rację? Przecież zanim zacznie się ten cholerny proces, mogę już wąchać kwiatki od spodu.
ROZDZIAŁ PIĘĆDZIESIĄTY PIĄTY
Poniedziałek, 10 listopada 2003 r. 6. 30.
– Zmieniłam zdanie – powiedziała Jane, zatrzymując dżipa i obracając się w stronę siostry. – Nie chcę widzieć tego filmu.
– Już za późno – stwierdziła Stacy. – Skoro opracowałyśmy plan, musimy się go trzymać.
Powiedziała to pewnie, ale wciąż miała wątpliwości. Chyba zwariowała, że się na to zgodziła. Chciała wypożyczyć taśmę z nagraniem z La Plaza, żeby Jane ją zobaczyła. Przecież mogą ją za to wyrzucić z pracy, a nawet podać do sądu.
Chciała jednak zaryzykować.
Ufała siostrze i czuła, że jest jej to dłużna. Poza tym coś jej podpowiadało, że Jane może mieć rację. A to, poza wszystkim innym, oznaczało jedno: przestępca wciąż jest na wolności.
I wciąż dybie na życie jej siostry.
– Potrzebuję dwudziestu minut, żeby wypożyczyć kasetę i przygotować do odtwarzania. Uprzedzę Kitty, że przyjdziesz, by złożyć zeznania.
– W związku z Tedem?
– Tak.
– A jeśli McPherson tam będzie? Na pewno ci nie uwierzy. Uzna, że…
Stacy potrząsnęła głową.
– Mówiłam ci już, że go nie będzie. A gdyby nawet się pojawił albo z innego powodu zrobiło się gorąco, pójdziemy do innego pokoju. Masz iść za mną.
Jane skinęła głową, chociaż miała nietęgą minę. Dopiero teraz zaczęła się naprawdę bać. Stacy uścisnęła jej dłoń.
– Policjanci nie gryzą.
Jane zaśmiała się, chociaż wcale nie było jej do śmiechu.
Stacy wyskoczyła z samochodu. Opracowały ten plan poprzedniego dnia, chociaż oczywiście to ona miała więcej do powiedzenia. Najważniejsze było znalezienie odpowiedniego czasu. Ranek wydawał się do tego celu najlepszy, ponieważ następna zmiana zaczynała się dopiero za czterdzieści minut i wszyscy powinni być zmęczeni wydarzeniami nocy. Niedzielny wieczór, który dla większości był czasem zabawy, w policji oznaczał ciężką pracę. Koledzy na pewno będą myśleć głównie o tym, żeby jak najszybciej wrócić do domu i trochę się przespać. Nikt nie zwróci na nią uwagi.
Obejrzała się za siebie.
– Dwadzieścia minut. Jane skinęła głową.
– Uważaj na siebie.
Stacy zasalutowała i ruszyła do budynku Urzędu Miasta. Zaparkowały przecznicę dalej, żeby nikt nie zobaczył ich razem. Stacy zatarła dłonie, żałując, że nie ma rękawiczek. W końcu wsadziła ręce do kieszeni dżinsów. Zapowiadał się zimny, pochmurny dzień.
Po wypożyczeniu kasety zostanie ślad w papierach. Oczywiście oficer dyżurny nie będzie się nad tym zastanawiał, ale jeśli ktokolwiek z zainteresowanych się dowie, porucznik Killian będzie skończona.
Materiał dowodowy jest dobrze strzeżony, bo oskarżyciel musi udowodnić, że nikt przy nim nie majstrował. Dlatego zawsze wiadomo, gdzie znajdują się poszczególne dowody. Jeśli coś się z nimi stanie, może to oznaczać przegrany proces.
Stacy podeszła do wejścia i przywitała się z kilkoma wychodzącymi oficerami. Petenci nie przybyli jeszcze ze swoimi sprawami, dlatego w środku było cicho i spokojnie.
Osoba w informacji wyglądała na bardzo zaspaną.
– Dzień dobry – przywitała się.
– …Dobry. – Mężczyzna nawet na nią nie spojrzał. Podeszła do wind. Jedna z nich była otwarta i czekała na pasażera. Spojrzała na wiszący wyżej zegar. Szósta trzydzieści. Wszystko szło zgodnie z planem.
Weszła do windy. Archiwum z dowodami mieściło się na czwartym piętrze. Wcisnęła odpowiedni guzik, a potem poprawiła włosy nerwowym ruchem. Nie czuła się zaspana, chociaż po przełomowej chwili podczas kolacji gadały z Jane jak najęte, chcąc nadrobić stracony czas.
Opowiedziała siostrze o Macu. O tym, że z nim spala. I że czuje się w nim prawie zakochana…
Być może to właśnie on jest tym jedynym. Jane sama podsunęła jej tę myśl, ciesząc się wraz z nią.
Drzwi windy otworzyły się. Stacy wyszła na korytarz i skierowała się w prawo.
Archiwum obsługiwał mundurowy policjant, który również wyglądał na bardzo zaspanego.
– Cześć, Sam. Coś nowego?
– Cześć, Stacy. Jak zwykle po niedzieli. Ranny z ciebie ptaszek.
– Miałam trochę wolnego i muszę to teraz nadrobić – powiedziała zgodnie z prawdą. – Chciałabym wypożyczyć kasetę z La Plaza. Tę ze sprawy Vanmeer.
Skinął głową, podsuwając jej zeszyt wraz z długopisem.
– Wpisz się tutaj.
Sięgnęła po długopis, a on wstukał coś do komputera. Potem zrobił zdziwioną minę.
– Wygląda na to, że jej tu nie mam. Wyprostowała się, czując olbrzymie rozczarowanie.
Byle tylko nie oskarżyciel, modliła się w duchu. Byle nie oskarżyciel.
– Jesteś pewny?
Policjant wpatrywał się w ekran komputera.
– Nie, czekaj. Jest. Zaraz ci przyniosę.