Выбрать главу

2 grudnia

Pojechaliśmy do Głoskowa. Na ścianie w sali terapeutycznej wisiały klepsydry – Adama, Gawła, Mietka i mojej Marzeny. Zwaliło mnie to.

4 grudnia

Ten dzień przeminął w milczeniu.

13 grudnia

Sądzę, że jestem w punkcie granicznym między normą (co to jest?) a jakimś stanem psychotycznym. Byłam u psychiatry i niestety biorę leki.

Nie ma odwrotu, musze żyć. Samobójstwo byłoby teraz zbyt wielkim okrucieństwem dla tych, którzy mnie kochają.

Czasami rodzi się we mnie jakiś głód życia, nieznana tęsknota za spełnieniem się w innych rolach, smakowanie ciała i duszy jeszcze nie poznanej. Odkrywać trzeba do końca.

24 grudnia

W taki dzień jak Wigilia nic więcej nie trzeba, jeżeli wszyscy się spotykamy i nikogo nie brakuje z najbliższych…

28 grudnia

Mój lęk jest we mnie, nie mogę go pokonać, musiałabym powalić siebie. Psychiatra traktuje mnie jak osobę chorą. Kilka ostatnich wierszy też jest chorych i pełnych wszechobecnego i niepojętego smutku.

Wziąć się w garść, podnieść się z bruku, z kolan, spojrzeć do góry, a nie wciskać się w głąb ziemi, która i tak kiedyś się rozstąpi.

Dziesięć lat abstynencji to pełne zaleczenie. To jeszcze trochę czasu dla mnie, chociaż nigdy nie wierzyłam w statystyki. Gdyby tak było, umarłabym już wiele razy.

4 stycznia 1984 roku

Jak to się dzieje, że świat rano wygląda zupełnie inaczej, chociaż trzeba wstać i iść, iść…

Przestałam brać leki zalecone przez psychiatrę. To także jest bez sensu.

7 stycznia

Doprawdy nie wiem. co się ze mną dzieje. Igram z własnym zdrowiem psychicznym? Czy rzeczywiście jestem na rozdrożu?

Jestem tak blisko wyzwolenia się i co znowu chce mnie wchłonąć? Ja sama, oczywiście, ja sama…

8 stycznia

Baśka, skończ z rozwalaniem się.

Wzięłam się trochę za psychologię, bo zbliżają się egzaminy, za moją schizofrenię, pracę magisterską, trzeba się pouczyć.

Cezar stoczył walki ze wszystkimi psami w dzielnicy, wygrał i został królem. Kuśtyka na dwóch łapach, lecz dumny i zwycięski. On się nigdy nie poddaje, on zawsze zwycięża.

9 stycznia

Podobno Szczepan nie żyje. Mój Boże, oni już wszyscy powymierali. Dzwoniłam do Kotana, pisze posłowie do Pamiętnika.

Nie wiem, co z tego będzie, chyba jakieś kłopoty, ale trudno. Nie cofa się raz wyprowadzonego ciosu, musi dojść celu.

11 stycznia

Podpisałam umowę na wydanie Pamiętnika.

Na zajęciach głoszę, że psycholodzy są schizofrenikami z przymusu, bo rozszczepiają się na instytucję, której służą, i na pacjenta, któremu pomagają.

Lubię zanurzyć się w Tobie, wypełnić się Twoim ciałem bezbrzeżnie. Osaczona ramionami zbyt potężnymi nie stawiam oporu przed pocałunkami. Tak, na jedną chwilę mogę się w Tobie zatrzymać i nie muszę gnać przed siebie za kolejnym urojonym obrazem. Gdzie jesteś?

16 stycznia

Założono mi Holter, który rejestruje pracę serca przez dwadzieścia cztery godziny w naturalnych warunkach.

Przygotowuję się do egzaminu z psychologii społecznej. Jestem w fazie otępienia – tyle teorii i żadnej nie czuję. To kolejne oszustwo naszego systemu.

24 stycznia

Wynik badania jest okay, jeszcze mogę żyć bez stymulatora.

Wyszłam z narkomanii, by wejść w pisanie, literaturę, nocne przetwarzanie myśli, wędrowanie w poezji, by inaczej wejść w siebie.

– O kim marzysz Basiu?

– O NIM.

– Czy jest postacią realną czy marzeniem?

– Jest realny jak słońce, wiatr, deszcze. Czasami mnie oświetla lub ochładza, lecz niekiedy, nieświadomy, biczuje zbyt mocnym powiewem.

– Powiedz mu, że go kochasz.

– Nie mogę. To dla nas zbyt niebezpieczne.

4 lutego

Palący trawę godzą się na rodzenie upośledzonych genetycznie dzieci. Zabierają im wszelką szansę na normalne życie. A sami wcześniej popadają w obłęd depresji i stany lękowe.

14 lutego

Zaliczyłam sesję.

Poszłam do psychiatry. Nie powiedziałam mu, że odwiedza mnie śmierć, ale i tak zwiększył mi dawkę neuroleptyku.

26 lutego

Ach, pasjo tworzenia. Pasjo nocy. Kto kocha i jest kochanym?

3 marca

Najpierw bywać poetką, a później kimkolwiek, nawet psychologiem.

Powiedziałam komuś o kilka słów za dużo, zbyt wiele za mocnych słów, mnogość słów. Słowa – rany nie gojące się.

Kiedy nadchodzi rozpacz, niepojęta i wszechogarniająca, życie staje się bezużyteczną rzeczą, pozbawioną istotnego sensu panującego nad całością.

9 marca

Napadła mnie złowroga myśl, do której powinnam się przyzwyczaić, lecz nadal się dziwię, że można zabić siebie jednym tchnieniem w lustro.

12 marca

Piszę, czytam. Czytam, piszę, by przetrwać siebie, przyjrzeć się sobie.

Sny – mary – cmentarze i śmierć. Głupie uczucie, że już czas na mnie, a ja nie jestem przygotowana, mimo że trwam w śmierci od dawna. Anno, wiesz, to bardzo trudne.

Mama czuwa, lęka się, bym sobie czegoś nie zrobiła. Jak zwykle doskonale wyczuwam jej obawy, ale nie mogę jej uspokoić.

Nigdy nie można odkryć się do końca. Im więcej wiem, tym więcej nie wiem. Nadmiar wiadomości budzi tysiące wątpliwości, które nigdy by nie powstały, gdybym milczała.

21 marca

Cisza na oceanie.

Odratowano mnie w klinice, spokojnie, tak jak w poprzednich latach, bez zbędnych pytań, bez zdziwienia nad moim szaleństwem.

Ja także się nie dziwiłam.

23 marca

Nie zatrzymano mnie. Proszono, bym następnym razem sama się; zgłosiła wcześniej, bo pogotowie może nie zdążyć, w wielkim miastach często przyjeżdża za późno.

24 marca

Samotne umieranie jest lepsze niż samotne przeżywanie. Chciałabym jedynie nazwać to, co bezimienne.

To niemożliwe, on mnie nie zrozumie, kiedy ja nie jestem w stanie pojąć na codziennych ścieżkach i nieistniejących wizjach fantazji.

Moja zmienność w reagowaniu na świat zadziwia mnie.

25 marca

Wilk liże rany przed wyruszeniem w step. Nie potrafię nadal pomieścić się w tej rzeczywistości. Nie potrafię spać. Każdy szmer nocy urasta do monstrualnych rozmiarów. Powiew wiatru i krople deszczu stają się żywiołem nie do opanowania.

30 marca

Dziewczyny z roku nie rozumieją mojej obsesji śmierci. Dla nich życie jest świętością. Czuję w ich gestach potępienie, lęk. Popełniam świętokradztwo. Zapominają, że nie mogą mnie osądzać – to takie grzeszne.

Śmierć jest kolejnym koniem, którego dosiadamy.

2 kwietnia

Powracam w świat realny, badam pacjentów do pracy magisterskiej na oddziale psychiatrycznym w Częstochowie. To niepojęte, ale jest pani Zosia, całkowicie rozkojarzona, śpiewa tajemne pieśni.