5 kwietnia
Nadal jestem smutna. Nie robię nic, a mogłabym robić tyle interesujących rzeczy. I to mnie chyba tak przytłacza. Chciałabym z kimś o sobie porozmawiać, ale nie mam zaufania do ludzi. Chciałabym się wyleczyć, ale tamto życie nadal mnie pociąga i fascynuje.
W nocy Danka chciała uciekać. Przekonywałam ją, że w nie ma sensu. Została, ale sama w to nie wierzę. Nie wiem, po której stronie jestem. Raz się leczę, raz chcę ćpać. I tak ciągle.
7 kwietniu
Byłam na badaniu u pani psycholog. Wypełniłam kilka testów, a później porozmawiałyśmy sobie o moich sprawach. Byłam rozmowniejsza. Ale opowiadałam o sobie jak o obcym mi człowieku. Czy naprawdę ja to wszystko przeżyłam?
10 kwietnia
Przyjechał tata. Byłam z nim na przepustce w Warszawie. Spędziliśmy miłe popołudnie, odwiózł mnie na oddział.
Beata wczoraj zaćpała, a dzisiaj uciekła. Wieczorem przyszedł do mnie Kotan. Beata wszystko mu powiedziała o naszym wspólnym ćpaniu. Dobił mnie tym, że o niczym nie powiedział ojcu. W nocy nie mogłam spać, dręczyły mnie wyrzuty sumienia.
11 kwietnia
Na „społeczności” wprowadzono nowy regulamin na oddziale. Każde wykroczenie ma kończyć się pobytem na Białej Sali. Prawie nie słyszałam, o czym wszyscy rozmawiają. Kotan zauważył moje przygnębienie i spytał, czy nie chcę z nim pogadać. Wszystko mu opowiedziałam.
Zmartwił się, że aż tak jestem wpieprzona w to całe ćpanie. Ale ma nadal nadzieję, że z tego wyjdę.
Oszukałam go, ćpając na oddziale. A tak już wierzyłam, że dam sobie radę ze sobą w takiej sytuacji.
Beata wróciła. Szkoda, że razem nie poszłyśmy do Kotana.
12 kwietnia
Odwiedziłam Beatę na Białej, Mówiła mi, że sama nie wie, czego chce. Tutaj nikt z leczących się nie wie. Ale może kiedyś dowiemy się, jak to naprawdę jest z naszym ćpalniczym życiem.
16 kwietnia
Pojechaliśmy na wycieczkę do Kazimierza Dolnego. Spacer wzdłuż Wisły, herbata w „Baryłce”.
Wyglądamy interesująco. Dziwna z nas wycieczka. Byliśmy jeszcze w jakimś muzeum. Pani przewodnik pod koniec zaczęła opowiadać nam kawały o wariatach, Wybuchnęliśmy śmiechem. Ciekawe, jaką będzie miała minę, gdy przeczyta, że jesteśmy z psychiatryka.
17 kwietnia
Danka i tak w końcu uciekła. Teraz wróciła, ale już nie chcą jej przyjąć. Bardzo się stara o to przyjęcie, ale już chyba nie uda się jej nic załatwić. Darek zaćpał się kompotem. Jest na Białej. Ćpanie hery to już chyba sam początek końca. Mamy nową panią ordynator, nowe rządy.
19 kwietnia
Byliśmy paczką w kinie. Nasze chodzenie po miasteczku zawsze wzbudza małą sensację. Ciekawe, co ci ludzie o nas myślą. Wieczorem Marek ogolił się na łysą pałę. Nawet wygląda interesująco.
Danki nie przyjęto. Ale za to mamy Gośkę i Kasię. Już są na dwójce.
25 kwietnia
Na „społeczności” pani ordynator wprowadziła godziny odwiedzin, wypisy za ucieczki. Czarno widzę. A może właśnie tak trzeba? Bo w zasadzie do tej pory mogliśmy dużo robić bezkarnie. Gdy kiedyś w psychiatryku chciałam zaćpać, to trzy dni leżałam związana pasami i walili mi fenacil w tyłek. A tutaj jeszcze liczą się z twoja, prawie wolną wolą. Przynajmniej można samemu się wypisać.
26 kwietnia
Kotan kontynuuje swoje eksperymenty. Beata dała się na to nabrać. Ktoś pokazał jej towar w strzykawce, a ona od razu chciała przygrzać. Tylko że za firanką stał Kotan. No i wydało się. Ale co się wydało? To, że inni już znali takie numery, a Beata jeszcze nie. A Kotan pewnie myśli, że jak ktoś odmówi, to znaczy, że chce się leczyć. Ale może się mylę.
Jest na trójce kilka osób, które w tej chwili mają bardzo duże szanse powrotu do życia. Nie mogłam dzisiaj wysiedzieć na psychoterapii. Tutaj też ciągle mówi się o ćpaniu. A raczej o tym, jak z tego wyjść.
Wyszłam z terapii. Jestem bardzo niespokojna.
28 kwietnia
Śpię drugi dzień. Rano przyszedł Kotan. Nic chciałam z nim rozmawiać. Potem przyszła pani doktor. Zabrała mnie do zabiegowego. Zbadała mnie, sprawdziła źrenice, ciśnienie i czy nie mam śladów po wkłuciu. Pytała, co ćpałam. Mówiłam, że to tylko ból głowy, apatia. Beata też podejrzewa, że ćpam. Przecież nie brałam, jestem tylko w takim stanie, że nic mi się nie chce. Absolutnie nic. Nie ma mnie. Poszłam z powrotem do łóżka i dalej spałam.
29 kwietnia
Poszłam na lekcje. Był to pożegnalny dzień pani Stasi. To jeszcze bardziej mnie przygnębiło. Chodzę smutna i nic nie robię. Takie narkomańskie nicnierobienie. Żyję jakby od niechcenia. Chyba wciąż szukam sensu tego wszystkiego, co mnie otacza. Czy można dojrzeć przed trzydziestką?
Wydaje mi się, że nie mogę istnieć. Zgubiłam się na drodze do życia. Co było wcześniej? Kawałek dzieciństwa, wolno – nie wolno, zakazy, nakazy. I wielki bunt. I całkowita przegrana. A w końcu triumf dorosłych: „a nie mówiłem?” Pozostał zapach sal szpitalnych, twarze chorych psychicznie i nienawiść do świata, ludzi, życia. I chęć samounicestwienia.
Żyję nadal obok ludzi. Nawet wśród ćpunów. Przeciw życiu. Chyba przestanę walczyć o siebie.
2 maja
Mamy kilku maturzystów. Jutro piszą język polski. Matura. Czy dotrwam? Najpierw muszę zaliczyć trzecią klasę. A za rok? Za rok może być wszystko. To znaczy – może mnie już naprawdę nie być.
Ciągle ktoś ucieka, wraca. Ludzie są niespokojni przed Sezonem. Chcą ćpać, jeździć po świecie.
Dostałam przepustkę. Jadę do domu. Cieszę się. Chcę bardzo jechać. I nie chcę ćpać. Pragnę trochę pobyć w domu. Kotan pytał, czy czuję się pewnie, czy dam radę wytrzymać na tej przepustce. Ludzie sądzą, że na pewno zaćpam. Tak mi powiedzieli na terapii. A ja? Sama nie wiem. Po prostu nie wiem.
3 maja
Wieczorem byłam w Częstochowie. W domu zastałam wezwanie na komendę MO. Ciekawe, co oni znowu chcą ode mnie. Już chyba nigdy nie dadzą mi spokoju. Wystarczy tylko raz im podpaść. Oczywiście nie poszłam na komendę. Gliny nie muszą wiedzieć, że jestem na przepustce w domu. Niech sobie sprawdzają sami.
Wyszłam na spacer. Spotkałam dawnych znajomych, z którymi kiedyś ćpałam. Mieli majkę. Spytali mnie, czy chcę zaćpać. Nawet nie chcieli za to forsy. Zgodziłam się od razu.
Narkomani rozumieją ludzi na odwyku, wiedzą, co to znaczy mieć chcicę.
Wkrótce potem byłam przygrzana i zupełnie inaczej spacerowało mi się po mieście. W domu rodzice nie zorientowali się, że ćpałam. Do głowy by im nie przyszła myśl, że zrobiłam to na pierwszej przepustce. Byłam przecież na leczeniu już trzy miesiące.
4 maja
Odwiedziłam moją koleżankę Jagodę. To jest jedyna dziewczyna z mojej klasy, z którą utrzymuję bliższe kontakty. Spała jeszcze, obudziłam ja i plotkowałyśmy pół dnia. Było mi to bardzo potrzebne. Brakowało mi kontaktu z normalną dziewczyną, z normalnymi problemami. Jak można nauczyć się cieszyć codziennością, zwykłymi sprawami? To dla mnie jeszcze wielka tajemnica. Zachciało mi się nawet iść do mojej normalnej szkoły. Ale wiem, że to teraz niemożliwe. Muszę być w psychiatryku, by wrócić do właśnie takiego życia.
5 maja
Wróciłam do Warszawy. Wieczorem mam być na oddziale. Ale na razie siedzę sobie na Starym Mieście i piszę. Byłam u pani Marii. Zmartwiła się moim ćpaniem na oddziale. Ta rozmowa zupełnie inaczej wyglądała niż tamta. Pani Maria była smutna i zrezygnowana. Chyba już nie wierzy, że się wyleczę. Nikt nie wierzy w to, że się wyleczę. Nikt, chyba że rodzice. Ale czy naprawdę w to wierzą?