Выбрать главу

Nagle poczuła gniew. Starała się nad nim zapanować, ale mimo wszystko dało się go wyczuć w jej głosie.

– Dlatego, że to zrobiłeś? Czy dlatego, że to się wydało?

– Kocham cię, Jane. Musisz mi wierzyć. Nigdy bym cię nie skrzywdził.

– Nie? A jak inaczej nazwać to, co się stało? Myślisz, że się cieszyłam, kiedy aresztowali Iana? A co z tymi wszystkimi kobietami? Co z moim dzieckiem? – Urwała na chwilę, starając się zapanować nad emocjami, ale nie na wiele się to zdało. – A wtedy, na jeziorze, też nie chciałeś mnie skrzywdzić? Przez wszystkie te lata ufałam ci i myślałam, że jesteś moim przyjacielem, a teraz dowiaduję się, że jesteś moim prześladowcą. Chciał wstać, ale Jane powstrzymała go gestem.

– Czy podsłuchałeś, że planujemy wagary? Że wybieramy się na jezioro? Szedłeś za nami, a potem postanowiłeś mnie ukarać za to, że cię nie zauważyłam, tak?

Spojrzał na nią z urazą.

– I to mnie spotyka po tylu latach? Zawsze byłem twoim przyjacielem i obrońcą.

– I stwórcą. Przecież często powtarzałeś, że moje życie zaczęło się po wypadku.

Dave aż poczerwieniał z gniewu.

– Powinnaś była być moja. Ty i twoje miliony. Kto zawsze był przy tobie? Ja! – Wstał i pociągnął ją za sobą. – Ja, a nie Ian! – zakończył niemal histerycznie.

Potrząsnął gwałtownie głową. Jane coraz bardziej się bała. Rozejrzała się niespokojnie po pokoju. Z kuchni dobiegło do niej wściekłe szczekanie Rangera. Gdyby się do niego dostała, mogłaby wypuścić go z klatki. Mogła też próbować uciekać…

Na ulicy na pewno by kogoś spotkała, choćby Snake’a i jego klientów. A gdyby zaczęła krzyczeć przez okno, czy ktoś przyszedłby jej z pomocą?

– Zapomniałaś o mnie! Nie sądzisz chyba, że było mi z tym przyjemnie?

– N… nie wiedziałam… G… gdybym…

– Kłamiesz! – wrzasnął. – Po prostu mnie olałaś, dziwko!

– N… nie chciałam, uwierz mi. Przepraszam. Kocham cię, Dave…

W jego oczach pojawiły się łzy. Puścił jej rękę i potknął się o szafkę nocną, strącając z niej lampkę. Światło na moment zatańczyło na ścianach, a potem w pokoju zapanował półmrok.

– Wybacz, że ci groziłem – błagał, wyciągając dłoń ku Jane. – Naprawdę nigdy bym cię nie skrzywdził. Sam nie wiem, jak… jak to się stało. Za… za dużo tego wszystkiego… – Zakrył twarz rękami. – To… to ci straszni ludzie. Chcą pie… pieniędzy… Trochę po… pożyczyłem, ale… teraz policja…

Rozumiała tylko tyle, że Dave ma długi i że potrzebuje jej pieniędzy. Zaczęła się cofać, szukając czegoś, czym mogłaby się bronić. W końcu natrafiła na lampkę. Miała jedną szansę na tysiąc, by wyjść z tego cało, ale zamierzała spróbować.

– Policja już wie o wszystkim. Jestem w pułapce. Nie wiem, co dalej. -Zadrżał. -Ale moglibyśmy razem wyjechać. Ty i ja. Gdzieś daleko…

– Nigdy! – krzyknęła i zamachnęła się mocno. Dave patrzył przez chwilę zdumiony, aż lampka opadła na jego głowę. Nie bronił się. Jane usłyszała nieprzyjemny trzask, a potem dostrzegła, że Dave cały spłynął krwią. Wciąż jednak patrzył na nią z niedowierzaniem.

I nie upadł.

Z głośnym okrzykiem pognała w stronę drzwi wejściowych.

Usłyszała, że ruszył za nią. Zawahała się, myśląc o Rangerze. Gdyby tylko zdołała go uwolnić.

Nagle usłyszała dzwonek do drzwi na dole. Niewiele myśląc, przycisnęła guzik i z płaczem otworzyła drzwi na schody.

– Na pomoc! – krzyknęła.

Chciała krzyknąć raz jeszcze, ale poczuła, że coś owija się wokół jej gardła. To była pętla. Sznur od lampki, pomyślała.

Mokry i lepki od krwi.

Dave na przemian klął i błagał ją o przebaczenie.

Jane poczuła, że brakuje jej powietrza. Wbiła się paznokciami w ręce Dave’a i zaczęła kopać, ale bez większego rezultatu.

Nagle usłyszała dudnienie. Nie miała pojęcia, czy to na zewnątrz, czy też w jej głowie. Wszystko zaczęło jej się zacierać przed oczami.

A potem zobaczyła Maca z pistoletem. Dave musiał rozluźnić uścisk.

– Puszczaj ją, Nash! – krzyknął Mac.

Dave zachowywał się, jakby nie bardzo rozumiał, o co mu chodzi. Wyciągnął rękę do Maca, a Jane opadła na kolana, starając się chwycić oddech.

Dave zaczął coś mówić. Mac strzelił. Potem jeszcze raz i jeszcze.

Odgłosy strzałów odbiły się echem po całej klatce schodowej. Jane chciała zasłonić uszy, ale nie zdołała podnieść rąk. Po ostatnim wystrzale usłyszała jeszcze straszniejszy dźwięk, jakby jakiś worek zwalił się na ziemię. Obejrzała się za siebie. Dave wyciągał w jej stronę rękę. Usiłował coś powiedzieć…

Ale już nie mógł.

ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY SIÓDMY

Czwartek, 13 listopada 2003 r. 19. 10

Jane wstała, czując, jak narasta w niej płacz. Mac podszedł i wziął ją w ramiona. Przytulił ją do swojej szerokiej klatki piersiowej. Dopiero teraz poczuła, że cała drży.

Dzięki Bogu, pomyślała. Jeszcze parę minut, a byłoby po mnie.

Mac odsunął ją trochę od siebie i przyjrzał jej się uważnie.

– Coś ci zrobił? – spytał.

– N… nie. Spojrzała na Dave’a. Jedna z kul przebiła mu czoło.

Leżał z otwartymi ustami i oczami. Wyglądał okropnie. Jane zasłoniła sobie usta.

– T… tylko źle się czuję – dodała omdlewającym głosem.

Mac poprowadził ją do fotela, posadził na nim i powiedział, żeby włożyła głowę między kolana.

– Oddychaj głęboko.

Zrobiła, jak kazał. Usłyszała też, że otwiera komórkę i gdzieś dzwoni. Pewnie po innych policjantów, pomyślała. Musi przecież zgłosić, co się stało.

On jednak przywitał się ze Stacy, a potem powiedział:

– Cześć, dostałem twoją wiadomość. Jestem już w drodze. Nie przejmuj się, wszystko jest pod kontrolą. Jak będzie trzeba, zadzwonię po posiłki. – Zniżył głos i szepnął czule do słuchawki: – Myślę o tobie, Stacy. O nas… Kocham cię.

Jane uniosła głowę i popatrzyła na niego, nie bardzo wiedząc, co o tym wszystkim myśleć.

Mac rozłączył się i spojrzał na nią kpiąco, a potem się uśmiechnął, ale jego oczy pozostały zimne i bezlitosne niczym stal. Patrzył na nią jak na robaka albo uprzykrzoną muchę.

Jane aż otworzyła z przerażenia usta. Dopiero teraz zrozumiała wszystko.

To nie Dave był mordercą, tylko Mac, który na widok jej przerażonej miny uśmiechnął się jeszcze szerzej.

– Właśnie, nigdy nie wolno ufać chłopakowi siostry. Jane popatrzyła na leżącego w kałuży krwi Dave’a.

Mac pokiwał głową.

– Ale i tak wszystko zwalimy na biednego Dave’a. Włożył komórkę do futerału przy pasku, a potem sięgnął do kieszeni kurtki. Wyjął lateksowe rękawiczki, jakie noszą chirurdzy lub członkowie policyjnej ekipy technicznej.

Albo przestępcy, którzy nie chcą zostawiać odcisków palców.

Mac włożył wolno rękawiczki.

– Chyba należy ci się małe wyjaśnienie, prawda? Jane nie mogła wydobyć z siebie głosu, więc tylko skinęła głową.

– Spotkałem Dave’a, pracując w obyczajówce. Widzisz, twój przyjaciel ma… miał – poprawił się – poważne problemy z hazardem. Był nałogowcem i ciągle potrzebował pieniędzy, w dodatku wszedł w układy z przestępcami, którzy zaczęli mu grozić. Więc z jednej strony miał gangsterów, a z drugiej policjantów.

Mac starannie poprawiał rękawiczki na palcach.

– I przyszedł do ciebie – powiedziała, zdziwiona tym, że nagle odzyskała głos.

– Błagał, żebym mu pomógł. Miał świetny plan, dzięki któremu mieliśmy się stać bogaci.

– Moje miliony… – szepnęła ze wzgardą i obrzydzeniem.