Ciągle rozmawiam z Beatą. Patrzę na ten jej entuzjazm. Ona naprawdę jeszcze nie wie, w jakie bagno wchodzi. Imponują jej stare ćpuny, włóczęgi, wspólne ćpanie. Kocha hipów. Kiedyś jej to przejdzie, ale chyba będzie za późno.
25 lutego
Dostałam kartkę od rodziców. Piszą, że już wiedzą o wszystkim, pani Maria wszystko im opowiedziała. Wybaczają mi i wierzą, że wszystko się zmieni. Płakałam nad tą kartką. Tak, ja, Basia, płakałam. Dziwne. A może nie jest jeszcze ze mną tak źle?
Lekarka wzięła mnie na rozmowę. Powinnam znosić już to spokojnie. Ale nie, zawsze mnie to denerwuje, gdy tak wszystko chcą o mnie wiedzieć. Cholerni psychiatrzy.
Nie powiedziałam jej wszystkiego.
Najbardziej ją interesowały sprawy seksualne, układy w domu i to, dlaczego zaczęłam ćpać. Opowiadałam, bo co miałam robić. Chcę tu zostać i zrobić coś ze sobą.
27 lutego
Przeszłam dzisiaj do drugiej grupy. Tutaj można chodzić we własnych ubraniach i wychodzić na zewnątrz z wychowawcami. Jest jeszcze trzecia grupa – oni mają już wolne wyjścia.
Przyjechał tata. Rozmawiał z lekarzami. Wyglądał tak, jakby się z tym wszystkim pogodził. Tata nie został na psychoterapii. Poznałam Kotana *, głównego szefa terapii. Sądzę, że on tutaj wszystko trzyma, inaczej byłby to też zwyczajny psychiatryk. Kotan atakował mnie, ale niezbyt mocno. Czuję, że to dopiero początek jego dziwnej terapii.
28 lutego
Dużo tu nas, jeszcze mylą mi się imiona. Ludzie jak ludzie, trochę hipów, ale większość to narkomani z przekonania. Bez życia, zmarnowani, smutni. Rozmowy tylko o ćpaniu, wspomnienia. Rzadko się mówi o planach na przyszłość. Tutaj nie ma przyszłości. Trzeba przetrwać teraźniejszość na odwyku, by później znowu iść w Polskę i zatracić się w ćpaniu, w narkotycznym śnie.
Źle sypiam, krótko żyję bez narkotyków.
Kotan atakuje Beatę. Chce jej uświadomić, w co się wpieprza. Ona jeszcze w to nie chce wierzyć. Ma duże szanse, by z tego wyjść. Bierze krótko. Tylko że ona chce być narkomanką. I to jest najstraszniejsze.
Wśród ludzi są układy, układziki. Ja trzymam się raczej na uboczu. Zawsze byłam wielką samotnicą. Nie lubię tłumu. Zawsze byłam marzycielką, żyłam w swoim świecie.
Byliśmy na spacerze. Było to moje pierwsze wyjście. Topiliśmy Marzannę. Niósł ją Kotan. Ten facet zadziwia mnie coraz bardziej. Jest tak inny od tych wszystkich jajogłowych psychologów, których do tej pory poznałam. Po spacerze była „społeczność”. Kotan stwierdził, że na oddziale źle się dzieje, że to prowadzi tylko do rozmów o ćpaniu. Wprowadził rozkład zajęć, czas na naukę. Danka wkurzyła się, pokłóciła się z nim, spakowała rzeczy i chciała się wypisać. Kotan pogadał z nią na osobności i zmieniła zdanie. Kotan ma dziwny wpływ na ludzi.
Zajmuję pokój z Danką i Beatą. Danka ciągle milczy, nigdy się nie uśmiecha. Żyje jeszcze głębiej w swoim świecie i pewnie marzy o ćpaniu. Sądzę, że ona chce tylko tutaj przezimować i na wiosnę ruszyć stąd. Tak często bywa. Personel o tym chyba wie, ale przyjmuje te stracone dusze. Może oni myślą, że w końcu ktoś się wyleczy. Naiwni. Chyba nie mogę tak myśleć. Każdy z nas ma szansę z tego wyjść. Zaczynam przyzwyczajać się do pobytu tutaj. Jest to swoisty styl bycia. Raczej rodzaj komuny niż psychiatryk. Panuje tu swoista atmosfera obwarowana regulaminem szpitalnym.
Artur zaprosił mnie do swojego pokoju na herbatę. Rozmowa była oczywiście o ćpaniu. Hera, makiwara, koda, majka, co kto woli. W kanał lub po zębach. Po takich rozmowach ludzie wracają z przepustek często nawaleni. Idą wtedy na Białą Salę i wszystko zaczyna się od początku.
Po takiej rozmowie i mnie zamarzyła się działka majki. Każdy mówi o ćpaniu, bo każdy o nim myśli. W tym cała rzecz, żebym mogła o tym spokojnie myśleć i nie mieć ochoty przygrzać.
1 marca
Dzisiaj pierwszy raz poszłam do szkoły. To znaczy – nauczyciele do nas przyszli. To pocieszające, że będę mogła tutaj robić tę nieszczęsną trzecią klasę.
Lekcje na luzie, herbata, papieros, dyskusje na temat i o życiu. Po obiedzie zawitała do nas wycieczka studentek z pedagogiki. Oglądały nas jak dziwne okazy. Pytały, jak nam się tutaj żyje. Ludzie wpuszczali je w kanał, a one zupełnie się nie zorientowały. Nawet mnie to nie denerwowało, że one tak nas obserwują.
Przyjechał Kotan, zrobił „społeczność”. Sprawdził, czy wszystkie jego polecenia zostały wykonane. Połowę ludzi ukarał, kazał im chodzić w piżamach, wstrzymał spacery. Potem rozmawiał z nami W sumie jest bardzo opiekuńczy, tylko czasami musi wprowadzić rygor. Ćpun to takie stworzenie, że jak się go nie przypilnuje, to marna sprawa. Nie zrobi NIC. Robienie NIC to najlepsze zajęcie dla ćpuna. Kojkowanie, słuchanie muzyki, herbatka – to byłoby całe życie, gdyby nie Kotan.
3 marca
Rano Kotan zrobił pobudkę w swoim stylu. Śpiochów powywracał razem z łóżkiem, a potem wygonił na poranną gimnastykę. Po szkole położyłam się. Nastrój mi się obniżył. Leżałam sobie i marzyłam o różnych dziwnych rzeczach. Żeby można było zapomnieć o działaniu narkotyku. Tak, ale wtedy nie można by walczyć o siebie. Ale jeszcze w tej walce można przegrać i wtedy jest koniec.
Część ludzi pojechała na przepustkę. Jest spokojnie. Ja jeszcze nie mam wyjść.
Muszę się trzymać, by wytrwać. Dobrze, że mam gdzie wracać. Większość z nas nie ma już domu. Rodzice tego nie wytrzymali i wyrzekli się swoich dzieci. Inni walczą do końca, robią piękny pogrzeb i wspominają najlepsze chwile. Matka musi mieć atomowe serce, by to wszystko znieść.
Mogę wychodzić na spacery tylko z wychowawcą. Wyprowadzają nas jak małe dzieci, od nowa pokazują świat. Taki codzienny.
6 marca
Wczoraj wieczorem zrobiliśmy sobie wspólną kolację przy świecach. Darek grał na gitarze, a Dzidka śpiewała piosenki o hipach. Rano dowiedzieliśmy się, że Artur uciekł przez okno i że Danka nie wróciła z przepustki. Terapia ćpunów to budowanie domku z kart. Ale Kotan wciąż wierzy, że to ma sens. On nas traktuje jak swoje dzieci. Martwi się tym wszystkim. Przecież to jest walka o życie każdego z nas.
7 marca
Do Kotana zadzwoniła Danka. Chce, żeby ją przyjął razem z Krzysiem, jej obecnym chłopakiem. Cały czas ćpają. Kotan kazał im przyjść do przychodni w Warszawie. Chyba wywalczy im to przyjęcie. Za ucieczki i ćpanie na oddziale – wywalają. To ma być ochrona innych.
Byłam z wychowawcą, Beatą i chłopcami w kawiarni. Zaczepili nas gitowcy. Nie lubią hipów. Ale na szczęście nie doszło do bójki. Wróciliśmy spokojnie na oddział.
8 marca
Chłopcy urządzili dla kobiet wspaniałe przyjęcie. Dawali swoim dziewczynom drobne prezenty. Wychowawca robił pamiątkowe zdjęcia. Śpiewaliśmy przy gitarze, Darek przygotował specjalną potrawę. Po takiej kolacji od razu połowa miała kłopoty z wątrobą. Nasze wątroby już nie wytrzymują takich wstrząsów.
Nastrój na oddziale od razu uległ zmianie. Wszyscy są życzliwi, nie ma rozmów o ćpaniu. Kotan zaproponował psychozabawę pod tytułem „Dzień kobiet za rok we własnym domu”. Chłopcy dostali małpiego humoru i wymyślali, co to oni przygotują swoim paniom na wolności. Lepiej o tym nie pisać.