Выбрать главу

– Issaram są kiepskimi niewolnikami. Gdybym miała swoje talhery

– No. A gdybyśmy my mieli tu książęcą straż. – Z łagodnym uśmiechem uciął jej gdybanie. – Ale Issarowie są dobrymi wojownikami. Poza tym w niektórych południowych księstwach… Nie w Konoweryn, rzecz jasna, nie jesteśmy barbarzyńcami, ale w innych są sposoby, dzięki którym można nieźle zarobić na kimś takim jak ty. Areny, na których walczy się na śmierć i życie, ludzie z ludźmi, ze zwierzętami, z potworami łapanymi na pograniczu Uroczysk. Tysiące przychodzą oglądać takie walki. Jedz.

Pogryzła, przełknęła.

– Nie zmuszą mnie do walki ku uciesze gawiedzi.

– A jeśli zakują cię w łańcuchy, odsłonią twoją twarz przed jakimiś wojownikami, po czym zasłonią ją z powrotem i wypuszczą cię z nimi na arenę? Tylko ty, twój miecz i śmierć tych ludzi, w zamian za ocalenie własnego kawałka duszy? Tak, znam waszą wiarę… Jest wiele kijów, którymi można pognać ludzi tam, gdzie się chce. Issarowie nie różnią się od innych tak bardzo, jak by chcieli. Teraz nie mów, tylko jedz. Jego wysokość nie należy do cierpliwych, a siedzi już tak z kwadrans.

Gdy skończyła, delikatnie założył jej ekchaar. Z dużą wprawą.

– Robiłeś to już kiedyś?

– Nauczono mnie tego. W Konoweryn pojawiają się czasem twoi pobratymcy, ci, którzy prowadzą karawany. Uczyłem się języka od kilku z nich. Opowiadali mi o waszych zwyczajach, kulturze, sposobie patrzenia na świat, szaleństwie oczekiwania na kolejną wielką rzeź, którą bogowie mają zgotować nam wszystkim…

Przerwał, jakby czekając na jej reakcję.

– Nic nie powiesz? Myślałem, że potrafię bardziej denerwować ludzi.

– Lepiej być przygotowanym i nie doczekać się nieszczęścia, niż jak głupiec stać plecami do lawiny, pochylając się nad kwiatkiem.

– Tego przysłowia nie słyszałem.

– To powiedzenie mojego wuja.

– Wuj jest mądry. A co mówił o ludziach, którzy nie tyle są przezorni, ile w głębi duszy liczą na nieszczęście? Modlą się o koniec świata? Oczekują go, bo mają nadzieję na to, że są wybrańcami?

– Naprawdę sądzisz, że tego chcemy? No to za wiele nie zrozumiałeś z naszych obyczajów.

Uśmiechnął się, po czym rzucił kilka słów w swoim języku. Chłopak natychmiast zdjął opaskę i podszedł do nich. Z poważną miną skłonił się jej lekko i zapytał o coś, wskazując na więzy.

– Książę pyta, czy ci ich nie poluzować, ale jeśli któryś ze strażników sprawdzi to, zabiją cię na miejscu. Zaryzykujesz?

Poruszyła lekko dłońmi. Zamrowiły.

– Oczywiście jeśli to odkryją, zabiją też mnie, mimo mojej wartości.

– Ślepego niewolnika?

– Ślepego tłumacza. Mówiącego większością języków Dalekiego Południa. Jak sądzisz, ilu takich jak ja można spotkać na targach narzędzi obdarzonych mową? Nie jestem głupcem, moja wartość to ułamek wartości księcia, ale mogą dostać za mnie kilka koni albo dziesięciu niewykształconych niewolników. – Uniósł brwi w dziwnym grymasie. – Może nawet tyle samo, co za ciebie. Co z więzami?

– Niech zostaną. Podziękuj księciu, że się za mną wstawił.

Wymienili kilka zdań, chłopiec zaśmiał się nagle, krótko, szczerze.

– Książę mówi, że to nic takiego. I że powinnaś się cieszyć, że tu jesteś.

Kroki. Chłopiec śmignął pod ścianę jak mała jaszczurka, jego sługa szybkim ruchem założył jej opaskę. Tym razem było ich dwóch. Jeden odciągnął od niej ślepca, drugi podszedł bliżej, przyłożył jej sztych do szyi i szybko, dokładnie sprawdził więzy.

– No – mruknął cicho – a już miałem nadzieję.

Jego meekh był doskonały. A głos młody.

– Na co?

– Na brak rozsądku. – Cofnął sztylet. – Książę obiecał nam, że będzie grzeczny, jeśli cię nie zabijemy, prawda?

Tłumacz chrząknął.

– Tak. Padła taka obietnica.

– Co prawda – bandyta usiadł przy niej i nagle poczuła jego dłoń wędrującą po ciele, przez udo, brzuch, piersi – istnieje jeszcze kilka interesujących powodów, by utrzymać cię przy życiu, a moi ludzie bez przerwy o nich wspominają, lecz na razie nie mamy na to czasu. Poza tym któryś mógłby się zapomnieć i poluzować ci więzy. Muszę im tłumaczyć, że złoto, które za ciebie dostaniemy, pozwoli im kupić wiele młodych niewolnic.

Nie drgnęła, choć miała wrażenie, że po jej ciele pełznie jadowity wąż.

– Oczywiście książę jest naszym priorytetem. Och, wybacz, to pewnie zbyt trudne słowo, zatem powiem prosto – książę jest najważniejszy, dziesięć, sto razy ważniejszy, więc jeśli zrobisz coś, cokolwiek, co mogłoby nas opóźnić albo w jakikolwiek sposób nam przeszkodzić, ty i jego sługa zapłacicie głowami. Jestem człowiekiem, który lubi wyzwania, przyznam, a utrzymanie cię przy życiu i sprzedaż jest dla mnie wyzwaniem. Lecz nie jestem głupcem.

Zacisnął nagle dłoń na jej piersi, mocno, brutalnie.

– Więc jeśli sprawisz mi kłopot, najmniejszy, choćby sugestię kłopotu, to odżałuję tych kilka niewolnic, pozwolę moim ludziom na chwilę rozrywki, po czym, tuż przed świtem, obejrzę sobie twoją twarz i poczekam, aż pocałuje ją słońce. I będę ci patrzył w oczy. Podobno dusza mieszka w oczach, więc może, jeśli będę miał szczęście, zobaczę, jak twoja umiera. Zrozumiałaś?

Cofnął rękę.

– Tak.

– Doskonale. A sługa księcia umrze wraz z tobą, tak dla równowagi. – Nie widziała twarzy bandyty, ale za jego słowami czaił się lekki, okrutny uśmieszek. – Wyruszymy wieczorem, więc macie kilka godzin na odpoczynek. Radzę je wykorzystać.

Wstał i opuścił jaskinię, ale przez chwilę Deana czuła się tak, jakby jego ręka wciąż znajdowała się na jej ciele. Miała ochotę wytarzać się po ziemi, byleby tylko zetrzeć to wrażenie. Jeszcze nigdy, nikt – nigdy i nikt – nie ośmielił się jej tak dotknąć. Jakby była zwierzęciem, kawałkiem mięsa na sprzedaż.

– Przywiązał nas do siebie, awyssa.

– C… co? – Dłoń bandyty nie chciała zniknąć.

– Przywiązał. Nas. Księciu powiedział, że jeśli będzie sprawiać kłopoty, zabije jego sługę i ciebie, tobie powiedział, że zabije mnie, mnie powiedział, że zabije ciebie. Trzymamy nawzajem nasze życia w dłoniach. Nieźle, jak na pustynnego bandytę.

*

Gdy oddech leżącej kobiety się wyrównał, książę i sługa przysunęli się do siebie. Chwilę milczeli, wreszcie chłopiec odezwał się w geijv:

– Śpi.

– Też tak sądzę. Zdumiewające. – Mężczyzna naprawdę był pod wrażeniem. – Ci Issarowie są twardzi jak skała.

– Myślisz, że przysłali ją nam specjalnie? Żeby szpiegowała?

– Nie wiem. Po co by nas miała szpiegować? Ślepca i chłopca, obu związanych? Zresztą sprawdziłem. Naprawdę ktoś rozbił jej głowę. I naprawdę nie ma pojęcia, kim jesteśmy.

– Skąd wiesz?

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem i wyjaśnił. Chłopiec pokręcił głową z dezaprobatą.

– Jesteś szalony, wiesz?

– Wiem. Ale w szaleństwie nasza jedyna nadzieja. I w ich chciwości. Co widziałeś w obozie?

– Dwa tuziny ludzi, trzy koni. Wszyscy pod bronią, z wyjątkiem jednego starego niewolnika, sługi herszta. Ten niewolnik dał mi kawałek placka i dodatkowy łyk wody.

– Może nam pomóc?

Chłopiec zatrząsł się.

– Gdy mnie dotknął, jakby po skórze przepełzł mi wąż. Nie zaufam mu.

– Dobrze. Nie wzięliby go ze sobą, gdyby nie był oddany swojemu panu ciałem i duszą. A teraz spróbuj zasnąć… mój panie.