Выбрать главу

Nie mogła wyjść na korytarz, gdyż znalazłaby się w pułapce między dwoma prześladowcami.

Mogła zaalarmować krzykiem innych gości, lecz jeśli w motelu rzeczywiście nikt więcej nie mieszkał, nie sprowadziłaby pomocy, a prześladowcy przestaliby się ukrywać.

Ktoś skradał się po schodach.

Tessa wybiegła w mglistą noc na parking, za którym znajdowała się Cypress Lane. Zdyszana popędziła do wejścia i wpadła prosto do recepcji.

Za kontuarem siedział ten sam wysoki, tęgawy mężczyzna po pięćdziesiątce, który przyjmował ją parę godzin temu do motelu. Mimo gładko ogolonej twarzy i starannie przystrzyżonych włosów wyglądał trochę niechlujnie w brązowych, luźnych sztruksach i zielono-czerwonej flanelowej koszuli. Odłożył magazyn, który czytał, ściszył radio i aż wstał z fotela słuchając z szeroko otwartymi oczyma opowieści Tessy.

– No cóż, to jest spokojne miasteczko, proszę pani – powiedział, gdy skończyła. – Tutaj nie trzeba się martwić takimi rzeczami.

– Ale to się wydarzyło – nie ustępowała, zerkając nerwowo w ciemność panującą za drzwiami i oknami.

– Och, na pewno pani kogoś widziała i słyszała, ale nie ma w tym nic podejrzanego. Tu jest jeszcze paru gości. Najprawdopodobniej też wyszli po colę i lód – uśmiechnął się ciepło. – Przyznaję, opustoszały motel nie jest przytulny.

– Proszę posłuchać, panie…

– Gordon Quinn.

– Panie Quinn, to było zupełnie inaczej. – Czuła się jak kretynka. – Nie mylę niewinnych gości hotelowych z bandytami i gwałcicielami. Ci faceci mieli złe zamiary.

– No cóż, w porządku, rozejrzyjmy się. – Quinn wyszedł zza kontuaru.

– Tak pan idzie?

– To znaczy jak?

– Nieuzbrojony.

Ponownie uśmiechnął się. Tessa znowu poczuła się głupio.

– Proszę pani – powiedział – przez dwadzieścia pięć lat pracy nie spotkałem gościa, z którym nie poradziłbym sobie.

Chociaż jego zarozumiały, protekcjonalny ton złościł ją, poszła za nim do odległego skrzydła budynku. Facet był wysoki, ona zaś mała, więc czuła się trochę jak dziewczynka eskortowana do pokoju przez ojca, zdecydowanego udowodnić, że żaden potwór nie chowa się pod łóżkiem ani w szafie.

Otworzył metalowe drzwi, przez które wybiegała z północnej klatki schodowej, i weszli do środka. Nikt tam nie czekał.

Automaty z napojami i lodem szumiały cicho. Jej plastikowe wiaderko z kawałkami lodu wciąż stało na maszynie.

Quinn otworzył drzwi na parter.

– Nikogo tu nie ma – wskazał głowa cichy korytarz. Wyjrzał też na zewnątrz.

Przywołał ją gestem, by również rozejrzała się z progu. Zobaczyła wąski chodnik z poręczami między motelem a nadmorskim urwiskiem oświetlony przez latarnie.

– O ile pamiętam, nie wzięła pani napoju po wrzuceniu monety? – spytał Quinn.

– Zgadza się.

– Czego się pani napije?

– Proszę dietetyczną colę.

Wcisnął odpowiedni guzik i do rynienki wpadła puszka. Podał jej, wskazując plastikowe wiaderko.

– Proszę nie zapomnieć lodu.

Niosąc wiaderko z lodem i colę, Tessa czerwona ze złości wspinała się za nim po schodach. Nikt tam nie czaił się. Nie nasmarowane zawiasy skrzypnęły, gdy wchodzili na pusty korytarz pierwszego piętra.

Drzwi do pokoju były nadal uchylone. Ociągała się z wejściem.

– Sprawdźmy – powiedział Quinn.

W małym pokoju, garderobie i łazience nie było nikogo.

– Lepiej się pani czuje? – spytał.

– Nic mi się nie przyśniło.

– Zapewne – stwierdził protekcjonalnie.

Gdy skierował się w stronę korytarza, Tessa dodała:

– Oni tam byli, naprawdę, ale sądzę, że uciekli, gdy zorientowali się, że pobiegłam po pomoc.

– Cóż, w takim razie wszystko w porządku – zapewnił. – Jest pani bezpieczna. Jeśli już sobie poszli, to tak, jakby nigdy nie istnieli.

Tessa podziękowała ledwo powstrzymując się, by nie palnąć czegoś niegrzecznego. Zamknęła drzwi na zasuwy, zablokowała klamkę i założyła łańcuch.

Sprawdziła też okna. Nie otwierały się z zewnątrz, chyba że ktoś wybiłby szybę i zlikwidował blokadę. Poza tym pokój znajdował się na piętrze, więc intruz musiałby wspiąć się po drabinie.

Chwilę siedziała na łóżku nasłuchując odgłosów motelu. Teraz każdy dźwięk wydawał się dziwny. Zastanawiała się, czy był jakiś związek między tym niepokojącym wydarzeniem a śmiercią siostry ponad trzy tygodnie temu.

20

Po spędzeniu kilku godzin w kanale Chrissie Foster odczuwała klaustrofobię. Przedtem siedziała znacznie dłużej zamknięta w małej spiżarni, jednak ciemny, duszny tunel był znacznie gorszy.

Gdzieś wysoko z autostrady rozlegało się głuche dudnienie jadących ciężarówek, odbijające się echem w kanale. Zakryła uszy, gdyż ten grzmot doprowadzał ją do szału. Gdy tak leżała w ciemności nasłuchując w chwilach ciszy sygnałów oznaczających powrót rodziców z Tuckerem, wydawało się jej, że znajduje się w betonowej trumnie pogrzebana żywcem.

Głośno czytała wyimaginowaną książkę o swoich przygodach: Młoda Chrissie nie wiedziała, że tunel lada moment zawali się, ziemia rozgniecie ją jak chrząszcza, grzebiąc na zawsze.

Nie powinna opuszczać tunelu, gdyż ścigający wciąż mogli czaić się na łące i w lesie.

Niestety, zbytnia wyobraźnia stanowiła jej przekleństwo. Choć bez wątpienia była sama w tym podziemiu, jawiły się jej odrażające węże, snujące się setki pająków, karaluchy, szczury, stada krwiożerczych nietoperzy. W końcu wymyśliła, że przed laty wczołgało się do tunelu dziecko dla zabawy i zgubiwszy się umarło w potępieniu. A teraz ten upiór, wyczuwając obecność dziewczynki, wlecze ku niej swe przerażające szczątki… Dwunastoletnia Chrissie, rozsądna jak na swój wiek, bez przerwy powtarzała sobie, że duchy nie istnieją, ale natychmiast myślała o rodzicach i Tuckerze, którzy przypominali wilkołaki. Gdy ogromne ciężarówki przejeżdżały górą, nie zakrywała już uszu z obawy, że upiór dziecka podpełznie bliżej.

Musi wydostać się stąd.

21

Po opuszczeniu ciemnego garażu, w którym – jak sądził – schronił się przed bandą narkomanów, Sam Booker udał się na Ocean Avenue do pubu Przy Rycerskim Moście, gdzie biesiadował przedtem dostatecznie długo, by teraz kupić karton piwa Guinnessa na wynos.

Później, pijąc piwo w pokoju w Cove Lodge, analizował fakty związane ze sprawą. Piątego września członkowie Narodowego Związku Farmerów – Julio Bustamante i jego siostra Maria z narzeczonym, Ramonem Sanchezem jechali czteroletnim brązowym chevroletem na południe, po zakończeniu rozmów z właścicielami winnic o nadchodzących zbiorach. Zatrzymali się w Moonlight Cove w restauracji Perezów i wypili do obiadu zbyt wiele drinków „margarita”, jak zeznali kelnerzy oraz inni goście. Wracając na autostradę z nadmierną szybkością weszli w niebezpieczny zakręt. Furgonetka przekoziołkowała i zapaliła się. Nikt nie ocalał.

Wersja ta nie wzbudziłaby podejrzeń i FBI nigdy nie zajęłoby się sprawą, gdyby nie kilka nieścisłości. Po pierwsze, według oficjalnego raportu policji z Moonlight Cove, samochód prowadził Julio Bustamante, a on w życiu nie siedział za kierownicą, w dodatku cierpiał na pewną odmianę nocnej ślepoty. Co więcej, zgodnie z zeznaniami świadków, wszyscy byli pod wpływem alkoholu, ale żaden znajomy nigdy nie widział Julia i Ramona pijanych, Maria zaś była abstynentką.

Postępowanie władz z Moonlight Cove wzbudziło także podejrzenia rodzin ofiar mieszkających w San Francisco, które powiadomiono o wypadku dopiero po pięciu dniach. Szef policji Loman Watkins wyjaśnił, że dokumenty ofiar uległy zniszczeniu w czasie pożaru furgonetki i niemożliwa była szybka identyfikacja spalonych ciał na podstawie odcisków palców. Ciekawe, że Loman nie znalazł tablic rejestracyjnych przy samochodzie ani w pobliżu miejsca wypadku. Co więcej upoważnił koronera doktora Fitzgeralda do wypisania aktów zgonu, i tym samym pozbył się zwłok przez kremację, zanim odszukał najbliższych krewnych.