Выбрать главу

– Spokojnie – powiedziała. – Jestem tutaj. Pobawcie się przez chwilę, tylko w tamtą stronę proszę nie biegać. Tutaj, tutaj, pod krzakiem!

Borsuczęta uspokoiły się od razu, cofnęły troszeczkę i zagapiły na dziewczynkę. Dziewczynka przyczołgała się jeszcze kawałek ku nim.

– Kici, kici – powiedziała. – Pieseczki, jakie śliczne, kochane! Chodźcie, nie uciekajcie!

– O rany! – jęknął Remigiusz w krzakach.

– A, jesteś tu? – fuknęła na niego Marianna. – Mów, co ona mówi! Niech chociaż tyle pożytku będzie z ciebie!

– Mówi, że są śliczne – rzekł Remigiusz.

– Ależ to bardzo miłe dziecko! – zawołała ze wzruszeniem żona borsuka.

– Tylko uważa je równocześnie za kotki i za pieski – tłumaczył dalej Remigiusz. – Chce się z nimi bawić, jak sądzę. Cofnijcie się nieco, niech się odsunie dalej od bagienka. Jeszcze ciągle jest w niebezpieczeństwie.

Wszystkie zwierzęta przesunęły się w głąb lasu. Borsuczęta również przelazły dalej, gramoląc się przez gałęzie i przez siebie wzajemnie. Zupełnie przestały się bać i na nowo zaczynały się bawić, co dziewczynce spodobało się ogromnie. Posuwała się za nimi, trochę w kucki, a trochę na czworakach, i coraz większa przestrzeń zostawała pomiędzy nią a zdradliwą, bagienną łączką.

Pafnucy czekał tylko do chwili, kiedy za dziewczynką został kawałek terenu, na który można było wejść. Wiedział, że tam już mu się nic pod nogami nie zapadnie. Zdecydowanym krokiem, chociaż bardzo cichutko, przedostał się pomiędzy dziewczynkę i bagno i usiadł.

Najpierw usiadł na samym skraju twardego terenu. Po chwili dziewczynka przelazła za borsuczętami jeszcze kawałek i Pafnucy usiadł dalej. Potem jeszcze dalej. I w końcu siedział w lesie, w zupełnie bezpiecznym miejscu, a podstępne bagno zostało za nimi.

Dziewczynka zmęczyła się i z westchnieniem usiadła na trawie. Nad jej głową przefrunął następny wielki i piękny motyl. Obejrzała się za nim i nagle dostrzegła Pafnucego.

Wszystkie zwierzęta na moment aż wstrzymały oddech, pewne, że to ludzkie dziecko znów się przerazi i zacznie płakać, a może uciekać. Tymczasem nic podobnego nie nastąpiło. Dziewczynka ucieszyła się wyraźnie.

– Ach, Puchatku, jak urosłeś! – zawołała bez żadnego lęku. – Jaki jesteś duży! Czy przyszedł z tobą Prosiaczek?

– Zdawałoby się, że wiem dużo o ludziach – mruknął z irytacją Remigiusz. – Ale to dziecko doprowadzi mnie do obłędu! Pafnucy, ona cię nazywa Puchatkiem i pyta o jakiegoś prosiaczka. Wiem, co to jest prosiaczek, znam te stworzenia osobiście, podobne są do dzieci dzików, ale pojąć nie mogę, skąd coś takiego miałoby się znaleźć w lesie!

– To wszystko jedno, jak ona mnie nazywa – powiedział Pafnucy stanowczo. – Ważne, żeby całkiem odeszła od bagien-ka, bo na samą myśl, że może tu wrócić, robię się okropnie zdenerwowany.

– Wszyscy są zdenerwowani – odezwała się kuna z gałęzi. – Niech ta Perełka się ruszy!

Pafnucy bardzo ostrożnie i powoli podniósł się, przeszedł kilka kroków i znów usiadł. Równocześnie poruszyła się Perełka, a po pniu drzewa zbiegła wiewiórka. Dziewczynka je dostrzegła.

– Bambi, jesteś! – ucieszyła się. – I wiewiórka! I Puchatek! Pomóżcie mi! Zgubiłam się w lesie! I jeść mi się chce i nóżki mnie bolą, i nie wiem, gdzie jest moja mamusia! Pomóżcie mi!

– Jest głodna, zmęczona i żąda od was pomocy – przetłumaczył z satysfakcją Remigiusz.

– Przede wszystkim trzeba ją odciągnąć z tego miejsca – oznajmiła stanowczo Marianna. – Jeśli życzy sobie piesków, kotków i prosiaczków, niech tu ktoś przyprowadzi jakieś dziecko dzika, możliwie najmniejsze, i któreś z małych wilcząt. Perełko, odejdź kawałek, może ona pójdzie za tobą!

Marianna również nie bała się wcale i nie zwracała nawet uwagi na to, że może być widoczna. Wydając polecenia, uniosła się nieco i dziewczynka ją zobaczyła. Nie miała najmniejszego pojęcia, że Marianna jest wydrą, ale zachwyciła się nią niezmiernie.

– Jamniczek! – zawołała, uszczęśliwiona. – Jaki śliczny! Remigiusz zachichotał.

– Gratulacje! – prychnął do Marianny. – Ona uważa cię za rodzaj psa. Ale twierdzi, że jesteś prześliczna.

– Bardzo słusznie – pochwaliła Marianna. – Co do psa, nie bądźmy drobiazgowi. To jest bardzo inteligentne dziecko i bezwzględnie uważam, że należy ją uratować.

W krzakach rozległo się kwiknięcie i wszyscy ujrzeli małe dziecko dzika, tym się tylko różniące od prawdziwego prosiaczka, że było czarne i troszeczkę bardziej kudłate. Dziewczynce nie robiło to różnicy.

– O, jest Prosiaczek! – ucieszyła się. – Proszę, zaprowadźcie mnie do Krzysia!

Remigiusz aż zgrzytnął zębami.

– Już mi się zdawało, że można ją zrozumieć – rzeki gniewnie. – Coś nowego, jakiegoś Krzysia jej się zachciało! Pojęcia nie mam, co to jest!

Dziewczynka nie bała się już wcale. Przyzwyczaiła się do zwierząt, które nie robiły jej nic złego, a prosię dzika ogromnie ją rozśmieszało. Wciąż tylko wzywała do siebie Pafnucego i Perełkę i szła za nimi w głąb lasu, coraz wolniej i z coraz większym wysiłkiem, bo była bardzo zmęczona. Dotarła wreszcie do jednego z licznych miejsc, na których rosły poziomki, usiadła i zaczęła je zbierać i zjadać.

– Puchatku, są poziomki! – zawołała do Pafnucego. – Chodź prędko, bardzo dobre!

– Zdaje się, że po raz pierwszy widzę ludzką istotę, która ma dość rozumu, żeby się nie bać Pafnucego – rzekł w zadumie Remigiusz z krzaków. – Szczerze wam powiem, że nie mam pojęcia, co zrobić. Jak znam ludzi, nie zostawią tej sprawy w spokoju.

– Zięba mówi, że odjechali – zwróciła uwagę kuna, przyczepiona do kolejnej gałęzi i z wielkim zainteresowaniem wpatrzona w polankę. – Została tylko jedna osoba, zdaje się, że matka tej dziewczynki. Siedzi na skraju lasu i płacze.

– To znaczy, że wrócą w większej gromadzie – przepowiedział ponuro Remigiusz. – Poza tym, oni obydwoje jedzą z takim apetytem, że sam zaczynam być głodny. Nie wymagacie, mam nadzieję, żebym się zaczai odżywiać poziomkami?

– Dam ci rybę – obiecała gniewnie Marianna.

– Nie przepadam – skrzywił się Remigiusz. – Poza tym nie o mnie idzie. Ostrzegam was, że tu wejdą dzikie tabuny. W poszukiwaniu tego dziecka rozdepczą las! Zastanówcie się nad tym!

Remigiusz miał rację. Wszyscy byli tak zajęci dziewczynką, że prawie zapomnieli o największym niebezpieczeństwie. Pafnucy, który miał popędzić do Pucka, razem z ludzkim dzieckiem zjadał poziomki na polance i wydawał się zupełnie zadowolony. Perełka i borsuczęta bawiły się beztrosko. Słowa Remigiusza przypomniały, że to wcale nie koniec kłopotów.

– Pafnucy, zostaw te poziomki! – zawołała Marianna. – Trzeba się porozumieć z psem! Wieczór się zbliża!

– Myją tu zabawimy, a ty pędź – powiedziała na nowo zatroskana Klementyna.

Pafnucy uświadomił sobie, że spoczywają na nim ciężkie obowiązki. Oderwał się od doskonałego podwieczorku, odszedł z polanki i ruszył pędem.

*

Słońce zaczynało zachodzić, kiedy zdyszany i sapiący niedźwiedź dotarł do wielkiej łąki za lasem. Swojego przyjaciela, psa Pucka, dostrzegł z daleka. Pucek był bardzo zajęty, bo musiał zagonić do domu wszystkie krowy i owce. Obiegał je dookoła, obszczekując i popędzając, a krowy maszerowały powolnym i majestatycznym krokiem. Pafnucy wyszedł z lasu, żeby się Puckowi pokazać.

– Cześć, Pafnucy! – zawołał Pucek, przebiegając w pędzie obok niego. – Za chwilę przyjdę, tylko muszę tu spełnić obowiązki! Czy coś się stało?