Sam nie obserwował biernie tej kanonady. Pchnął Chrissie w drzwi prowadzące do ciemnej sali, nie zważając na to, że naboje dziurawią winylową podłogę. Tessa wbiegła do środka tuż za nim. Zatrzasnąwszy drzwi oparła się o nie, jakby wydawało się jej, że jest superkobietą i pociski bez śladu odbiją się od pleców.
Sam podał jej żałośnie świecącą latarkę.
– Z moim nadgarstkiem muszę trzymać pistolet w obu dłoniach.
Tessa omiotła pomieszczenie słabym, żółtawym strumieniem światła. Wylądowali w sali koncertowej. Na prawo od drzwi przy ścianie stały krzesła i stojaki na nuty dla orkiestry. Na lewo widniało sporo pustego miejsca, a w głębi pulpit dyrygencki z jasnego drewna i metalu. I dwoje otwartych drzwi do sąsiednich pomieszczeń.
Chrissie bez popędzania szybko podążała za Tessą, Sam zaś na końcu krył drzwi, którymi weszli z korytarza.
Syreny zamilkły. Należało się spodziewać mnóstwa ludzi ze strzelbami.
19
Przeszukali już parter i pierwsze piętro. Teraz byli w sypialni na drugim piętrze.
Harry usłyszał przez sufit rozmowę, ale nie za bardzo ich rozumiał.
Niemal liczył na to, że zauważą klapę i wejdą na strych. Wtedy wykończy choć kilku z nich. Za Moose’a. Po dwudziestu latach bycia ofiarą, miał śmiertelnie dosyć. Pokaże im, że Harry Talbot wciąż jest człowiekiem, z którym trzeba liczyć się: Moose był tylko psem, ale zabicie go nie ujdzie im bezkarnie.
20
Loman dojrzał w tumanach mgły, że obok furgonetki Shaddacka zaparkował radiowóz, z którego wysiadł Paul Amberlay.
Był jednym z najlepszych funkcjonariuszy. Szczupły, muskularny i bardzo inteligentny, ale teraz wyglądał jak wystraszone chłopię ze szkoły średniej.
Podszedł do Lomana roztrzęsiony z bronią w ręku.
– Tylko pan i ja? Do cholery, gdzie reszta? Mamy alarm.
– Gdzie są inni? – powtórzył Loman. – Posłuchaj tylko, Paul. Posłuchaj.
Z każdej części miasta dobiegały dziesiątki dzikich głosów, układających się w niesamowitą pieśń, nawołujących się albo wyjących do księżyca, skrytego pod skłębionymi chmurami.
Loman rzucił się do bagażnika. Wszystkie radiowozy wyposażono w broń do rozpędzania demonstracji, której nigdy jeszcze nie użył w spokojnym Moonlight Cove. Ale hojne New Wave nie oszczędzało na sprzęcie, nawet jeśli uznawano go za zbędny. Teraz wyciągnął broń z uchwytów zamocowanych na bocznej ścianie bagażnika.
Amberlay przyłączył się do niego:
– Chce mi pan powiedzieć, że cała policja uległa regresji, z wyjątkiem nas?
– Tylko posłuchaj – powtórzył Loman, opierając broń o zderzak.
– Ależ to szaleństwo! – upierał się Amberlay. – Jezu Chryste, chce mi pan wmówić, że całe to cholerne draństwo zwali się nam na głowy?
Loman chwycił pudełko z pociskami ze schowka na koło zapasowe i otworzył je.
– Ty nie czujesz tego wezwania, Paul?
– Nie – zbyt szybko zaprotestował.
– A ja tak – powiedział Loman, ładując broń. – Och, Paul, czuję jak cholera. Chcę zrzucić z siebie ubranie i zmienić się, zmienić, po prostu biegać wyzwolony. Wędrować z nimi, polować, zabijać i szaleć.
– Ja nie, nie, nigdy – oponował Amberlay.
– Kłamca – stwierdził Loman i strzelił z bliska, rozwalając mu głowę.
Nie mógł zaufać młodemu funkcjonariuszowi, obrócić się do niego plecami, gdy ten czuł tak silne pragnienie regresji, słysząc wabiącą pieśń.
Gdy wpychał do kieszeni pociski na zapas, ze szkoły dobiegł go odgłos strzałów.
Zastanawiał się, który strzelał, Booker czy Shaddack. Z całych sił tłumiąc szalejący w nim strach i przemożną chęć zrzucenia ludzkiej postaci wszedł do środka, by poznać ofiarę strzelaniny.
21
Tommy Shaddack usłyszał kolejny wystrzał, ale nie zwrócił nań uwagi. W końcu to była wojna, wystarczyło po prostu posłuchać krzyków dobywających się z gardeł bojowników, niesionych echem od wzgórz aż do morza. Skoncentrował się na obcych przybyszach w szkole, ponieważ wiedział, że kobieta musi być tą suką o nazwisku Lockland, a dziewczynka to Chrissie Foster, choć nie pojmował jakim cudem są razem.
Wojna. Więc postępował tak, jak żołnierze na dobrych filmach, otwierający kopniakiem drzwi i strzelający do środka, zanim przekroczyli próg. Nikt nie krzyknął. Pomyślał, że spudłował, więc wypalił jeszcze raz, i znów cisza. Wywnioskował, że już uciekli. Wszedł i odszukał po omacku kontakt. Zapaliwszy światło zobaczył pustą salę koncertową.
Najwidoczniej wydostali się przez jedne z dwojga drzwi. Zrozumiawszy to rozgniewał się, naprawdę wkurzył się. Tylko raz w życiu użył broni, gdy zabił Indianina z rewolweru ojca, ale wtedy strzelał z bliska, więc trafił. Wciąż wierzył, że będzie dobrze strzelał. W końcu, na litość boską, obejrzał mnóstwo filmów wojennych, westernów, seriali policyjnych w TV i nie wydawało się to trudne. Zwyczajnie celowało się i pociągało za spust. Cóż, widać mylił się, toteż ogarnęła go wściekłość. Dlaczego było to takie łatwe w kinie i kretyńskiej TV, gdy w rzeczywistości broń podskakiwała w ręku jak żywa.
Teraz już wiedział, jak to jest, więc rozstawi szeroko nogi i przygotuje się odpowiednio, aby nie wybijać dziur w suficie czy podłodze. Następnym razem przygwoździ ich na dobre i pożałują, że zmusili go do pościgu, a nie położyli się po prostu i umarli, gdy chciał tego.
22
Znaleźli się w hallu, gdzie było dziesięć dźwiękoszczelnych pokoi, w których uczniowie rzępolili całymi godzinami, nikomu nie przeszkadzając. Tessa pchnęła drzwi na końcu tego wąskiego korytarza i w nikłym świetle latarki zobaczyła salę równie dużą jak koncertowa, także z podium dla orkiestry. Napis na ścianie, sporządzony ręką jakiegoś ucznia, uzupełniony rysunkiem śpiewających skrzydlatych aniołów głosił, że to siedziba Najlepszego w Świecie Chóru.
Gdy Chrissie i Sam weszli za Tessą, w oddali zagrzmiał wystrzał.
Wydawało się, że dobiega z zewnątrz.
Zamknęli drzwi i usłyszeli kolejne huki, już bliżej, prawdopodobnie przy wejściu do sali koncertowej.
W tym pokoju było również dwoje drzwi, ale jedne prowadziły do gabinetu dyrektora chóru.
Rzucili się więc do drugich. Wyskoczyli na korytarz oświetlony jedynie czerwonym neonem z napisem SCHODY, co oznaczało, że jest to wewnętrzna klatka schodowa bez wyjścia na zewnątrz.
– Weź ją na górę – Sam ponaglił Tessę.
– Ale…
– Szybko! Wchodzą na parter prawdopodobnie wszystkimi wejściami.
– A ty…
– Postoję tu chwilę – powiedział.
Drzwi do sali otworzyły się z impetem i natychmiast padły strzały.
– Uciekajcie – wyszeptał Sam.
23
Harry usłyszał skrzypnięcie drzwi garderoby. Na strychu było zimno, ale pot lał się po nim strumieniami, jakby siedział w saunie. Chyba niepotrzebnie włożył dwa swetry. Odejdźcie, myślał, odejdźcie.
Do diabła, nie, no dalej, chodźcie tu. Sądzicie, że chcę żyć wiecznie?
24
Sam przyklęknął na jedno kolano, bowiem ta pozycja ułatwiała mu celowanie osłabionym prawym nadgarstkiem. Uchylił drzwi na sześć cali i obydwie dłonie wysunął przez szczelinę, podpierając prawą dłoń z bronią drugą ręką.