26 stycznia
Zaczyna się zabawa. Już się pocę, są pierwsze bóle mięśni. Niedługo zacznę chodzić po ścianach. Lekarz zapisał mi kroplówkę. W kroplówce zawsze jest trochę majki. A poza tym ładują we mnie psychotropy. Nie mogłam wyleżeć pod kroplówką. Ale jest trochę lepiej.
Schizo uważnie mi się przyglądają. Jedna pytała, co mi jest. Odpowiedziałam, że to choroba na śmierć. Trochę ją przestraszyłam. Oczywiście w nocy nie mogę zasnąć. Wędruję po korytarzu. Nawet jest cicho. Nie jest to oddział dla chroników, tylko dla rokujących wyleczenie. Pielęgniarka usiłowała mnie władować do łóżka, straszyła pasami. Schowałam się w pokoju i liczę, ile to jeszcze może trwać. I piszę. Trochę lżej, gdy to piszę. Pisz, Baśka, może jakoś to przetrwasz. Przecież tak bardzo to chyba nie byłaś wpieprzona.
27 stycznia
Łzawię, kicham, pełna galareta. Nie umiem utrzymać kubka. Przyszła do mnie pani psycholog, by zabrać mnie na rozmowę, ale sama zrezygnowała. Teraz nie nadaję się do niczego.
Chodzę po całym oddziale, by nie myśleć o sobie, usiłuję rozmawiać z pacjentami. Nie bardzo mi to wychodzi, bo nie mam z nimi o czym rozmawiać Nie kontaktują. Przy jedzeniu jest trochę krzyku. Ale poza tym są spokojni, są jak śnięte ryby po tych lekach.
28 stycznia
Dzisiaj już nie mam siły wstać z łóżka. Zrobili mi EKG, nie bardzo chyba im się to podobało, bo dołożyli mi leków. Lekarz tylko patrzy na mnie i nic nie mówi. Mówić nie trzeba nic, wszystko widać. Całe dno widać.
Schizo ze mną rozmawia. Opowiada mi, jak studiowała, miała chłopaka. Choroba przychodzi powoli. Nie mogła zrozumieć, co się z nią dzieje, przestała się uczyć, przyszedł lęk. I wtedy ją zamknęli. Trwa to już od 10 lat. Ale rzadko ma nawroty i ma nadzieję, że się wyleczy. Tak, ma nadzieję. Ja jej już nie mam.
29 stycznia
Jestem bez sił, skręca mnie z bólu, gryzę dłonie, nie wiem, co można zrobić ze sobą w takiej chwili. Znów mi dają kroplówkę i jest trochę lepiej. Pierwszy sen tutaj.
30 stycznia
Wstałam z łóżka, ale chodzę trzymając się ściany. Jakaś kobieta patrząc na mnie krzyczy, że nas tutaj wszystkich wykończą. Pani psycholog znów mnie dopadła. Odpowiadałam na jej pytania, było mi absolutnie wszystko jedno. Nie mówiłam tylko o włamaniu do apteki. Nawet mnie to bawiło. Biedna, męczyła się, wysilała na mądre pytania. Szokowały ją moje odpowiedzi. Widziała, że jestem zrezygnowana.
31 stycznia
Zaczynam jeść. I patrzeć na świat prawie trzeźwo, bo jeszcze łykam psychotropy. Ale mam ochotę już stąd uciec. Najgorsze już przetrzymałam. I co z tego?
Tak bardzo chce mi się zaćpać. Lekarz zaproponował mi dłuższy pobyt z pełną terapią. Odmówiłam, muszę wrócić do szkoły. A poza tym nie powiedziałabym o tym rodzicom. A tak naprawdę to chyba bym tu nie wytrzymała. Nie wyszłam z ćpania w sanatorium, to już chyba nigdzie mi się to nie uda.
1 lutego
Proszę o wypis. Nikt mnie nie zatrzymuje. A więc już zrezygnowali ze mnie, bo nie chcę ich pomocy. Ciągle spotykam się z bezsilnością tych ludzi. Ja jestem bardziej bezsilna. Znam może jednego ćpuna, który z tego wyszedł.
Po południu jestem już wolna. Wolność, zawsze o niej marzyłam. Wydawało mi się, że jestem wolna, bo robię to, co chcę. Dziecinne marzenia.
2 lutego
Poszłam do szkoły nie zaćpana. Śmieszne uczucie. Wszystko do człowieka dociera i wie, czego chcą od niego inni. Nawet udzielałam się na lekcjach. Trochę utyłam i wyglądam w miarę normalnie. Tylko nie mogę, nie mogę, nie mogę. No bo nie mogę! Już chce mi się ćpać. Nie chcę być w rzeczywistości, chcę być w swoim wymiarze. Ach, rzucić to wszystko! Tylko dokąd iść? Gdybym teraz opuściła dom, umarłabym w pół roku. Tak to czuję. Wtedy już nic nie powstrzymałoby mnie od zatracenia się. Mamo, nie zasłużyłaś na taki los, nie zasłużyłaś.
Może kiedyś ci to wszystko wyjaśnię, może zdążę.
8 lutego
Przyszło wezwanie z KW MO. I pierwsza myśl, że wpadliśmy. Ale to chyba niemożliwe, to na pewno tylko zwykłe sprawdzanie ludzi notowanych, wzywają mnie przecież co jakiś czas na przesłuchania. A jeżeli to wsypa, to pójdziemy wszyscy garować. Taki układ. Boję się, ale co można zrobić w takiej sytuacji?
Jestem czysta po tym odtruciu i to mnie cieszy. Nie będą mogli się przyczepić. Nie biorę nic i zabrałam się do nauki. Może mi coś z tego wyjdzie, jeżeli nie pójdę siedzieć.
9 lutego
Już po przesłuchaniu. Poszło mi nawet gładko. Wywlekali sprawy aż z 1975 roku. Chodziło im o kontakty, nazwiska. Nic im nie powiedziałam. Straszyli, że mogą mi przeszkodzić w zdawaniu matury. Świnie. Ale chyba uwierzyli, że teraz nie ćpam. O aptece cisza. Nie kojarzą mnie z takim numerem, zawsze działałam samotnie. A poza tym zawsze uważali mnie za stukniętą. To oni posłali mnie pierwszy raz do psychiatryka.
Zadzwoniłam do Beaty na oddział. Jest teraz bardzo dużo ludzi, zimują. Beata ma kłopoty w szkole. Nie chce się uczyć. Wydaje mi się, że Beata zaczyna dojrzewać do ostatecznej drogi narkomana. Jestem coraz bardziej nieufna, już nikomu nie wierzę. I muszę ciągle kłamać – glinom, rodzicom, nauczycielom. Siebie też okłamuję. Zmieniam się na niekorzyść. Czy to już jest ta psychodegradacja, którą tak mnie kiedyś straszyli?
20 lutego
W szkole nauczyciele szaleją. Są bardziej przejęci maturą niż my sami. Ale jakoś sobie radzę. Nic nie ćpam. Tylko że wszystko mnie drażni. Czy już nie umiem normalnie żyć bez ćpania?
Dom, szkoła, dom i tak w koło. Tak ma wyglądać życie? Nie chcę tak, nie potrafię wejść w taki bezsensowny kierat.
Zawsze żyłam inaczej i teraz nie umiem się do tego dostosować.
25 lutego
Alfa był u mnie. Chce, żebym znów z nimi poszła zrobić skup. Zgodziłam się. Jestem skończoną idiotką, ale chyba już inaczej nie potrafię. Jak można znieść siebie na co dzień? Bez celu, bez sensu, bez rozwiązanych problemów, które się ciągną od kilku lat. Nie wiem. Ale wybrałam tę drogę w dół, równo w dół. Nie umiem się uspokoić. Ciągle jestem niespokojna. I wtedy chcę, żeby się coś stało, cokolwiek. Zgodziłam się na nowe przestępstwo. Kiedyś umrę, może już niedługo. W końcu ile można ćpać? To, że teraz nie biorę, nie oznacza nic. Taka rzeczywistość jest nie do zniesienia.
27 lutego
Włożyłam dzisiaj łyżwy na nogi. Pierwszy raz od wielu lat. Jeździłam jak szalona przez kilka godzin do całkowitego zmęczenia. I cieszyłam się z tej jazdy jak małe dziecko. Cieszyłam się. To jest najważniejsze. Potrafię czasami mieć normalne reakcje. Było dużo par, ludzie trzymali się za ręce i jeździli razem. Zapragnęłam, by ktoś też mnie tak wziął za rękę i prowadził po tafli lodowiska. Mieć kogoś, być razem, blisko, zawsze… Mogłabym wtedy jeździć i jeździć. Mogłabym…
Chciałam kiedyś pokochać. Zwykłą miłością. Może wtedy wszystko byłoby inaczej.
1 marca
Zrobiliśmy to. Historia jakby się powtórzyła. Małe miasteczko i apteka pełna narkotyków. Wszystko się udało. Za łatwo nam to idzie. Jeden chłopak dostał szoku na widok ogromnej ilości ćpania. Nie mogliśmy go uspokoić. Alfa od razu mu władował i trochę go uciszył.