Ella wyrwała się z uścisku, ale Denver walnął ją pięścią w szyję. Upadła.
Moose wyczuł napięcie pana. Uniósł łeb i szczeknął cicho.
Teraz Harry ujrzał jeszcze dwóch mężczyzn w kuchni. Chociaż nie mieli mundurów, rozpoznał Paula Hawthorne’a i Reese’a Dorna, policjantów z Moonlight Cove, co dowodziło, że cały ten incydent należał do tajemniczego, zbrodniczego spisku, który obserwował przez ostatnie tygodnie. Za wszelką cenę pragnął dowiedzieć się, co działo się w tym niegdyś spokojnym miasteczku. Hawthorne i Dorn podnieśli półprzytomną Ellę i trzymali ją mocno między sobą.
Denver mówił coś wściekły, aż Harry’emu zrobiło się zimno.
W polu widzenia pojawił się trzeci mężczyzna, który zmierzał prosto do okna, by zaciągnąć żaluzje. Od morza napłynęła gęsta mgła, ale Harry zdążył rozpoznać Iana Fitzgeralda, najstarszego, z blisko trzydziestoletnią praktyką lekarza w Moonlight Cove, nazywanego pieszczotliwie doktorem Fitzem. Był też osobistym lekarzem Harry’ego, ciepłym i troskliwym człowiekiem, ale w tej chwili przypominał górę lodową. Zanim żaluzje przysłoniły okno, Harry dostrzegł bezwzględny i jakże obcy wyraz twarzy doktora Fitza.
Zbyt mocno przyciskał oko do wizjera i poczuł tępy ból. Przeklinał gęstniejącą mgłę, ograniczającą widoczność.
Moose zaskomlał niecierpliwie.
Po chwili zapaliło się światło w pokoju na pierwszym piętrze. Harry natychmiast skierował teleskop na to okno. Sypialnia. Pomimo mgły widział, jak Hawthorne z Dornem wprowadzają Ellę. Rzucili ją na ogromne łoże, przykryte pikowaną, niebieską narzutą.
Za nimi weszli Denver i doktor Fitzgerald, który postawił czarną skórzaną torbę lekarską na nocnym stoliku. Denver zasłonił frontowe okno z widokiem Conquistador i podszedł do tego, które obserwował Harry. Chwilę wpatrywał się w ciemność, a Harry’emu wydawało się, że ten człowiek widzi go z tak daleka, jakby miał wzrok supermena albo biologiczny teleskop. To samo odczuwał znacznie wcześniej, nim w Moonlight Cove zaczęły dziać się dziwne rzeczy, wiedział zatem, że jest niewidoczny. Niemniej przestraszył się. Po chwili listonosz zaciągnął story, pozostawiając na szczęście szparkę między zasłonami.
Roztrzęsiony, zlany zimnym potem Harry dobierał odpowiedni okular, aż wreszcie obiektyw objął szczelinę. Wydawało mu się, że wręcz stoi w sypialni.
Hawthorne i Dorn przytrzymywali rzucającą się na łóżku Ellę za ręce i nogi, nie dając jej żadnych szans, a Denver zakneblował jej usta.
Harry spostrzegł przerażoną twarz kobiety opierającej się prześladowcom.
– Cholera – zaklął.
Moose podszedł do niego.
W trakcie szamotaniny spódnica Elli podjechała w górę, odsłaniając żółte majtki, i rozpięła się zielona bluzka. Mimo to nic nie sugerowało gwałtu ani seksualnego napięcia. Cokolwiek chcieli zrobić, było to bardziej przerażające i okrutne niż gwałt.
Doktor Fitz podszedł do łóżka, zasłoniwszy Ellę i prześladowców. Bursztynowym płynem z butelki napełniał strzykawkę.
Dawali jej zastrzyk.
Ale z czego?
I po co?
19
Po rozmowie z matką Tessa Lockland usiadła na łóżku i obejrzała w telewizji film dokumentalny, krytykując głośno pracę kamerzysty, oświetlenie, montaż – słowem całą produkcję, aż wreszcie uzmysłowiła sobie, że to głupio tak gadać do siebie. Następnie znakomicie bawiła się parodiując krytyków telewizyjnych, wciąż jednak rozmawiała sama z sobą, co było zbyt ekscentryczne nawet jak na nonkonformistkę w wieku trzydziestu trzech lat, która nigdy nie pracowała na etacie. Przyjazd do miejsca, gdzie zginęła siostra, rozdrażnił ją. W farsie szukała odprężenia po tej ponurej pielgrzymce, ale momentami nawet niezmącona pogoda ducha Locklandów była nie na miejscu.
Zgasiła telewizor i wyjęła z komody pusty pojemnik na lód. Zostawiwszy uchylone drzwi, wzięła tylko kilka monet i skierowała się na pierwsze piętro do automatów z napojami i lodami.
Tessa chełpiła się tym, że uniknęła ośmiogodzinnego kieratu, co było absurdalne zważywszy, iż harowała po kilkanaście godzin dziennie wymagając od siebie więcej niż najsurowszy szef na normalnym etacie. Nie zarabiała kroci. Zdarzały się lata tłuste, ale przeważnie ledwie starczało jej na podstawowe utrzymanie. Od czasu ukończenia szkoły filmowej jej średni roczny dochód z dwunastu lat wynosił około dwudziestu jeden tysięcy dolarów i drastycznie zmniejszyłby się, gdyby nie dobry rok w perspektywie.
Choć nie była bogata, a zawód niezależnego filmowca-dokumentalisty nie gwarantował stabilizacji, czuła się człowiekiem sukcesu. Nie dlatego, że na ogół dobrze oceniali ją krytycy, ani też z wrodzonego optymizmu. Czuła satysfakcję, ponieważ przeciwstawiała się autorytetom, a praca dawała jej niezależność.
Dotarła do końca długiego korytarza, pchnęła ciężkie drzwi pożarowe i zeszła na półpiętro do automatów, ale ten z lodem był uszkodzony. Musiała zejść na parter. Jej kroki odbijały się głuchym echem od betonowych ścian niczym we wnętrzu ogromnej piramidy.
Na dole nie znalazła automatów, ale znak umieszczony na ścianie informował, że są w północnym skrzydle motelu. Przebyła tak długą drogę, że w pełni zasłużyła na colę słodzoną, a nie dietetyczną.
Gdy dotknęła klamki drzwi na korytarz, już na parterze wydało się jej, że słyszy skrzypienie drzwi piętro wyżej. Do tej pory sądziła, że jest jedynym gościem w motelu.
Zauważyła, że parter pokrywa również szkaradna pomarańczowa wykładzina. Dekorator wnętrz najwyraźniej preferował jaskrawe kolory godne klowna. Patrząc na wykładzinę musiała mrużyć oczy.
Gdyby odniosła większe sukcesy, pozwoliłaby sobie na bardziej luksusowy hotel. Ale nawet bogactwo nie uchroniłoby jej przed tym oślepiającym pomarańczowym blaskiem, gdyż zamieszkała w jedynym motelu w Moonlight Cove. Widok szarych betonowych ścian i schodów na dole wydał się kojący i przyjemny.
Tutaj automat do lodu działał. Otworzyła zbiornik i napełniwszy wiaderko postawiła je na maszynie. Zamykając pojemnik z lodem usłyszała przeciągłe skrzypienie drzwi na piętrze.
Podeszła do automatu z colą, spodziewając się, że ktoś zejdzie na dół. Wrzucając monety uświadomiła sobie, że w podejrzany sposób otworzyły się drzwi piętro wyżej. To powolne skrzypienie… Czyżby ktoś wiedział, że zawiasy są nie nasmarowane i próbował zminimalizować hałas?
Tessa nasłuchiwała, nie włączając automatu.
Nic.
Martwa cisza.
Czuła się dokładnie tak samo jak na plaży, gdy usłyszała dziwny i odległy krzyk. Przeszyły ją dreszcze.
Wpadła jej do głowy szalona myśl, że ktoś specjalnie czekał, aż uruchomi automat i zagłuszy skrzypienie drzwi.
Jako współczesna, odważna kobieta powinna zlekceważyć taki głupi strach, ale zbyt dobrze znała siebie. Nigdy nie popadała w histerię, więc ani przez chwilę nie myślała, że to śmierć Janice uczyniła ją nadwrażliwą. Bez wątpienia ktoś czaił się na schodach. W korytarzu było troje drzwi. Te, którymi weszła i mogła wrócić na parter, znajdowały się na południowej ścianie. Drugie, na zachodniej, prowadziły na wąski chodnik na tyłach motelu, usytuowany nad krawędzią morskiego urwiska, i przez trzecie na wschodniej ścianie mogła dostać się na parking. Odstawiła colę oraz wiaderko z lodem i podeszła szybko do południowych drzwi.
Zauważyła przelotnie jakiś ruch na krańcu korytarza. Ktoś przemknął przez wyjście pożarowe do południowej klatki schodowej.
Dostrzegła jedynie zarysy sylwetek.
Co najmniej dwóch mężczyzn skradało się w jej kierunku.
Wyżej zgrzytnęły zawiasy. Najwidoczniej tajemniczy mężczyzna zmęczył się czekaniem na hurkot automatu.