Выбрать главу

Dni mijają podobne do siebie, przenikają się wzajemnie, łączą, rozdzielają i znowu się ścierają, fantazja i niepojęta rzeczywistość, do której nadal nie jestem przygotowana.

26 października

U Docenta rozwija się charakteropatia alkoholowa. Szalał dzisiaj na zajęciach, wyzywał po kolei dziewczyny, mnie ominął i zaakceptował moje badania. Wyczuł, że się go nie boję?

Jak uwolnić się chociaż na chwilę od samej siebie? Nieustannie się odradzać, stawać się kimś innym, zmieniać oblicza. To już nie schizofrenia, to cały wszechświat.

29 października

Lubliniec jesienią przypomina mi tamten czas. To pora, kiedy zdarza mi się tutaj powracać. W murach tętni szaleństwo – tysiąc dwieście osób. Badam schizofreników, oswajam, wczuwam się i czuję. I oni wyczuwają moją odmienność.

Poddać się na finiszu, to ostateczna głupota, ale wtedy właśnie brakuje sił i nie wierzy się w powodzenie. Pięć lat pracy nad sobą, studia. Pięć lat walki na ringu z każdym wspomnieniem, myślą, pragnieniem.

30 października

Znowu szukałam Marzeny wśród ludzi na ulicy. Widzę, jak idzie roześmiana, młoda, bezzębna staruszka, wyniszczona, z drugimi włosami, szukająca dostawcy po bramach. Chcę wtedy podbiec, chwycić ją za ramię i powiedzieć – nie chodź tam, Marzena, tam śmierć.

Po co mi to wszystko? Szarpanie się z ludźmi, ze światem realnym. Nie potrafię nadal pomieścić się w granicach własnego JA. Właśnie teraz jestem tak daleko od ludzi, zamknięta w wewnętrznym świecie i na kolejnych stronach dziennika.

3 listopada

Co trzeba przejść, Sted, by w rozpaczy powiedzieć, że życie nie smakuje? Chociaż zachwyca jedną chwilą, radosnymi uniesieniami po to, by mocniej przywalić.

5 listopada

Inaczej jest mi ze schizofrenikami. Badam ich i oni mnie testują na swój sposób, wychodzą do mnie lub włączają mnie w urojenia. Wyznają swoje uczucia, miłości. Nie są wypalonym drewnem. I już wiem, że w lodówce mieszkają małe zielone ludziki, które żywią się szynką.

9 listopada

Czy mogę już sobie ufać? Nadal jestem zbyt blisko. Namacalnie, na wyciągnięcie ręki.

Powiedz sobie cicho japońskie „tak” (OESH). Tajemne. Sobie to powiedz i rozgrzej się dla siebie i innej istoty ludzkiej. Może trzeba było pozostać po tamtej stronie tęczy?

15 listopada

Czy wolność jest normą, czy wejściem w stan patologii? Codziennie przekraczam to zwierzę w sobie, a ono śmieje mi się w twarz, przyjmując postać nikczemnej bestii, i urąga mi, jakby wiedziało, że się na pewno poddam, kiedy nadejdzie mój czas.

Mój psychiatra także jest bezsilny. Lek przeciwdepresyjny jest wszystkim, co może mi ofiarować. Nie mam depresji.

28 listopada

Czy oni znowu mi nie wierzą? Wszyscy mnie podejrzewają i nikt nie ufa, że może być inaczej. Ta choroba jest nieuleczalna, więc i ja powrócę do niej, inaczej być nie może, kiedy umiłowało się stan całkowitego zatopienia w morfinowym morzu. To zmiany biochemiczne w mózgu, ich żadna siła wewnętrzna nie odwróci. Mam ochotę powiedzieć wam „a gówno”, ale od dawna nie przeklinam.

3/4 grudnia

W ten dzień chciałabym zmienić stan materii i stać się mgłą.

6 grudnia

To obłęd. Wszystkie daty kojarzą mi się z różnymi rocznicami ćpania. Grudzień to miesiąc wiele razy przeklęty, lecz odczuwam już nowy rodzaj wibracji – wspomnienia o życiu.

Nie pamiętam, kiedy przy Tobie nie śmiałam się. To siła Twojej miłości wyzwala radość i zbawczą energię życia.

Kiedyś popełnię samobójstwo, które codziennie popełniam – akt spełnienia lęku. Muszę to robić, oszalałabym bez codziennych porannych narodzin.

Wybacz mi, Panie Boże. Poddaję się, bym sama mogła walczyć z sobą.

7 grudnia

Pojechałam do Warszawy zaproszona przez Wytwórnię Filmów Dokumentalnych. Nagrywałam mój tekst przez wiele godzin. Film będzie o naszym klubie i o pani Marii. Zgodziłam się na zdjęcia bez cienia. Podpisałam książkę własnym nazwiskiem, nie będę ukrywać twarzy.

12 grudnia

Spotkałam się z Jerzym, szalonym poetą, który był alkoholikiem i po śmierci Stachury zatrzymał się. Czułam, że jest cały pogmatwany i był mi tak bliski.

13 grudnia

Pojechaliśmy z kamerami na Białą Salę. Poznano mnie tam. To jest charakterystyczne – zna się latami każdego pacjenta z odwyku, tak silna bywa więź emocjonalna.

Ściskało mnie w gardle jak przed ważnym egzaminem, bolało w skroniach. Byłyśmy tutaj z Marzeną. Byłyśmy tak blisko i tak daleko, każda zajęta własnym umieraniem. Ponad sześć lat. To cała epoka w życiu ćpuna.

Nie wiedziałam, co mam tym ludziom powiedzieć. Oni byli na jednej planecie, ja na odległej od ich widzenia świata. Oni jeszcze z przeznaczeniem na śmierć, jeszcze opętani innym rodzajem szaleństwa. Dorota, piękna dziewczyna, całkowicie zniszczona, bez żadnej wiary w jakąkolwiek szansę.

14 grudnia

Poruszyłam kamień z lawiny i czekam na katastrofę. Może sił starczy na jutro i na jutro, i na jutro. Niełatwo jest uciszyć myśl wzbudzoną bolesnym wspomnieniem, żyje w nas w ciągłym ruchu, kłębi się, zadaje ciosy. Czasami podcina kolana lub zwala człowieka.

19 grudnia

Oj, Basiu, boję się o ciebie. Tak kiedyś pisała Anna.

Noc. Żeby chociaż sen. A może znowu zbyt wiele pragnę.

Żyć się chce i umierać się chce. Umiera się przelotnie, w czasie przeszłym. Co tak mnie gna w tamtą otchłań?

24 grudnia

Kiedy wędruję po ulicach z zamiarem odwiedzenia znajomych, jakaś siła odwodzi mnie od tego i każe wracać do domu.

Nie potrafię rozmawiać z ludźmi, nie potrafię opowiedzieć im o swoim świecie. Nie umiem mówić o niczym, jestem daleko od plotek, zwykłych codziennych spraw. Po prostu taka już jestem.

To, co nierealne, stawało się w moim życiu rzeczywiste. Jerzy jest „umarłym alkoholikiem”. Kończy się kolejny rok moich śmierci. W lipcu byłam przygotowana ostatecznie, z pełnym planem, i zdławiłam zwierza.

30 grudnia

Odważyłam się spędzić Sylwestra inaczej. Piję szampana z nimi i w zaspach śnieżnych chodzimy po lesie. Nie odczuwam niepokoju.

Zrobiłam dla nich śniadanie. I tego można w życiu dokonać.

5 stycznia 1985 roku

Tak, mój Mały Przyjacielu, twoje serce znowu bije niespokojnie, kiedy mam złe myśli. Doprawdy nie wiem, jak ty to czujesz?

Czy można modlić się o sen?

Jakim kosztem przegrywam, kiedy przegrywam?

6 stycznia

Duszność, drżenie. To cena wolności ruchów, gonienia z Cezarem za kuropatwami po łąkach. Jestem szalona, ale w tym szaleństwie jest niesamowita metoda, która trzyma wszystko w całości.

Kiedyś weszłam w głąb siebie, w pogmatwany labirynt i oślepłam na kolory życia, poznając mrok czerni i odcienie szarości. Zawsze byłam na ostatniej orbicie do odpadnięcia.

Pracuję nad pracą magisterską, zabiera mi czas przeznaczony na moje pisanie.

18 stycznia

Mam samobójcze myśli.

Mam myśli samobójcze.