Żegnali mnie jako pierwszą wyleczoną ćpunkę. Obiecałam, że będę odwiedzać oddział. Czuję, że coś minęło, coś się skończyło, ale i coś zaczęło.
Czy wytrwam?
7 września
Powrót do domu odebrałam bardzo dziwnie. Czułam się jak dzikie zwierzę wypuszczone z klatki. Chyba odeszłam stamtąd w niewłaściwym momencie. Tak bardzo pragnęłam tej wolności, a teraz nie potrafię się z niej cieszyć. Boję się, że stanie się coś złego. Był moment, że chciałam to wszystko odwrócić, zostać tam. Ale chcę spróbować, czy dam radę żyć w tej ludzkiej normalności. Rodzice cieszą się z mojego powrotu, ale widzę na ich twarzach wielką obawę o to samo. Chyba teraz nie bardzo we mnie wierzą. Weszłam do swojego pokoju i to było straszne. Moja wersalka, na której sobie ładowałam, moje ściany, w których nieraz walczyłam z głodem i z koszmarem, o siebie, o życie. Trzeba tu teraz codziennie powracać. I trzeba chodzić po mieście znajomymi drogami, które kojarzą się tak mocno z tamtym.
Może dam radę?
9 września
Poszłam do szkoły. Dziewczyny cieszą się, że do nich wróciłam. Zabrałam się do lekcji. Cieszę się jak dziecko każdym szczegółem. Może ze mną nie jest jeszcze tak źle?
Mama patrzy na mnie z niepokojem. Wiem, co przeżywa, ale cieszy się, że znów jestem z nimi, chociaż wołałaby, żebym została w Synanonie – a właściwie w MONARZE, bo Kotan wymyślił swoją własną nazwę. Teraz jest MONAR.
13 września
Trudno mi się teraz dostosować do zwykłych rygorów szkoły. Najgorzej jest z paleniem papierosów. Tam nie było żadnych problemów, a tutaj muszę kryć się w kiblu. A poza tym znów coś mnie niepokoi. Gdy patrzę na te moje koleżanki i myślę, że one sobie tak normalnie żyją na co dzień, to mam ochotę krzyczeć. Jak tak można żyć zwykłymi sprawami? Takie życie dopiero jest bez sensu. I to ma być moja wyśniona, wymarzona wolność? Dalej jestem tylko ślepcem zupełnie nie przygotowanym do życia…
17 września
Już mam ochotę zaćpać. Dużo się uczę, by przetrwać, ale dochodzę do wniosku, że to wszystko i tak nie ma sensu. Rzucam książki i miotam się po pokoju.
Nie wytrzymałam, poszłam do dostawcy i kupiłam sobie susz. Ugotowałam zupę, nie mogę wpieprzyć się tak od razu. Teraz jestem przygrzana i spokojna. Troski odeszły, nie mam problemów. Mogę jutro iść do szkoły.
20 września
Spotkałam kilku znajomych ćpunów. Pytali mnie, jak to jest na nowoczesnym odwyku. I czy już jestem okay. Byłam okay, bo wypiłam zupę. I nawet miałam ochotę z nimi porozmawiać, tylko jeden z nich opieprzył mnie za to, że znowu grzeję. Kazałam mu się odpierdolić.
Czyli tamto wraca. Po ćpaniu wszystko z człowieka wyłazi, cała nędza i wielkie gówno, jakim wtedy jest.
Po szkole wracam błyskawicznie do domu, żeby zdążyć przed przyjściem rodziców z pracy. Nastawiam zupę i modlę się, żeby wcześniej nie wrócili. Kładę sobie towar za łóżkiem, myję garnek, wietrzę mieszkanie z tego smrodu, otwieram zeszyty, książki i czekam. Gdy wracają, robię się taka malutka, taka pluskwa i mam ochotę się schować. Ale wiem, że rano wypiję ten słoik zupy i pójdę do szkoły jak grzeczna córka.
26 września
Nie mogę spokojnie siedzieć na lekcjach. Mam ciągle wrażenie, że tutaj nie ma dla mnie miejsca. Nie mam o czym rozmawiać z moimi koleżankami. Mówią tylko o chłopakach, modzie, dyskotekach. Mnie to zupełnie nie bierze. Jest to dla mnie życie bez sensu. Moje też jest bez sensu, ale jakoś inaczej. A może one są po prostu normalne, a ja już tak nie potrafię?
Nadal jestem sama. Sama idę do szkoły, sama wracam do domu, sama chodzę do kina, czytam, siedzę w swoim pokoju. Lubię samotność, ale niekiedy mam już dosyć. Wtedy szukam ludzi, by ponownie się zniechęcić. Dlaczego tak jest? Chyba nie umiem porozumieć się z ludźmi, a może już nie chcę?
30 września
Mam zapalenie płuc. Nawet nie wiem, gdzie tak się zaprawiłam.
Do południa jestem sama w domu. Zadzwoniłam do mojego dawnego dostawcy. Za godzinę był u mnie z mają. Powiedział, że mogę później zapłacić.
Zrobiłam sobie zastrzyk dopiero za piątym razem. Nie mogłam znaleźć żyły, ręce mi się trzęsły. To z wrażenia, że znów mam morfinę. Od razu poczułam się lepiej. Mama dziwi się, że już mi przeszedł kaszel. Lekarz przepisał mi kodę, więc jej wytłumaczyłam, że to po niej.
3 października
Dostałam list od pani Marii. Życzy mi powodzeniu, wytrwałości i zdania matury.
Nikt w sanatorium nie dawał mi szansy. Wszyscy twierdzili, że nie dam rady sama. Mieli chyba rację.
Napisała do mnie również Marzena. Połowa ludzi została wypisana, nowi, a raczej starzy, znów zostali przyjęci. I tak jest ciągle, błędne narkomańskie koło toczy się. Jestem przy końcu wędrówki. Wolna od wszystkiego. Coś we mnie gnije. Czas zatrzymał się w zniszczonym mózgu i tworzę fałszywa wizję prawdy.
A byłam kiedyś cząstka, świata ludzi.
6 października
Nadal choruję. To zapalenie płuc nie bardzo chce się leczyć. Jest mi smutno. Nikt mnie nie odwiedza. Czuję się tak, jakbym nie należała do tego świata. Pełna izolacja, ale nie tylko o to chodzi. Nie umiem się przystosować. Chyba nie chcę, bo uważam, że nie ma do czego.
10 października
Nie mogę się pozbierać po tej chorobie. Narkotyki chyba zniszczyły mi już odporność organizmu. Wiele czytałam o skutkach działania tego świństwa. Wiem dokładnie, co mnie czeka.
Dlaczego tak się dzieje, że nie chcę zrozumieć tego świata, tylko uciekam w nałóg?
Dochodzą mnie różne wiadomości o znajomych. Jeden przedawkował, inny umarł. I to jest nasza normalność. Przecież to totalny absurd istnienia. Wiem, a jednak znów w to się wpieprzam.
A może nigdy z tego nie zdołam wyjść?
16 października
Pojechałam w odwiedziny do sanatorium. Trafiłam akurat na przeprowadzkę. Kotan dostał dworek dla MONARU. Zabiera ze sobą nie tylko monarowców, ale i starych ćpunów z dwójki. Nowicjusze zostają w sanatorium pod opieką psychiatrów. W MONARZE nie będzie lekarzy.
Pomagałam im w przeprowadzce, w urządzaniu pokoi. Znów pełno znajomych, prawie ci sami, z którymi kiedyś się leczyłam. Kotan ucieszył się z moich odwiedzin. Powiedziałam mu, że zachowuje abstynencje. Oczywiście okłamałam go. Takiego wspaniałego człowieka. Jaką marną istotą jest ćpun.
17 października
Rano odbyło się zebranie organizacyjne, na którym ustalono regulamin. Do południa ma być praca w gospodarstwie rolnym, szkoła będzie wieczorowo. Za wypicie alkoholu ma być obcięcie włosów, oczywiście za ćpanie – wypis.
Pomagałam im w różnych pracach, wieczorem wróciłam z Kotanem do Warszawy. Poszłam do Beaty. Nie było jej jeszcze, rozmawiałam z jej rodzicami. Są bardzo zaniepokojeni. Beatą chodzi teraz do szkoły dla byłych narkomanów pod Warszawą. Obawiają się, że tam już coś się dzieje. I mają rację. Beata mi opowiadała, jak tam jest. Ćpa kompot. Nie jest w ciągu, ale w końcu może w nim być. Beata chodzi tam z pewnym chłopakiem, który produkuje. A poza tym wspominałyśmy nasz pobyt w sanatorium i paliłyśmy trawę.
18 października
Rano Beata pojechała do tej swojej szkoły, a ja odwiedziłam panią Marię. Powiedziałam jej, że nie ćpam. Była zadowolona, że się trzymam, ale bała się, że mimo wszystko powinnam była zmienić środowisko. Nie sądzę, by to coś zmieniło. Układy narkomańskie są wszędzie. I gdy ktoś chce ćpać, to nie będzie miał z tym żadnych problemów.