Выбрать главу

Z dnia na dzień, niemal z godziny na godzinę coraz mniej ulegał emocjom.

Odczuwał tylko strach jako element mechanizmu przetrwania bardziej użyteczny niż uczucia miłości, radości, nadziei czy przywiązania. Teraz właśnie bał się regresywnych i tego, że Projekt Księżycowy Jastrząb zostanie ujawniony oraz zniszczony, a wraz z nim on sam. Bał się jedynego władcy – Shaddacka. Czasami obawiał się także siebie i nadchodzącego świata.

24

Moose drzemał w kącie sypialni poszczekując cicho. Może gonił we śnie króliki, albo wykonywał polecenia pana. Harry, przypięty pasami do fotela stojącego przy oknie, obserwował tyły Domu Pogrzebowego. Widział jak Victor Callan z pomocnikiem wytaczają wózek z czarnego caddilaca i zmierzają do skrzydła budynku, w którym balsamowano i kremowano zwłoki. Ciało w plastikowym worku było małe jak dziecko. Zamknęli drzwi i Harry nic więcej nie zobaczył.

Czasem nie zasłaniali dwóch wysokich, wąskich okien i wtedy przyglądał się balsamowaniu zwłok. Zazwyczaj dostrzegał więcej niż chciał widzieć, jednak tego wieczoru rolety spuszczono aż do parapetów.

Powoli przesuwał teleskop wzdłuż spowitej mgłą alejki, prowadzącej do Domu Pogrzebowego między Conquistador i Juniper. Nagle ujrzał dwie zwinne groteskowe sylwetki. Szybko przedostały się na posesję przylegającą do domu Callana, poruszając się jakby na czworakach.

Zjawy.

Serce Harry’ego mocno zabiło.

Już kilka razy widział podobne istoty w ostatnich tygodniach, choć początkowo nie wierzył własnym oczom. Wydawało się, że są wytworem wyobraźni, toteż nazwał je Zjawami.

Były szybsze niż koty. Znikły w ciemnych, pustych zaułkach, zanim ochłonął ze zdumienia i skierował za nimi teleskop.

Lustrował teraz posesję wzdłuż i wszerz wypatrując ich w wysokiej trawie i zaroślach przysłoniętych mgłą.

Znalazł dwie przygarbione sylwetki wielkości człowieka, trochę jaśniejsze niż noc, w suchej trawie na środku posesji, obok potężnego świerku.

Drżąc poprawił ostrość, ale w ciemnościach i mgle nie widział żadnych szczegółów.

Choć było to kosztowne i trudne do zdobycia, żałował, że nie załatwił sobie wojskowymi kanałami teletronu, unowocześnionej wersji urządzenia noktowizyjnego, które pasowało do teleskopu. Zazwyczaj Harry’emu wystarczał blask księżyca lub światło żarówek w pomieszczeniach, lecz do obserwacji szybkich i skradających się zjaw czarną nocą we mgle potrzebował nowoczesnej techniki.

Dziwne istoty rozglądały się wokół, obracając głowy szybkim, płynnym ruchem niczym koty, choć z pewnością nie miały kociego wyglądu.

Jedna zerknęła w tył i Harry pierwszy raz ujrzał złote, lekko fosforyzujące oczy. Zdrętwiał, gdy dostrzegł coś znajomego w tym spojrzeniu.

Nagle poczuł chłód aż do szpiku kości i ogarnął go strach silniejszy od wszystkiego, co czuł od czasu wojny w Wietnamie.

Nawet Moose wstrząsnął się odganiając resztki snu i skomląc podszedł do fotela.

Harry na moment uchwycił twarz innej ze Zjaw w słabej poświacie księżyca, która pogłębiała tylko tajemniczość postaci.

Moose szczeknął, jakby chciał o coś spytać.

Harry wpatrywał się w małpie oblicze nie mogąc oderwać oka od teleskopu, jakby od tego zależało jego życie. Był to przedziwny pysk – węższy, ohydniejszy i bardziej drapieżny niż u małpy. Może to są wilki albo jakieś gady? Miał wrażenie, że dojrzał błysk potwornie ostrych zębów w rozdziawionej paszczy. Lecz mogła to być gra cieni lub tylko wizja jego rozgorączkowanej wyobraźni. Kaleka na wózku musiał mieć bujną wyobraźnię, by jakoś żyć.

Stwory poruszały się ze zwierzęcą płynnością i prędkością, które przeraziły Harry’ego. Przesunął teleskop, by podążyć za nimi, a one dosłownie unosząc się w ciemności, zniknęły za ogrodzeniem na tyłach domu Claymore’ów.

Wreszcie Harry odsunął się od teleskopu i opadł na fotel. Moose natychmiast oparł się łapami o poręcz złakniony pieszczot, jakby widział to, co jego pan i chciał upewnić się, że te złe duchy wcale nie wydostały się na wolność.

Roztrzęsiony Harry głaskał go po łbie sprawną ręką. Po chwili Moose uspokoił się.

Gdyby FBI odpowiedziało na list, który wysłał tydzień temu, chyba nie powiedziałby o Zjawach w obawie, że agenci uznają go za niezrównoważonego, a nawet obłąkanego i z niedowierzaniem podejdą do innych informacji. A był pewien, że stwory miały jakiś związek z zagadkowymi wydarzeniami w ostatnich tygodniach.

Czy jestem histerykiem? – zastanawiał się głaszcząc Moosa.

Może zwariowałem?

Po dwudziestu latach spędzonych na wózku inwalidzkim w czterech ścianach i uczestniczeniu w życiu innych dzięki teleskopowi może tak bardzo zapragnął włączyć się do świata zewnętrznego, poczuł taki głód mocnych doznań, że wymyślił tę historię, w której przeznaczył sobie główną rolę. Jedynego Człowieka Który Wiedział. Bzdury. Wojna okaleczyła jego ciało, lecz umysł miał trzeźwy i jasny, a nawet bystrzejszy niż dawniej. To, nie obłęd, było jego przekleństwem.

– Zjawy – powiedział do Moose’a.

Pies sapnął.

– Co dalej? Może pewnej nocy zobaczę na księżycu czarownicę na miotle?

25

Chrissie wyszła z lasu przy Pyramid Rock. Spojrzała w stronę domu i stajni, gdzie światła we mgle otaczała mieniąca się barwami tęczy aureola. Chwilę zastanawiała się, czy iść po konia, mogłaby nawet wśliznąć się do domu i zabrać jakąś kurtkę, ale za bezpieczniejszą uznała ucieczkę na piechotę. Poza tym, nie była tak beztroska jak filmowe bohaterki powracające do Złego Domu, mimo że czyhała na nie Zła Istota. Ruszyła przez łąkę do szosy.

Wykorzystując niezwykły spryt – czytała w myślach powieść przygodową – Chrissie odwróciła się od przeklętego domu i ruszyła w noc zastanawiając się, czy kiedykolwiek jeszcze ujrzy to miejsce swej młodości i czy znajdzie ukojenie w ramionach tak obcej teraz rodziny.

Wysoka, jesienna trawa chłostała jej nogi. Oddalała się od lasu czując się bezpieczniej na otwartej przestrzeni. Wątpiła, że w razie ataku prześcignie prześladowców, ale przynajmniej dawała sobie szansę.

Ochłodziło się, gdy ukrywała się w kanale. Flanelowa koszula grzała ją tak samo jak letnia bluzka z krótkimi rękawami. Gdyby szukała przygód, jak bohaterka z powieści Andre Norton, utkałaby płaszcz z trawy i innych roślin albo złapałaby jakieś futrzaki, z których wyczarowałaby śliczne, ciepłe okrycie.

Nie mogła dłużej myśleć o bohaterkach tych książek, gdyż dobijała ja własna niezaradność.

I tak głowa pękała jej od zmartwień. Była z dala od domu, głodna, zmarznięta, zagubiona i wystraszona. W dodatku ścigały ją dziwaczne i niebezpieczne istoty. Ale najbardziej cierpiała z powodu rodziców. Kochała ich, choć nigdy nie okazywali zbytniej czułości, a teraz odeszli dziwnie odmienieni, żywi, lecz pozbawieni duszy, jak zmarli.

Zbliżając się do dwupasmowej szosy zobaczyła światła, a po chwili z mgły wyłonił się radiowóz policyjny. Jechał bez włączonej syreny, ale na dachu migała niebiesko-czerwona lampka. Kierowca zwolnił i skręcił na podjazd przy znaku wskazującym Stajnie Fosterów.

Chrissie już chciała krzyknąć i podbiec do samochodu, uczono ją bowiem, że policjanci są przyjaciółmi, nawet uniosła dłoń i zamachała, ale uświadomiła sobie, że skoro zawiedli ją nawet rodzice, nie powinna też ufać mundurowym.