Выбрать главу

Pięć pobytów w klinice.

Pięć lat ochrony szaleństwa.

Udało mi się. To akurat mi się udało. Tym razem są ludzie, którym mogę to powiedzieć. Jestem psychologiem. To doprawdy niepojęte.

29 czerwca

Oswajam w sobie nowe zaistnienie. Czy to coś oznacza? Czy jestem teraz kimś innym?

Mogę pomagać ludziom tak, jak ja tego pragnę. Wędruję po znajomych miastach i głoszę, że jestem szczęśliwa.

1 lipca

Przychodzi głód, natrętny jak potrzeba wody, by przeżyć. To wieczne marzenie, które nigdy nie może się spełnić. Tyle we mnie planów, chęci, nadziei i topnieją pod wpływem jednej myśli, jak płatek śniegu na rozgrzanej dłoni.

Zaczynam załatwiać pracę w częstochowskim szpitalu na Tysiącleciu, mają wolne etaty. Chcę pracować na psychiatrii, potrzebuję tego, czuję, że tam potrafię się odnaleźć.

7 lipca

Czy można być niedokończoną kobietą?

8 lipca

Podróż w głąb siebie nie ma końca, jak wszechświat, można odkrywać coraz to nowe orbity przeżywania, nowe światła nie znanych gwiazd, galaktyki z innymi zachowaniami, czarne dziury nieznanej rozpaczy.

11 lipca

Odebrałam w wydawnictwie sygnalny egzemplarz Pamiętnika.

12 lipca

A jednak jest ktoś w moim życiu. Głos, spojrzenie, dotyk dłoni, przytulenie.

Coś mnie gna z mego Królestwa, kiedy tu powracam i jakaś siła mnie tu pcha, kiedy odchodzę.

Obawiam się pewnych trudności, związanych z moim przyjęciem do pracy. Czy to aby nie kolejne szaleństwo?

23 lipca

Dorota nie żyje. W filmie opowiada swoją wędrówkę zaraz po mnie. Odeszła po zakończeniu filmu. Po pięciu latach ćpania, poniżenia, obrzydzenia do siebie, w lęku przed każdym gestem świata, w strachu przed swoim cieniem.

Nie chcą pokazać tego filmu. Ale przyjdzie i jego czas, musi natrafić na kolejną odwilż.

26 lipca

Mam pewne trudności z przyjęciem do pracy. Ciągle trzeba się gdzieś podpisywać, przysłuchiwać, szkolić. Pośpiech i spowolniały kadr. Ordynator zgodził się na moje przyjęcie.

28 lipca

Ludzie sądzą, że ja nie żyję.

30 lipca

W „Trójce” był wywiad ze mną. Dałam się namówić Kotanowi, ale już nigdy tego nie zrobię.

31 lipca

Jutro idę do pracy, prosto pod skrzydła ordynatora, którego wszyscy chwalą jak Boga. Więc zobaczymy, czym jest to bóstwo.

Czuję, że oni się boją, nie wiem czego, kogo, jakich układów. Widzę w ich zachowaniu panikę.

1 sierpnia

Ordynator załatwił mnie w minutę, zaiste jak młody Bóg. Nie ufa mi, bo dziesięć lat temu byłam pacjentką psychiatryczną i to wystarczy. Wyrok zapadł. Nie nadaję się do pracy jako psycholog na jego oddziale.

Wyroki bóstw są okrutne, nieodwracalne i ostateczne. Amen. To jednak nie mój czas.

A kiedy jest właściwy czas na życie?

Teraz i tylko teraz.

2 sierpnia

Czuję się wypalona jak trawa po pożarze oazy. Wokoło piasek i pustynia.

Jesteś? Więc tak to ma wyglądać! Nie można wejść na drogę, po której oni kroczą jak zastępy tchórzliwych zwierzątek.

Czy chcesz, bym do ciebie przyszła? Nie mogę, wybrałam życie. Proszę, odezwij się w moim śnie. Brakuje mi sił. Mam dwadzieścia sześć lat i nie potrafię się podnieść.

4 sierpnia

Wszystko powoli dopełnia się, zatracając sens – poranne wstawanie i nowy dzień. Nie mam siły na życie. Może jutro gdzieś powędruję. A może pojadę daleko.

Zbyt daleko teraz nie można odejść. Chyba jest na to za późno. Trzeba było to zrobić naprawdę wtedy.

Lecz tak się nie stało i jestem.

5 sierpnia

W Lublińcu potrzebują psychologów. O Boże, nie – nie tam! Anna czuwa nade mną po drugiej stronie słuchawki telefonicznej. Wierzy, że wstanę z łóżka i zbiorę się do życia, a nie do umierania. Ja nie chcę umierać, nie chcę zaćpać, zapić, pogrążyć się.

6 sierpnia

Chcą mnie w Lublińcu. Napisałam nowe podanie, krótki życiorys o skończeniu szkół. Nie napisałam nic ponad to. Zamieszkałam w internacie, wyrwana z domu w zły czas.

Miasteczko przygląda mi się i ja jemu, jakbym chciała z murów wyczytać swój los tutaj.

8 sierpnia

W nocy powróciły halucynacje słuchowe. I słyszałam zbyt wiele jak na moją wytrzymałość, lecz skończyły się i usnęłam krótkim, szarpanym snem.

Tyle jest mocnych drzew wokół internatu w lesie, który jest nową ciszą. Ordynator okazał się słabszy ode mnie. Czy miał świadomość ryzyka?

12 sierpnia

Podnoszę się powoli, chociaż już nie wiem do jakiego życia. Czy można zaistnieć w małym miasteczku psychiatrycznym?!

13 sierpnia

Dokąd znowu, Basiu? Cezar nieufnie obwąchuje bagaże, usiłują odczytać z mojej twarzy czas kolejnej rozłąki. Tak mocno wierzyłam w powrót tutaj. Najtrudniej zrozumieć sprawy oczywiste.

Ile razy podnosi się człowiek? Dopóki starczy sił…

Co jest porażką, a co stratą?

15 sierpnia

Oddycham wolną Częstochową. Nie czuję się zagrożona w mieście, nie czuję się osaczona. Powrócił spokój ulic i tłumu.

Przed znajomymi ukrywam wyjazd do Lublińca. Ukrywam wszystko, co się wydarzyło, zamykam w środku niczym przeklętą perłę w nadgniłej muszli. To chyba tak – oni psują się od wewnątrz, cały ten układ.

19 sierpnia

Kiedyś pytałaś mnie, Anno, co uczynię jutro, pojutrze, za rok… Czasy, układy i ludzie nie sprawdzili się.

Pokój w internacie jest ponury i obskurny. Zamiast obiadu kupiłam książki. Pierwsza bezsenna noc tutaj.

20 sierpnia

Dostałam angaż na trzy miesiące. Jestem psychologiem na oddziale 0 – 2 – stu dziesięciu psychotyków, głównie schizofreników. Witaj wielka psychiatrio, największa z największych. Mam pęk kluczy do drzwi i tajemniczych bram. Mam swoją samotność, którą gubię na spacerach w lesie lub na cmentarzu. Mam szefową, która wypowiada swój niepokój. Nie wiem, kim są ludzie z personelu.

Cezar musiał pozostać w domu, nie uznaje innego miejsca do życia.

23 sierpnia

Muszę żyć, jeżeli było mi dane zaistnieć tyle razy. Otrzymałam życie jak tajemny dar Boga i trzeba z niego korzystać do końca. I tak nadejdzie ta Pani w najmniej spodziewanym momencie, w radosnym uniesieniu spełniając misję. Każde odchodzenie to deptanie kwiatów i powstawanie nowych odmian.

Dogoniłam siebie. Uczyniłam tak wiele, by tego dokonać i mam nagromadzoną siłę do przetrwania kryzysów, które na pewno nadejdą niczym letnie burze, zmywające kurz z rozgrzanych ulic, i będę oddychać nową nadzieją. Wypływam na mielizny.

25 sierpnia

Mieszkańcy małego miasteczka żywią się plotkami jak planktonem. Konsumują, przeżuwają i trawią w majestacie. Smakują mnie. Jak mnie przetrawią i nie zatrują się, będę mogła zaistnieć w ich świadomości jako swoja. Na razie usiłują mną manipulować, by załatwić swoje stare porachunki.