Pod bramą spotkałam chłopaka, który był na głodzie. Tak się trząsł, że nie mógł sobie znaleźć tyły. Przytrzymałam mu pasek na ramieniu i udało się. Uśmiechnął się do mnie smutno.
29 grudnia
Dostałam list od pani Marii. Pisze, że natychmiast muszę poddać się leczeniu. Tak, ale jak to zrobić? Nie chcę znów tracić roku szkolnego. Będę musiała powiedzieć rodzicom. I to jest najgorsze. Chyba jednak się zgodzą. Na pewno, przecież mnie kochają. Muszę się odtruć. Nie mogę ciągle zwiększać dawek, i ta cholerna samotność. Nie mogę ćpać z innymi. To bagno. Wolę topić się sama.
Co będzie w nowym roku? Żeby się tak stać naprawdę wolnym człowiekiem. CZŁOWIEKIEM. A nie narkomanem bez woli. Kiedy się to skończy?
3 stycznia 1978 roku
Źle się czuję. W szkole nic do mnie nie dociera. Pani Maria mi napisała, żebym przyjechała do Warszawy w lutym. To bardzo daleko. A tu trzeba żyć od zastrzyku do zastrzyku. Muszę znowu sobie kupić więcej ampułek majki.
4 stycznia
Zaćpałam kodę, bo brakło mi majki. Wzięłam te tabletki i spokojnie poszłam do szkoły. Na drugiej lekcji spuchłam jak bania. I wszystko mnie swędziało. Nie mogłam zupełnie wytrzymać, drapałam się ciągle, zwłaszcza po rękach i po głowie. Nauczycielka wysłała mnie do dermatologa. Naiwna istota. Ale właściwie to skąd mają wiedzieć, co jest grane? Bałam się wrócić do domu. Łaziłam bez sensu po ulicach, trochę mi przeszło. Tylko w tramwaju przysnęłam i pojechałam za daleko. W końcu ktoś życzliwy mnie obudził.
W domu normalka. Nie wiem, czy coś się zmieni. Ale i tak ich kocham. Tylko co mi z tej miłości przyjdzie? Chyba to, że będę miała pewność, że ktoś zapłacze nad moim grobem.
5 stycznia
Coś mnie dręczy, jestem w fatalnym nastroju. Myślę coraz częściej o samobójstwie. Mam dość szkoły, moich porządnych koleżanek. Jak tak po prostu można cieszyć się życiem? To dla mnie nie do zrozumienia.
Poszłam po towar. Podobno milicja szaleje, sprawdzają ludzi. Za dużo ćpunów jest w naszym mieście.
10, a może 11 stycznia?
Chyba potrzebuję pomocy. POMOCY! Jestem zaćpana maksymalnie. Nie mogę utrzymać pióra w ręce. Wiruje całe moje królestwo. Siedzę przy swoim biurku i patrzę na wszystkie klamoty. Rozwalone szkła, niedomyte pompki i zapchane igły. Chyba trzeba będzie to posprzątać. Ale nie mam siły się stąd ruszyć. Jestem zrośnięta z fotelem. Na kartkę kapią łzy. Łzy?
Gdzieś tam głęboko jest schowana lina taternicza. Jest, wiem o tym. Sama ją schowałam. Rodziców nie ma, wyjechali na kilka dni. Nie mam siły, by jej poszukać.
Tam, za oknem, też coś jest… Gdzie ja jestem?
14 stycznia
W nocy miałam jakieś wizje. Krzyczałam. Wszystkich obudziłam. Nie mogłam się długo uspokoić, to było okropne.
Miałam pieniądze, więc poszłam sobie dokupić majki. Weszłam tam do nich, wszyscy zaćpani, robili sobie zastrzyki. Chcieli, żebym została, ale nie ufają mi za bardzo, nie lubią samotnych. Tak, jestem narkomanką. Sama się wykańczam, ale nie mam zamiaru zabijać innych. Oni wciągają innych. A ja chcę być sama. Nie mam nawet chłopaka. Narkomana nie chcę, a normalny chłopak nie chce być z narkomanką. A może już nie wierzę w miłość?
20 stycznia
Przeziębiłam się. Mój nastrój obniżył się. Leżę w moich czterech ścianach. Samotność mnie dobija. Już nawet książki mnie nie interesują A tak lubiłam kiedyś czytać. Myślę za dużo o niepotrzebnych rzeczach. Mam koszmarne sny. Wzięłam dzisiaj dwa razy. Coraz gorzej. Nie umiem już funkcjonować bez ćpania, ale i po ćpaniu jestem do niczego. Chyba będę musiała iść na to leczenie. I znów psychiatryk. Będę musiała snuć swoją opowieść od początku.
Kiedyś lekarz powiedział mi, co się będzie działo z moim ciałem, gdy nie przestanę ćpać. Może skończyć z tym wszystkim? Wystarczy tylko przedawkować. Nie, to też nie ma sensu.
28 stycznia
W szkole studniówka. Moja za rok, oczywiście jak dożyję. I po co mi to wszystko? Przecież to jest wegetacja. Skończył mi się towar. Oczy mi łzawią, łamie w kościach. Nie mogę podłapać głodu, sama go nie przetrzymam. Musze przejść na prochy, żeby podleczyć sobie kanały. Nie mam już gdzie się wkłuwać. Gdyby dało się wstawić taki aparacik do żyły, jakie mają na przykład ludzie dializowani, to nie miałabym problemów. Ale to tylko marzenia. Trzeba męczyć swoje żyły codziennie – nawet po kilka razy.
30 stycznia
Spotkałam starego znajomego ćpuna. Spojrzał na mnie i powiedział: „Baśka, ratuj się, jeszcze możesz, rzuć to kurestwo”. Patrzyłam na niego niewidzącymi oczami i miałam ochotę powiedzieć mu to samo. I w milczeniu poszliśmy razem do dostawcy po towar. Dopiero gdy zrobiłam sobie zastrzyk, dotarły do mojej świadomości jego słowa. Ma rację, jeszcze mogę, wszystko mogę, tylko czy warto wracać na tę drugą stronę? No, bo po co tam iść? Tylko po to, by uratować jedno ludzkie życie? By ratować siebie? Może nawet i dlatego warto. Tylko, na Boga, w to jeszcze trzeba uwierzyć. A w co się wierzy po 3 latach ćpania? Kocha się pełną strzykawkę i nienawidzi się siebie. A przede wszystkim nienawidzi się reszty świata…
8 lutego
Pojechałam do Warszawy. Byłam w Poradni Zdrowia Psychicznego na konsultacji, mam już załatwione miejsce w sanatorium psychiatrycznym. Potem długo rozmawiałam z panią Marią. Obiecała porozmawiać z moimi rodzicami. Męczy mnie myśl, że znów spotka ich to samo.
13 lutego
Rodzice chyba się niczego nie domyślają. Rozmawiają ze mną spokojnie, snują plany na przyszłość. Chce mi się płakać, krzyczeć, nie wiem co jeszcze. Ale wierzę w nich, wierzę, że mnie nie opuszczą, bo wtedy dopiero byłby koniec ze mną. To, że teraz muszę ich oszukiwać, najbardziej boli.
Mama pyta ciągle, kiedy wrócę. Mama chyba przeczuwa, że coś się stanie, że mogę nie wrócić.
Nie mogę się teraz rozkleić. Pojadę tam i wyjdę z ćpania. Już raz rodzice mi zaufali. Nie byłam kontrolowana, robiłam to, co chciałam. Uważali, że już jestem rozsądna. Wszystko zniszczyłam.
22 lutego
Jestem na odwyku od 16 lutego. Szybko zostałam przyjęta, bez żadnych kłopotów. Jestem na Białej Sali. Już po wszystkim, po najgorszych chwilach na głodzie fizycznym. Pierwszy etap odtrucia minął. Bardzo źle to znosiłam. Koszmarne bóle mięśni i stawów, krwotoki z nosa, drżenie ciała, ciągłe pocenie się, bezsenność. Rozdrażnienie i wielka chęć ucieczki. I jedno marzenie, żeby załadować sobie w kanał chociaż malutką działkę, żeby to wszystko przeszło chociaż na kilka godzin. I w końcu organizm uspokoił się. Jestem wyczerpana, ale już nic nie czuję.
Jestem na sali razem z Beatą. Beata ma 16 lat i jest zafascynowana ruchem i ćpaniem. Przywiozła ją tutaj matka. Beata nie chce się leczyć, chce ćpać. Jeszcze nie czuje tego, jaki koniec ją czeka. Do mnie przedtem też to nie docierało. Ja wiedziałam najlepiej.
23 lutego
Przyjęto dwóch braci z Gdańska. Stare ćpuny. Źle znoszą odtrucie, są pod kroplówkami, chcą się wypisać. Nie umieją już tego znieść. Lecieli cały czas na kompocie. Ja rzadko brałam kompot, zawsze wolałam swoją morfinę. Ale hera jest lepsza, tylko gorzej można się wpieprzyć. Tak jak oni. Gdy na nich patrzę, wszystko wydaje mi się beznadziejne. Nie wiem, co będzie dalej. Rodzice chyba już wszystko wiedzą. Jest mi bardzo smutno. Dobrze, że chociaż personel jest w porządku. Nie taki jak w zwykłym psychiatryku, gdzie mają cię za szmatę. Tutaj jest inaczej, traktują nas jak młodych ludzi, którzy się trochę zagubili i trzeba im pomóc odnaleźć właściwą drogę.