– Opowiedz wszystko – poprosił Pafnucy.
Karuś leżał obok i na razie nie wtrącał się do rozmowy.
– Mój pan też widział ten samochód – powiedział Pucek. – i mój pan mówi, że tak sobie pozwalają, ponieważ nie ma leśniczego. To znaczy leśniczy jest, ale z tą swoją złamaną nogą nie może jeszcze chodzić i nie pilnuje lasu tak, jak pilnował przedtem. Wiem, że jeszcze nie będzie mógł chodzić przez trzy tygodnie.
– Przez trzy tygodnie zapaskudzą tę wodę kompletnie – powiedział smutnie Pafnucy. – Marianna mówi, że już za tydzień zdechną wszystkie ryby.
– Może nie będzie tak źle – pocieszył go Pucek. – Ale chyba macie rację, coś trzeba zrobić. Wiem, że tamto miejsce, tamta łączka nad wodą, bardzo się ludziom podoba i przyjeżdżają tam sobie na piknik.
– Na co? – zainteresował się Pafnucy.
– Na piknik – powtórzył Pucek i zaczai wyjaśniać. – To jest takie jedzenie na świeżym powietrzu. Normalnie ludzie jadają w domach, ale czasem zauważają, że na świeżym powietrzu jest przyjemniej, i wtedy biorą ze sobą wszystkie potrzebne rzeczy i robią sobie obiad gdzieś nad wodą.
– Rozumiem – powiedział Pafnucy. – Takie jedzenie nad wodą nazywa się piknik.
– Właśnie – powiedział Pucek. – Samo jedzenie nikomu by nie szkodziło, a śmieci już umiecie sprzątać, ale oni zawsze przyjeżdżają samochodami i korzystają z wody, żeby te swoje samochody umyć. Myją je szamponem.
– Czym? – zainteresował się znów Pafnucy.
– Szampon to takie specjalne coś do mycia. Różnych rzeczy. Czasem myją w tym nawet psa i nie wyobrażasz sobie, ile trzeba wysiłku, żeby przestać tym cuchnąć. Każdy pies musi potem wytarzać się w czymś normalnym, na przykład w oborze…
– A ludzie go wtedy łapią i myją drugi raz – wtrącił z rozgoryczeniem Karuś.
– Czy samochody też się muszą potem wytarzać w oborze? – spytał z zaciekawieniem Pafnucy.
– Samochody nie – odparł Pucek. – One to jakoś wytrzymują. Poza tym, same z siebie cuchną nie do zniesienia, więc możliwe, że jest im wszystko jedno. Ale dla wody, dla trawy, dla ryb i w ogóle dla zwierząt to jest okropnie szkodliwe. Ludzie o tym wiedzą.
– To dlaczego robią to w lesie? – oburzył się Pafnucy.
– Bo nie mają gdzie – powiedział Pucek. – Tak twierdzą. Poza tym robią to z głupoty. I nielegalnie.
– To co to znaczy? – spytał Pafnucy.
– To znaczy, że im nie wolno – wyjaśnił Pucek. – Jest zakaz wylewania tych obrzydliwości do wody i gdyby leśniczy ich złapał, musieliby zapłacić straszną karę. Nie robili tego, jak leśniczy pilnował, prawda? Mieliście czystą wodę?
– Czystą – przyznał Pafnucy. – Zawsze do tej pory była czysta.
– No właśnie. Przez te kilka dni, kiedy byłem chory, nasłuchałem się mnóstwo i dlatego tyle wiem. Malutka odrobina tego świństwa, a do tego bardzo rzadko, to jeszcze nic, nie zaszkodzi nikomu, ale tak dużo i tak często to już jest coś, co może zniszczyć cały las. Poza tym usłyszałem jeszcze coś i spróbuję ci o tym powiedzieć, ale przypuszczam, że lepiej zrozumiałaby to Marianna.
– Dlaczego? – spytał Pafnucy.
– Bo to dotyczy wody – odparł Pucek. – Sam to rozumiem zaledwie piąte przez dziesiąte. Otóż woda oczyszcza się sama wtedy, kiedy przez coś przepływa.
Pafnucy zastanawiał się chwilę.
– Przepływa przez wielki kawał lasu i nic – powiedział. – Do Marianny dopływa brudna.
– Bo to nie tak – powiedział Pucek. – Ona musi przepływać nie na wierzchu, tylko tak bardziej pod spodem. Przez coś. Przez ziemię albo przez piasek, albo przez różne inne rzeczy. Rozumiesz, z jednej strony wchodzi w te rzeczy, a z drugiej wychodzi i jak wychodzi, już jest czystsza.
– Rozumiem – powiedział Pafnucy. – To znaczy, może niezupełnie rozumiem, ale rozumiem, jak to powiedzieć Mariannie. Ona będzie wiedziała. Czy radzisz nam zrobić coś, żeby woda przepływała pod spodem?
– Obawiam się, że to może być dla was za trudne – powiedział w zamyśleniu Pucek, pocierając sobie nos. – Ale przychodzi mi do głowy drugi sposób. Przedtem ludzie nie myli samochodów w lesie, bo się bali leśniczego i tej strasznej kary. Może trzeba wykombinować coś, żeby znów się bali.
– Leśniczego? – spytał Pafnucy.
– Leśniczego nie ma, więc czegoś innego. Powinno się może… Powinno się może…
– Coś im zrobić w samochód – podpowiedział Karuś. – O te swoje samochody boją się najbardziej. Wiem z całą pewnością.
– Może ich także ktoś przestraszyć – zaproponował Pafnucy. – Na przykład wilki.
– A ty nie? – zdziwił się Karuś. Pafnucy pokręcił głową.
– Ja chyba nie, bo o mnie każdy od razu wie, że jestem łagodny i nieszkodliwy.
– Ale jeden człowiek przed tobą uciekł – przypomniał Pucek. – Ludzie w ogóle są tępi nie do uwierzenia, zanim się zorientują, jaki jesteś, już poszaleją ze strachu. To chyba jedyne wyjście, spróbować ich przestraszyć. Oczywiście można im także popsuć samochód. Zaraz ci powiem, gdzie on ma miejsce dobre do psucia.
Opowiedział Pafnucemu, że samochód jeździ na kołach i te koła można przedziurawić. Przedziurawienie jest bardzo łatwe, wystarczy taki drut kolczasty, na jakim skaleczył sobie łapę, albo czyjeś ostre zęby, albo gwóźdź. Na przedziurawionych kołach żaden samochód nigdzie nie pojedzie.
Karuś popędził do wsi i po chwili wrócił, przynosząc w zębach wielki, trochę zakrzywiony gwóźdź. Położył go na trawie. Pafnucy przez ten czas zdążył się trochę zastanowić.
– Ale jeżeli taki samochód nie będzie mógł odjechać, ci ludzie zostaną tam już na zawsze – powiedział bardzo rozsądnie, oglądając gwóźdź. – Wcale tego nie chcemy. Wolimy, żeby w ogóle nie przyjeżdżali.
– Jeżeli ciągle będzie ich tam spotykało coś złego, przestaną przyjeżdżać – zapewnił Pucek.
– Można im także zrobić krzywdę z wierzchu – powiedział Karuś. – Byłem świadkiem, jak się strasznie awanturowali, bo jeden drugiemu taki samochód podrapał i pogniótł. Bardzo tego nie lubią. Moglibyście spróbować też im coś podrapać i pognieść.
Pafnucy zaczął się obawiać, że nie zdoła zapamiętać tych wszystkich informacji. Milczał przez chwilę i powtarzał sobie w myśli to, co usłyszał.
– Podrapać i pognieść – powiedział, bo to była ostatnia wiadomość. – Podrapać i pognieść. Jak podrapać? Tak?
Drapnął bardzo mocno łapą i wydrapał z łąki porządny pas trawy. Oba psy aż zaskomlały z zachwytu.
– Pierwszorzędnie! – zawołał Pucek i wybuchnął śmiechem. – Pafnucy, jedno takie twoje drapnięcie na każdym samochodzie i już ich macie z głowy!
– Mam nadzieję, że nie boisz się do nich podejść? – spytał Karuś.
– Nie, to oni jego się boją – powiedział Pucek, bardzo rozśmieszony.
Pafnucy ciągle wyobrażał sobie to drapanie i gniecenie. Klementyna, Matylda i Kikuś mogliby wskoczyć na taki samochód i trochę zatupać kopytkami. Klemens mógłby opuścić głowę i użyć swoich rogów. Ani jeleń jednakże, ani sarny nie podejdą do obcych ludzi za żadne skarby świata. Wilki też wolą być ostrożne. Może dziki? Jeżeli dzik kłapnie paszczęką, może nie tylko pognieść, ale nawet przedziurawić bardzo twarde rzeczy. Dziki wprawdzie też boją się ludzi, ale zapach jedzenia bardzo wzmaga ich odwagę, a ludzie przecież przywożą ze sobą piknik…