Выбрать главу

25 czerwca

Skończyłam ostatnie dwadzieścia… plus dziewięć. Za rok pierwszy balzakowski, podobno najlepszy okres dla kobiety. Tak, Basiu, starzejesz się. Rozwijasz się, rozbudzasz się. Stałaś się w pełni kobietą.

30 czerwca

Miasto zostało wciśnięte w próżnię upału. Nawet lato może być nie do przetrzymania. Nadal nie oswoiłam się z tą śmiercią. Szukam go po mieszkaniu, sądząc, że się gdzieś ukrył, by przyjść na moje wołanie.

1 lipca

Dobrze, że jesteś, Przyjacielu. Ta świadomość mi wystarcza, po prostu jesteś, daleko czy blisko. W taki czas mogę do ciebie napisać, zadedykować ci wiersz lub uśmiechnąć się do swojej gwiazdy. Zawsze mnie oczekujesz i ja tęsknię do ciebie. Śmierć jak alter ego.

Mówię innym, by nie rozdrapywali ran, a sama wyciągnęłam kimono. Utracona świętość. Życie wystawia rachunek, lecz jaka jest cena śmierci?

2 lipca

Wyjechałam w samotność i pijam wody zdrojowe, by znowu nazbierać sił. Karmię wróble w Parku Zdrojowym i przyglądam się ludziom.

6 lipca

Dlaczego ludzie rozdeptują ślimaki?

11 lipca

Ścigają mnie znajomi i przyjaciele, a ja im umykam w pół słowa, w pół życia, w pół śmierci i zamykam się w Królestwie, gdzie piszę, czytam, nasłuchuję, wyczekuję skojarzeń, znowu piszę. Nie rozumiem dźwięku telefonu, nie rozumiem ich poszukiwań.

Czas choroby to czas tworzenia. A że śmierć nadchodzi? Wszyscyśmy w miarę śmiertelni, w miarę wolni, w miarę samotni. Wyjdę stąd, wyjdę, gdy skończę to i owo. A jeżeli nawet nie wyjdę, to co?

Przyjdzie czas spalenia dzienników, bo tej tajemnicy nie mogę nikomu, nawet jednemu człowiekowi na świecie powierzyć. Tajemnicy jednego życia, ba, żeby jednego: wielu ludzi przemknęło, przeskoczyło, napatoczyło się, wysłuchało zwierzeń, zaistniało tu. Tego nie mogę sobie i innym uczynić. Kiedy już mocno poczuję zbliżającą się śmierć, zbiorę ostatnie siły i spłoniemy. Książki pozostaną.

14 lipca

Znowu wygrałam walkę z cieniem. W domu stos listów. Powróciłam w dławiący zapach amoniaku. Nie znajduję sensu w procy.

25 lipca

Ponownie jestem w klinice w Katowicach na stażu z neurologii. Katowice nie zmieniły się przez te lata, może smog bardziej dusi. Mieszkam niedaleko kliniki, otoczona ochronnym lasem i upały tak nie przytłaczają. Nikt nie zna mego adresu, nikt nie wie, gdzie jestem.

27 lipca

Mimo że jestem tak daleko od Ciebie, czerpię z tej miłości niespodziewane dary przeżyć, ekstazy i tęsknot. Nie mogę jej nazwać niespełnioną, bo dokonuje się we mnie w każdy czas, w każde drgnienie serca. I pozwala obdarzyć innych czystym uczuciem.

Wiem, że mój czas się odlicza, kruszeje. Może zbyt szybko, lecz te chwile, które mi zostały, są piękne.

Dzisiaj, przeglądając i porządkując papiery, zniszczyłam wiele notatek i starych wierszy. Wyrzuciłam sporo listów. Zrobiłam to świadomie, ze spokojem, w dziwnym zamyśleniu.

28 lipca

Badam chorych na SM, jeszcze chodzą, śmieją się, wypełniają testy. Oswajają się, czytają. Budują w sobie zgodę na chorobę, na kalectwo…

30 lipca

Po spacerze wśród łąk przychodzi dobry sen z polnym wiatrem w uszach, śpiewem traw i szeptem owadów.

To upalne lato jest pełne tajemniczego niepokoju, który mnie obejmuje nowymi pragnieniami i miotam się w pokoju jak na nieznanej ziemi, gdzie od początku muszę szukać ścieżek prowadzących do domu i oswajać się z nimi, by przechadzać się po nich bez obaw.

2 sierpnia

Nie można umierać samotnie. To najbardziej przeraża. Nie śmierć, nie to, co przed nią i poza, tylko pojedynczość w najważniejszym momencie, kiedy leżysz zupełnie sam. Wielu tak właśnie odchodzi. Nasze szpitale potęgują tę grozę.

Zawładnąłeś mą duszą, zmysłami, uczuciem, ciałem, myślami. Jesteś we mnie, lecz gdy mnie zostawiasz, ogarnia mnie smutek kwiatu zerwanego przypadkowo, który szybko więdnie. Uważaj, bywam niepoczytalna i spalam się, kiedy trzeba dać z siebie wszystko. Możesz nie utrzymać ciężaru mojej miłości.

Bycie kochanym to wielka odpowiedzialność za tego, którego się kocha. Za każde słowo, gest, nie wypowiedziane myśli, za rękoczyny: każde przytulenie, dotknięcie spontaniczne – nie można tego wyważać, dozować, trzeba w tym zaistnieć w całości, nie cofać się w obronnym geście, uciekać w fałszywe wyobrażenia…

Nie kochaj mojej postaci z Twojej wyobraźni. Kochaj mnie taką, jaka jestem, a będę stawać się lepsza.

3 sierpnia

Piszę tak wiele nowych wierszy. Odkryłam, że moje ciało jest stworzone do miłości, mam aksamitną skórę, gładkie uda i kilka innych cennych drobiazgów. Uczę się swego i Twojego ciała.

4 sierpnia

Czuję, że to blisko, bardzo blisko. We wrześniu pojadę na obóz higieny psychicznej i coś się wydarzy!!! Noszę to w sobie i tam się dokona moje przetworzenie, transformacja w nowe życie, a teraz jest sierpniowa, duszna noc, kiedy upijam się na smutno, samotnie.

O Boże, już wiem, dlaczego mógł tak gwałtownie odejść Wojaczek, tak powoli Ratoń, tak niespodziewanie Bursa. Czuję to teraz bardzo wyraźnie.

W fazie całkowitej dezintegracji, przemieszania wartości, podlewania alkoholem, tęsknoty. To wtedy takie oczywiste, że się odchodzi. Idzie się pod topór swego JA.

Ja zostaję.

Chociaż to teraz takie okrutne.

Świta, trzeba się położyć.

Ranek przyniesie ulgę i kaca.

Czy aby na pewno?

7 sierpnia

Las wokół kliniki jest w oparach białej mgły po letniej burzy. Szalone noce? Nie, bliskie spotkania w ramionach innego zwierza, który jest człowiekiem. Kochamy się w jednostce określonego czasu, którego tak niewiele, i rano nie potrafię porozumieć się z pacjentami, myśląc o Tobie i czując Cię stale. Nic do mnie nie dociera. Wszędzie Cię widzę.

9 sierpnia

No, no, no. Never. Bezwietrzna noc, zawieszenie oddechu w próżni. Zrobiłam sobie drinka – koniak z coca – colą. Piję drugą noc i piszę. Nigdy nie miałam problemu z alkoholem i nie będę miała. Moim problemem były narkotyki, te z najtwardszych, i one spowodowały uzależnienie od razu, od pierwszego zastrzyku. Od razu utopiłam się w tym gównie. Nigdy nie podniecały mnie prochy. Wmuszano je we mnie we wszystkich szpitalach, w bezsenności, we wszystkich chorobach, które były mi dane, tak długo walczyłam z leczeniem mnie i trzeba było się poddać. Czy teraz mam się godzić na operację serca? Na pewno nie rozwiążę tego problemu po pijanemu. Drugi drink. Osacza mnie ten pokój. Jest azylem w betonowej pustyni, ale chroni przed upałem i dusznością jak trumna. Nawet noc nie daje ochłody.

Piszę nowy wiersz. Całą mnogość wierszy, jakby w ostatni czas coś się we mnie otworzyło, jakieś przepełnienie. Ciepło rozchodzi się od środka.

Nie wolno mi pić. Inaczej umrę, amen. Ten sierpień oszalał. Czekam.

11 sierpnia

Nadrabiam stracony czas. Kiedy mnie dotykasz, zapadam się, ginę i wynurzam się z Ciebie w innej formie.

13 sierpnia

Dlaczego upieram się przy życiu, zamiast poddać się operacji i spokojnie umrzeć pod skalpelem kardiochirurgów? Zawsze byłam uparta. Najpierw na śmierć, a później na życie. Odwrócenie porządku rzeczy.