Gdy nachylił się, by go ukąsić, Harry wyciągnął rewolwer z ust. – Nie, do diabła – i strzelił straszliwej bestii w łeb. Przewróciła się, upadła z łoskotem do tyłu i znieruchomiała.
Wykończ jej procesor.
Harry’ego ogarnęło krótkotrwałe uniesienie. Odmieniony Worthy oszalał widząc tę masakrę, podjudzany jeszcze nasilającymi się wrzaskami na zewnątrz. Obrócił płonące oczy na Harry’ego, a czaił się w nich nieludzki głód.
Koniec naboi.
33
Sam stał dokładnie naprzeciwko broni trzymanej przez policjanta, bez możliwości manewru. Musiał odrzucić Remingtona, którego odebrał Shaddackowi.
– Jestem po waszej stronie – powiedział policjant.
– Nikt z was nie sprzyja nam – stwierdził Sam.
Shaddack łapiąc ustami powietrze próbował wyprostować się. Patrzył na funkcjonariusza z przerażeniem i wstrętem zarazem.
Z dziką premedytacją, jakiej Sam nigdy nie widział, bez cienia jakiejkolwiek emocji, nawet gniewu, policjant wycelował w obezwładnionego Shaddacka i wystrzelił cztery razy. Ten przeleciał nad dwoma stołkami i walnął w ścianę, niczym porażony przez potężnego giganta.
Policjant, odrzuciwszy broń, szybko podszedł do martwego mężczyzny. Rozdarł bluzę dresu i zerwał mu z szyi dziwny prostokątny medalion, zawieszony na złotym łańcuchu.
Trzymając w górze ten zagadkowy przedmiot oznajmił:
– Shaddack nie żyje. Bicie serca nie jest już transmitowane, więc Słońce realizuje teraz końcowy program. Za pół minuty zaznamy ukojenia. Nareszcie.
W pierwszej chwili Sam pomyślał, że wszyscy wkrótce umrą, bo zabije ich ten dziwny amulet, może to jakaś bomba albo coś w tym rodzaju. Cofnął się szybko w stronę drzwi i zobaczył, że Tessa najwidoczniej ma te same obawy.
Jak na bombę była niezwykle cicha i o podejrzanie małym zasięgu rażenia, gdyż policjant tylko wyszeptał błagalnie „Boże” i padł martwy. Prawdziwej przyczyny tej śmierci Sam nie poznał.
34
Sama zdziwiła niezwykła cisza, gdy wyszli przez tylne drzwi, którymi dostali się do szkoły. Przeraźliwie krzyki regresywnych nie rozbrzmiewały już echem w spowitym mgłą mieście.
W stacyjce furgonetki tkwiły kluczyki.
– Prowadź – powiedział do Tessy.
Pierwszy raz miał tak spuchnięty nadgarstek, a rwący ból przenikał każde włókno ciała.
Usadowił się na miejscu pasażera.
Chrissie skuliła się na jego kolanach i Sam objął ją ramionami. Milczała, co było niezwykłe. Co prawda niemal mdlała z wyczerpania, ale Sam wiedział, że jej milczenie nie wynika tylko ze zmęczenia.
Tessa zatrzasnęła drzwi i włączyła silnik. Nie musiał jej mówić, dokąd jechać.
Wracając do domu Harry’ego zauważyli, że ulice zasłane są trupami. Nie były to ciała zwyczajnych mężczyzn i kobiet – co w pełni ukazały światła samochodu – ale fantasmagorycznych istot z obrazów Hieronima Boscha. Powoli wymijała je i kilka razy musiała wjechać aż na chodnik, by ominąć większą grupę, która padła razem, najwidoczniej powalona przez tę samą tajemniczą siłę, która odebrała życie policjantowi.
Shaddack nie żyje… Bicie serca nie jest już transmitowane, więc Słońce realizuje teraz końcowy program…
Po chwili Chrissie przytuliła się do Sama, nie chcąc patrzeć przez szybę.
Powtarzał sobie, że martwe istoty są fantomami i nic takiego nie mogło żyć, nawet przy zastosowaniu supertechniki czy magii. Spodziewał się, że znikną, ilekroć mgła na chwilkę zakrywała je, ale gdy odpłynęła, wciąż leżały poskręcane na jezdni, chodnikach, trawnikach.
Znajdując się w centrum tego horroru i brzydoty nie mógł sobie darować, że stracił najwspanialsze lata życia w smutku, nie dostrzegając piękna świata. Był wyjątkowym głupcem. Z nowym dniem już nigdy nie ominie obojętnie cudownego kwiatu, którego stworzenie przekraczało ludzkie możliwości.
– Powiesz mi teraz? – spytała Tessa, gdy znaleźli się w pobliżu domu Harry’ego.
– Co?
– O doświadczeniu ze śmiercią. O tym, co widziałeś po Drugiej Stronie śmiertelnie wystraszony.
Roześmiał się nerwowo.
– Byłem idiotą.
– Zapewne – stwierdziła. – Ale opowiedz mi o wszystkim i pozwól, że sama ocenię.
– Cóż, trudno mówić o tym wprost. To było raczej rozumienie niż widzenie, postrzeganie duchowe, a nie wizualne.
– Więc co zrozumiałeś?
– Że opuszczamy ten świat – powiedział – i potem istnieje drugie życie na innej płaszczyźnie, życie po życiu na nieskończonej liczbie płaszczyzn… albo że odradzamy się na tej samej płaszczyźnie, po prostu ulegamy reinkarnacji. Nie jestem pewien, o którą z tych możliwości chodziło, ale czułem to głęboko, wiedziałem, gdy dotarłem do końca tunelu i zobaczyłem olśniewające światło.
Zerknęła na niego.
– I właśnie to cię przeraziło?
– Tak.
– Że żyjemy ponownie?
– Tak. Ponieważ życie wydawało mi się takie ponure, rozumiesz, było po prostu serią tragedii, zwykłego bólu. Nie potrafiłem docenić jego piękna, radości, więc wolałem żyć, by nie męczyć się od nowa. W tym życiu stałem się przynajmniej twardy, odporny na cierpienie, co było lepsze, niż rozpoczynanie od dziecka w jakimś nowym wcieleniu.
– Więc czwartym powodem, dla którego warto żyć, nie był strach przed śmiercią?
– Strach przed ponownym życiem.
Chrissie wierciła się przez sen na jego kolanach. Głaskał jej wilgotne włosy.
Wreszcie powiedział:
– Teraz znów pragnę żyć.
35
Harry usłyszał hałas na dole – odgłos windy, potem jakieś osoby kręciły się w sypialni na drugim piętrze. Zesztywniał, bo wydawało mu się, że dwa cuda nie zdarzają się naraz, ale wtedy usłyszał, że Sam woła go z garderoby.
– W porządku! Nic mi nie jest.
W chwilę później Sam wspiął się na strych po drabinie.
– Tessa? Chrissie? – spytał Harry niespokojnie.
– Są na dole. Obydwie czują się dobrze.
– Dzięki Bogu – wydał z siebie długie westchnienie, jakby wstrzymywał je przez godziny. – Spójrz na te potwory, Sam.
– Lepiej nie.
– Może Chrissie miała rację, mówiąc o najeźdźcach z kosmosu.
– To było coś bardziej niezwykłego.
– Co? – spytał, gdy Sam uklęknął i ostrożnie zepchnął mu z kolan znieruchomiałe ciało Worthy’ego.
– Do czarta, nie wiem i wcale nie chcę wiedzieć.
– Nastaje era, w której tworzymy rzeczywistość, nieprawdaż? W coraz większym stopniu nauka daje nam taką możliwość. Kiedyś tylko szaleńcy byli do tego zdolni.
Sam milczał.
Harry ciągnął:
– Może ingerencja w świat zewnętrzny nie jest zbyt mądra. Może najlepszy jest naturalny porządek świata.
– Może. Z drugiej strony on też jest niedoskonały. Sądzę, że musimy próbować i tylko pokładać nadzieję w Bogu, że nie zajmują się tym tacy jak Shaddack. Dobrze czujesz się, Harry?
– Całkiem nieźle, dzięki – uśmiechnął się. – Z wyjątkiem tego, oczywiście, że wciąż jestem kaleką. Widzisz ten ciężki zewłok, który kiedyś był Worthym? Chciał rozerwać mi gardło, nie miałem naboi, właśnie przysuwał szpony do mojej szyi i nagle padł martwy, bach. Cud, czy co?
– Cud w całym mieście – powiedział Sam. – Zdaje się, że wszyscy umarli razem z Shaddackiem… byli jakoś powiązani. Dobra, trzeba cię ściągnąć na dół z tego bałaganu.