– No i co to ma być? – zniecierpliwiła się Marianna. – Jeszcze nie zrezygnowali? Będą tu stali do jutra? Pafnucy, przestrasz ich!
Pafnucy posłusznie podniósł się i wymaszerował z lasu na łąkę. Za nim wysunęło się pilnie węszące stado dzików z Euzebiuszem na czele.
Ludzie odwrócili się nagle i zobaczyli ich. Wszyscy znieruchomieli kompletnie. Przestali się odzywać i tak stali naprzeciwko siebie, sześć ludzkich osób i jeden niedźwiedź, a do nich przysuwało się powoli duże stado dzików.
Pafnucy w gruncie rzeczy wcale nie miał w sobie skłonności do straszenia Wydawało mu się, że powinien może coś powiedzieć. Odchrząknął.
Wszystko nastąpiło natychmiast potem w jednym i tym samym momencie. W ludzkich uszach chrząknięcie Pafnucego zabrzmiało jak groźny ryk. Sześć osób rzuciło się w popłochu ku samochodom, po drodze jednak chwycili z trawy jakieś przedmioty.
– O nie! – zawołał na to Euzebiusz z wielkim oburzeniem. Najmłodszy i najbardziej lekkomyślny dzik nie wytrzymał.
W szalonym tempie runął na jeden z samochodów, dopadł go, kłapnął paszczą, kwiknął okropnie i natychmiast uciekł. Ludzie wrzasnęli. Z lasu dobiegło nagle głuche, ponure, przeciągłe wycie. Tego już było za wiele.
Remigiusz, piejąc z uciechy, chwytał się za brzuch i fikał koziołki, a ze śmiechu łzy płynęły mu z oczu.
– Wilki! – pokrzykiwał. – Cudo! W najlepszym momencie! Patrzcie, co oni robią! Nie mogę, pęknę chyba!
Ludzie na łące prawie dostali szału. O żadnym podnoszeniu niczego już nie myśleli, wepchnęli się do samochodów na oślep, samochody ruszyły, omal się nie zderzając ze sobą, uciekły z łąki, jeden przodem, a drugi tyłem. W ciągu minuty już ich nie było widać.
Dziki nie czekały nawet, aż im znikną z oczu, tylko od razu zajęły się tym, co leżało na trawie. Euzebiusz wrócił do lasu uszczęśliwiony bezgranicznie.
– Jest to absolutnie najpiękniejsza zabawa ze wszystkich możliwych – oznajmił. – Ja się stąd nie ruszę. Kto wpadł na ten cudowny pomysł? Będę mu wdzięczny do końca życia!
– Pafnucy – powiedziała, chichocząc, Marianna.
– Nic podobnego – zaprzeczył sprawiedliwie Pafnucy. – To Pucek. I Karuś.
– W takim razie kochamy Pucka i Karusia – powiedział Euzebiusz. – Pafnucy, ciebie też! Piknik, cóż to za znakomite jedzenie!
Wszyscy byli do tego stopnia rozbawieni, że prawie zaczęli pragnąć przyjazdu następnych samochodów. Zaczynało się jednak już zmierzchać i Remigiusz oznajmił, że na dalsze rozrywki nie ma szans.
– Nikt więcej nie przyjedzie – zawyrokował. – Ludzie nie potrafią nic robić w ciemnościach. Uzgodnijmy, co ma być jutro, bo jeden dzień straszenia to za mało. Jeszcze się nie przyzwyczaili, że tu jest niedobrze.
– My zostajemy – powiedziały dziki od razu. – Znamy ten teren i czujemy się tu doskonale. Nie musimy nigdzie odchodzić.
– Przyjdziemy trochę wcześniej niż dziś, bo widzę, że tu bywa bardzo śmiesznie – obiecał wilk. – Mam wrażenie, że niezbędny jest także Pafnucy i, oczywiście, dzięcioły.
– O, my będziemy od rana – powiedziały dzięcioły. – Znalazłyśmy tu kilka bardzo pociągających drzew i nie zostawimy ich własnemu losowi. Praca jest wprawdzie trochę nerwowa, ale rozumiemy, że konieczna.
Wszyscy postanowili trzymać się blisko, żeby obejrzeć następne przedstawienie. Do domu zdecydowały się wracać tylko bobry.
– Mamy co opowiadać, bo to było bardzo zabawne – oznajmiły. – W każdym razie pamiętajcie, że do przesuwania rzeczki jesteśmy gotowe w każdej chwili.
– Dziękujemy wam bardzo! – powiedziała Marianna. – Dziękuję wszystkim! Gdybym wiedziała, że wyjdzie z tego taka komedia, możliwe, że byłabym znacznie mniej zdenerwowana…
– Pafnucy, ja chyba przyjdę do lasu i pomieszkam z wami – powiedział Pucek po kilku dniach. – Aż mnie korci. Znów zrobiliście jakieś zamieszanie! Opowiedz mi, co tam było, a ja ci potem powiem, co mówią ludzie.
Łapa już mu się zagoiła i biegał zupełnie dobrze. Obaj z Karusiem czekali na skraju lasu, mając wielką nadzieję, że Pafnucy się pojawi, bo Karuś już za dwa dni wraca do domu. Pafnucy przyszedł podzielić się wrażeniami i opowiedzieć o wynikach straszenia.
Odpowiedział zatem Puckowi bardzo chętnie. Wszystko opowiedział porządnie i dokładnie, a oba psy z radości aż się tarzały po trawie.
– Nie wiemy, co by było, gdyby nas nie było – powiedział na końcu. – Ale teraz o żadnym paskudzeniu wody nawet mowy nie ma. Nikt nie umył przez ten czas ani jednego samochodu i Marianna zupełnie wróciła do równowagi. Żadne świństwo nie płynie. Ale…
– Zaraz – przerwał mu Pucek. – Muszę ci powiedzieć, co ludzie mówią. Nic kompletnie nie rozumieją i nie mogą pojąć, dlaczego ptaki dziobią samochody. Wygadują straszne brednie, że w tym lesie panuje wścieklizna, że rzucił się na nich wielki, dziki niedźwiedź, że z lasu wypadła wataha rozżartych wilków, że straszne stado dzików próbowało ich poszarpać na kawałki i że tajemnicza siła pożera wszystko, co się położy na trawie. Pafnucy, co to jest ta tajemnicza siła?
– Szczur wodny – powiedział Pafnucy. – Mało mówi, ale bardzo szybko gryzie i nie jest wybredny. Nie robi mu żadnej różnicy, co to jest to coś do pogryzienia.
– Świetnie wam wyszło – pochwalił Karuś. – I w dodatku ci ludzie nawet nie mogą się skarżyć. W ogóle nie mogą się przyznać, że chcieli umyć samochody, bo to jest zabronione.
– A czy zauważyliście, że tych amatorów mycia jest coraz mniej? – spytał Pucek.
– Owszem, zauważyliśmy – odparł Pafnucy. – Głównie dziki zwróciły na to uwagę. Z początku było ich dużo, a teraz przyjeżdża najwyżej jeden dziennie. I całe szczęście, bo…
– Zaraz – przerwał mu znów Pucek. – Mogę ci powiedzieć, dlaczego tak jest. Zawsze ich było najwięcej z tej okolicy, bo tacy zupełnie obcy ludzie tego miejsca nie znają. A ci z tej okolicy już wszyscy wiedzą, że czają się na nich straszne zwierzęta. Nikt miejscowy już nie przyjedzie, bo wszyscy się boją. Ale zdaje się, że byli jacyś, których nic złego nie spotkało. Usiedli, zjedli obiad i spokojnie odjechali. To prawda? Byli tacy?
– Oczywiście – odparł Pafnucy. – Nawet dwa razy. Wypędzaliśmy tylko tych, którzy chcieli myć samochody. Ci, którzy tylko jedli, mogli sobie siedzieć, chociaż dzikom było bardzo żal. Ale zostawili im trochę czegoś, więc się pocieszyły.
– Szkoda, że nie widziałem tego, co się tam działo – powiedział z żalem Pucek. – Ale biegać już mogę, może bym tam skoczył któregoś dnia?
Pafnucy westchnął.
– No właśnie nie wiem – rzekł niepewnie. – Muszę wam powiedzieć, że zwierzętom już się to trochę znudziło. Dzięcioły mówią, że obtłukują sobie dzioby, a wilki czują się zmęczone tym zrywaniem się codziennie. One w dzień wolą spać. Jeszcze tylko dziki czatują, bo im się to podobało najbardziej. Będziemy chyba musieli poprosić bobry, żeby załatwiły sprawę z rzeczką.
– Jaką sprawę z rzeczką? – spytał Pucek.
– Trzeba ją namówić, żeby popłynęła inaczej – wyjaśnił Pafnucy. – Żeby ominęła ludzi i popłynęła tylko przez las. Bobry to potrafią.
– Bardzo dobry pomysł – pochwalił Karuś. – W ten sposób odczepicie się od ludzi. My to co innego, jesteśmy przyzwyczajeni, ale dla was takie częste kontakty z ludźmi wcale nie są dobre. Nie wiadomo, co im może wpaść do głowy.
– Niech tylko leśniczy wyzdrowieje, od razu skończą się wszystkie kłopoty – powiedział pocieszająco Pucek. – Za dwa tygodnie będzie chodził po lesie.