Выбрать главу

Pafnucy rozmyślał przez chwilę.

– Mam wrażenie, że szukasz tak swoich orzechów każdego roku? – powiedział ostrożnie, bo nie chciał być nieuprzejmy. – Czy nie powinnaś chować ich zawsze w tym samym miejscu?

– Chowam w różnych tych samych miejscach – zniecierpliwiła się wiewiórka. – Ale to się zapomina… Nigdzie ich nie ma… Muszę je znaleźć, bo jestem bardzo głodna!

– Może to było inne drzewo? – powiedział Pafnucy. Wiewiórka spojrzała na niego i przeskoczyła na sąsiedni wielki dąb. Obiegła go szybko do góry, na dół i dookoła i wydała okrzyk radości.

– Są! Znalazłam! Dziękuję ci bardzo, Pafnucy! I znikła w dziupli.

W tym momencie Pafnucy poczuł, że też jest bardzo głodny. Przed oczami zamajaczyły mu różne rzeczy, grube, soczyste kłącza tataraku, wielkie plastry świeżego miodu, kruche ciasteczka, słodkie czarne jagody i ryby. Całe stosy lśniących, srebrzystych, tłustych ryb. Rozbudził się dokładnie i pomyślał, że jego przyjaciółka Marianna z pewnością już na niego czeka i wyciąga z jeziorka śniadanie, obiad, podwieczorek i kolację. Na tę myśl aż mu zaburczało w brzuchu. Podniósł się, otrząsnął z resztek liści i już miał ruszyć w drogę, kiedy nagle nad jego głową zaszeleściło i na gałęzi pojawiła się druga wiewiórka. Była to obca wiewiórka, Pafnucy jej nie znał.

– Dzień dobry – powiedział. – Widzę cię chyba pierwszy raz? Czy też szukasz orzechów?

– Och, gdybym znalazła…! – wykrzyknęła wiewiórka smętnie. – Straciłam dom i w ogóle wszystko! Nie mam pojęcia, gdzie tu coś jest, i chyba umrę z głodu!

– Twoja koleżanka znalazła swoje zapasy tu obok, na tym dębie – powiedział pośpiesznie Pafnucy i też poczuł, że za chwilę umrze z głodu. – Może się z tobą podzieli. Przepraszam cię, ale jestem umówiony i muszę już iść.

– Nic nie szkodzi, dziękuję ci bardzo! – zawołała z wdzięcznością wiewiórka i czym prędzej przeskoczyła na sąsiedni dąb.

Pafnucy nie zwlekał już ani chwili. Ruszył w drogę.

Obok ścieżki dzików, którą maszerował, już dość blisko jeziorka, ujrzał znów nieznajomą osobę. Była to sarenka. Pafnucego głód popychał do przodu bardzo energicznie, ale dobre wychowanie kazało mu się zatrzymać.

– Dzień dobry – powiedział z westchnieniem. – Czy jesteś u nas gościem? Przyszłaś może z wizytą do Klementyny?

Sarenka drgnęła i odskoczyła malutki kawałeczek, ale nie rzuciła się do ucieczki. Z uwagą popatrzyła na Pafnucego.

– Witaj – rzekła uprzejmie. – Nie, jestem tu na stałe, bo straciłam swój dom. Nazywam się Patrycja. A ty pewnie jesteś Pafnucy? Słyszałam o tobie.

– Bardzo mi przyjemnie – powiedział pośpiesznie Pafnucy. – Skoro jesteś na stałe, to jeszcze się zobaczymy. Przepraszam…

…cię bardzo, ale jestem umówiony i muszę się śpieszyć – mówił już o wiele dalej, bo głód pchał go w stronę jeziorka coraz silniej. Zaczął patrzeć już tylko pod nogi i nie rozglądał się wcale na boki w obawie, że zobaczy jeszcze kogoś, z kim trzeba będzie porozmawiać.

Tylko dzięki temu patrzeniu pod nogi nie potknął się o młodego, nieznajomego borsuka, który fuknął gniewnie.

– Dzień dobry… – zaczął z rezygnacją Pafnucy.

– A tam, dobry! – prychnął wyraźnie rozzłoszczony borsuk. – Domu nie ma, zapasów nie ma, co ja tu znajdę…?

Szurnął w las i jeśli nawet mówił coś więcej, Pafnucy już tego nie słyszał, bo sam też bardzo przyśpieszył kroku.

Między drzewami ujrzał prześwitującą wodę, uszczęśliwiony wybiegł niecierpliwie na przybrzeżną trawę i zatrzymał się jak wryty. Przetarł oczy, zamknął je, otworzył i znów przetarł.

Marianna się rozdwoiła. Najwyraźniej w świecie Pafnucy widział dwie wydry, stojące słupka tuż nad wodą. Pomyślał, że z głodu pewnie mu się w oczach dwoi, i ani chwili dłużej nie powinien zwlekać z tymi rybami. Uczynił kilka kroków, obie wydry odwróciły się ku niemu i jedna z nich z całą pewnością okazała się Marianną.

– Pafnucy, jesteś! – wykrzyknęła i z radości fiknęła koziołka. – Jak się cieszę! Czekam tu na ciebie jak szalona, bo chcę ci przedstawić Łukasza! To jest Łukasz! Zdecydowałam się założyć rodzinę!

Wiadomość wydała się Pafnucemu ogromnie ważna i wiedział, że powinien teraz składać gratulacje i rozmaite najlepsze życzenia, ale w żołądku poczuł coś, co trochę zamąciło mu w głowie.

– Najserdeczniejsze ryby – powiedział szybko. – Bardzo mi pusto przyjemnie. Cieszę się coś zjeść… To znaczy, tego…

– O Boże, ty przecież jesteś głodny! – wykrzyknęła Marianna i chlupnęła do wody.

– Mnie też jest bardzo przyjemnie – powiedział Łukasz i z wielkim rozbawieniem przyglądał się, jak Pafnucy rozpoczyna swój pierwszy wiosenny posiłek. Marianna usiadła spokojnie na trawie dopiero po bardzo długiej chwili.

– Tylko nie próbuj teraz z nim rozmawiać – ostrzegła Łukasza. – Zwariować można od tego, co mówi z rybami w ustach. Skorzystam i opowiem mu o tobie. – Odwróciła się do Pafnucego i mówiła dalej: – Łukasz mieszkał dosyć daleko, nad rzeczką, ale ludzie, jak zwykle, zrobili jakieś okropieństwo, spaskudzili rzeczkę i wytępili wszystkie ryby. Byłby umarł z głodu. Zaczął szukać nowego, lepszego miejsca, ptaki mu powiedziały, że u nas jest nieźle, więc w końcu trafił tutaj. Widzisz sam, że jest sympatyczny, będziemy rodziną i wychowamy jakieś dzieci.

– Ja kech gyłgym umał ch głogu – powiedział z przejęciem Pafnucy.

– Proszę? – zainteresował się gwałtownie Łukasz.

– A mówiłam…! – zawołała Marianna. Pafnucy pośpiesznie przełknął.

– Ja też byłbym umarł z głodu – przetłumaczył. – Myślałem, że nigdy tu nie dojdę, bo wszędzie były jakech ochke ochoky.

– Co było? – spytał szybko Łukasz z jeszcze większym zainteresowaniem.

– Zaczekaj chwilę, przecież widzisz, że już kończy! – zniecierpliwiła się Marianna. – To jest pierwsze śniadanie, drugie śniadanie wyłowię mu dopiero za pół godziny. Jest bardzo wygłodzony, nie powinien jeść za dużo na raz, bo jeszcze mu zaszkodzi.

– Ja myślę, że zaszkodzi mi zjeść za mało na raz – poprawił Pafnucy z głębokim przekonaniem i zjadł ostatnią rybę.

Łukasz przeczekał tę ostatnią rybę.

– To teraz powiedz, co było – poprosił. – Bardzo mnie zaciekawiłeś.

– Nic takiego – odparł Pafnucy. – Jakieś obce osoby. I ze wszystkimi musiałem…

– Jakie obce osoby? – przerwała podejrzliwie Marianna.

– Jedna wiewiórka – odparł Pafnucy. – Jedna sarenka, Patrycja. Jeden borsuk, nie zdążył się przedstawić. Wiewiórka szukała cudzych orzechów, bo nie miała własnych…

– Nie miała własnych? – zdziwiła się Marianna. – A cóż ona robiła na jesieni? No owszem, te głupie wiewiórki zapominają, gdzie wetknęły zapasy, ale niemożliwe, żeby wcale nie miały!

– Powiedziała, że straciła dom i wszystko – wyjaśnił Pafnucy. – Patrycja też straciła dom i przyszła do nas, żeby zostać na stałe. Ciekawa rzecz. Borsuk też powiedział, że nie ma domu.

Marianna milczała przez chwilę.

– Nie podoba mi się to – oznajmiła po namyśle. – Wszyscy stracili domy? A cóż to za jakiś kataklizm? Pafnucy, musisz się koniecznie dowiedzieć, co się stało i o co tu chodzi!

– Teraz, zaraz? – spytał Pafnucy trochę żałośnie. – Myślałem, że już minęło pół godziny i zbliża się czas na drugie śniadanie…

Drugie śniadanie było obfitsze niż pierwsze, bo w łowieniu ryb wziął udział także Łukasz i obydwoje z Marianną zrobili sobie konkurs, kto wyłowi więcej. Zachwycony konkursem, Pafnucy trochę przeszkodził w obliczaniu rezultatów, nie zdołał bowiem zapamiętać, ile zjadł od Marianny, a ile od Łukasza. W każdym razie okropna pustka w żołądku znikła i teraz mógł już spokojnie czekać obiadu.