Выбрать главу

– Można także dziobać – powiedział Karuś. – Raz widziałem, jak jedna kura dziobnęła samochód, bo siedziało na nim coś jadalnego. Od razu zaczęli ją odpędzać z wielkim krzykiem. Przypominam wam, że znajduję się tu tylko chwilowo, na ogół mieszkam w miejscu, gdzie jest dużo samochodów. Dawno zauważyłem, że ludzie się o nie strasznie troszczą.

– Chyba teraz pójdę i wszystko wszystkim powtórzę – powiedział Pafnucy. – Naradzimy się razem. Możliwe, że jeszcze wrócę, żeby was o coś więcej zapytać, ale teraz lepiej nie, bo mogę zapomnieć. Dziękuję wam bardzo.

– Nie ma za co – powiedział Karuś. – Na wszelki wypadek będę się trzymał blisko lasu, żebyś mógł mnie łatwo znaleźć.

– Pomyślności, Pafnucy! – zawołał Pucek, kiedy Pafnucy już się zaczai oddalać.

*

Marianna wróciła od bobrów dopiero rano i Pafnucy czekał na nią, powtarzając sobie pod nosem wszystkie wiadomości, jakie powinien przekazać. Troszeczkę mu się pomieszały.

– Czekaj – powiedziała Marianna po dłuższej chwili słuchania. – Przestaję rozumieć cokolwiek. Dziki mają drapać wodę pod spodem? Co to znaczy?

– Mnie się wydawało, że to ptaki powinny przegryzać coś pod spodem – rzekł słuchający również borsuk. – Też, przyznaję, nie rozumiem. Jeszcze nie widziałem gryzącego ptaka.

Pafnucy zdenerwował się trochę, bo od początku tego się właśnie obawiał. Spróbował zacząć jeszcze raz.

– Owszem, wilki do przestraszenia nadają się nieźle – zgodziła się po następnej chwili Marianna. – Tylko dlaczego ma się to odbywać przez ziemię albo przez piasek?

– Nie, to nie tak – poprawił Pafnucy pośpiesznie i z zakłopotaniem. – To są dwie oddzielne rzeczy. Przestraszenie jest dla ludzi, a piasek dla wody.

– Po co wodzie piasek? – spytał do reszty skołowany borsuk, ale na szczęście w tym miejscu Marianna odgadła.

– Ach! – zawołała. – Oni pewnie mówili o oczyszczaniu wody! Jeżeli woda przesączy się przez dużą ilość ziemi i piasku, i kamyków, zrobi się czysta! Wszystkie świństwa zostaną w tym piasku. To masz na myśli?

– Tak – powiedział z ulgą Pafnucy. – To jest jedna sprawa.

– A drugą sprawą jest przestraszanie? – upewnił się borsuk. – Nie mam nic przeciwko temu, tylko co nam z tego przyjdzie?

Pafnucy znów chciał powiedzieć wszystko razem. O tym, że przestraszeni ludzie uciekną, nie myjąc samochodu, a potem wcale nie przyjdą, o tym, że powinno im się zrobić krzywdę w samochód, bo to ich zupełnie zniechęci, i o tym, jak ta krzywda ma wyglądać. Okazało się, że ciągle jest tego za dużo.

– Myślałam, że już skończyliśmy ze spodem – powiedziała Marianna. – Woda nie przepłynie po wierzchu, tylko pod spodem. Co to za nowy spód?

– Samochodu – powiedział Pafnucy. – Te cuchnące potwory nazywają się samochody. Pod spodem mają takie coś, dość miękkie do przegryzania, zapomniałem, jak to się nazywa. Takie nogi, co się kręcą.

Borsuk miał inne wątpliwości.

– A dlaczego dziki mają zjeść piknik? – zapytał. – I dlaczego muszą go jeść nad wodą? Nie mogą gdzie indziej? I czy to jest w ogóle jadalne?

Pafnucy usiadł i chwycił się za głowę.

– To takie strasznie trudne! – zawołał żałośnie. – Jak oni do mnie mówili, wydawało się łatwe. Nie pytajcie mnie razem, tylko oddzielnie, bardzo was proszę!

– Dobrze – powiedziała Marianna. – Skończmy ze spodem. Mają nogi pod spodem. Normalna sprawa. Co ma być z tymi nogami, obojętne, czy się kręcą, czy nie?

– Powinno się je poprzegryzać – powiedział szybko Pafnucy. – Ale mnie się wydaje…

– Żeby nie odjechali? – spytał podejrzliwie borsuk.

– No właśnie, na tych poprzegryzanych nogach nie odjadą w żaden sposób…

– Pafnucy, czyś oszalał? – krzyknęła ze zgrozą Marianna. – Mają tam zostać na zawsze?! I bez przerwy paskudzić naszą wodę?!

– Ależ nie! – zawołał zrozpaczony Pafnucy. – Przeciwnie! Ja właśnie mówiłem, że to zły sposób! I dlatego trzeba im zrobić krzywdę z wierzchu!

– No, wreszcie odczepił się od tego spodu – powiedziała z ulgą Marianna. – Krzywdę z wierzchu… Ale z krzywdą z wierzchu będą mogli odjechać?

– Oczywiście, że będą mogli i powinni nawet odjechać bardzo prędko!

Stopniowo, po kawałku, wszystkie informacje od Pucka i Karusia zostały przekazane. Wówczas Pafnucy nagle oprzytomniał i przestał się czuć wypchany niezrozumiałą wiedzą. Powtórzył rozmowę z psami bardzo porządnie i Marianna i borsuk pojęli wszystko.

– Nie możemy czekać, aż leśniczy wyzdrowieje i zacznie robić porządek, bo do tego czasu zatrują rzekę śmiertelnie – powiedziała stanowczo Marianna. – Musimy zastosować te wszystkie sposoby od razu. Zrobimy porządek sami, a leśniczy zajmie się tym później.

– Słusznie – pochwalił borsuk. – Do ludzi się nie zbliżę, to pewne, ale może przydałbym się do czegoś innego?

– Do kopania – powiedziała Marianna. – W razie gdybyśmy robili te warstwy do oczyszczania, ziemię, piasek i tak dalej, z pewnością trzeba będzie pokopać. Ale przez te rzeczy woda przesącza się bardzo powoli. Może warto zapytać bobry?

– A te inne krzywdy? – spytał Pafnucy.

– Pozwolicie, że się wtrącę – powiedział nagle z drzewa dzięcioł. – Słucham tu przez cały czas i chcę wam zwrócić uwagę, że najszybciej potrafią dziobać dzięcioły.

– Świetny pomysł! – ucieszyła się Marianna. – Wspomniałeś coś o jednej kurze, Pafnucy? Co to jest jedna kura w porównaniu z dwoma albo trzema dzięciołami!

– Siedmioma – poprawił dzięcioł. – Mieszka tu w pobliżu sześcioro moich krewnych. Myślę, że wszyscy się dadzą namówić.

– Nie wiem tylko, czy wytrzymacie – zatroskał się Pafnucy. – Oni mówili, że ci ludzie lecą i awanturują się ze strasznym krzykiem.

– O, krzyków i awantur znosić nie będziemy – odparł dzięcioł. – Ale zanim zaczną lecieć i krzyczeć, zdążymy zrobić dość dużo, bądź spokojny. Ludzie są beznadziejnie powolni.

– Możliwe, że dołączą się i dziki – powiedział borsuk. – Sądzę, że też wystarczy, jeśli każdy chapnie paszczą tylko jeden raz.

– Jeżeli ludzie będą uciekali w pośpiechu, zostawią wszystko – zauważyła Marianna. – Na pewno będzie w tym coś do jedzenia, chociażby ten piknik. Gwarantuję wam, że dzikom to się bardzo spodoba.

– W takim razie muszę chyba iść do nich? – westchnął Pafnucy i zaczął podnosić się z trawy.

– Nie, nie musisz – powiedział dzięcioł. – Ostatecznie, słucham was już dość długo i zdążyłem załatwić sprawę. Dziki już tu idą i prawdopodobnie przyleci także Remigiusz. Wszyscy zostali zawiadomieni.

– Jesteś genialny! – pochwaliła go Marianna. – Z tego zmartwienia zapomniałam, że Pafnucy nic nie jadł. Zanim przyjdą, akurat zdążymy załatwić śniadanie, a możliwe, że nawet obiad.

Remigiusz miał najdalej, więc przybiegł ostatni, kiedy już zgromadziły się sarny, dziki, wilki, kuny, wiewiórki, a także liczne ptaki. Na szczęście nie trzeba mu było wiele tłumaczyć, ponieważ trochę znał ludzi.

– Nie chcę was martwić, ale jak odchodziłem, przyjechały dwa samochody z całym stadem ludzi – powiedział i machnął ogonem w kierunku wilków. – Szczerze żałowałem, że nie mam was pod ręką. Były tam ludzkie dzieci i zdaje się, że wystarczyłoby tylko zawyć porządnie parę razy.

– Jeśli o to chodzi, możemy ich uszczęśliwić – powiedział zgryźliwie stary wilk. – Wyciem możemy służyć przez całe popołudnie, a także część nocy.

Wszystkie zwierzęta były przejęte, bo wszystkie piły wodę z rzeczki i zależało im bardzo, żeby ta woda była czysta. Dziki poczuły się ogromnie zainteresowane resztkami, które mogły pozostać po uciekających ludziach, i okazywały wyraźną ochotę do kłapania paszczęką. Dzięcioły omówiły sprawę między sobą i zgłosiły gotowość dziobania. Milczący i mrukliwy szczur wodny wymamrotał, że może spróbować czegokolwiek, co się nada do pogryzienia, nawet gdyby było zupełnie niejadalne. Uzgodniono, że wszyscy wyruszą w górę rzeczki wczesnym rankiem, żeby zdążyć na popołudnie.