Guillermo zdjął wiszący na haku koślawy ceramiczny kociołek i postawił na ogniu, po czym zdjął pokrywkę i powąchał zawartość, pomieszał drewnianą łyżką, później kucnął w dziwacznej pozycji i zaczął masować nogę, potem drugą.
– Ciągle bolą mnie kości – wyjaśnił. – Trudno mi chodzić. Ale stać jeszcze trudniej.
– Dziękujemy ci za pomoc – powiedziałem. – Lecz nie chcemy sprawiać kłopotu. Widzimy przecież, że nie kąpiesz się w dostatku. Jedyne, czego pragniemy, to złapać nasze wierzchowce i wyjechać z doliny. Trafiliśmy tu przypadkiem, a przed nami długa droga. Pokaż nam tylko, jak się stąd wydostać.
Guillermo sięgnął do kosza, skąd wyjął glinianą miskę i łyżkę.
– Mam nadzieję, że macie jakieś łyżki – oznajmił. – Miskę możemy dzielić jedną. To prawda, teraz wciąż jest przednówek, ale Nasza Pani Bolesna żywi nas wystarczająco. Mamy wiele błogosławieństw. Wystarcza zeszłorocznych rzepniaków i orzechów, wciąż mamy płasolę i cebulę. Jeszcze jest mąka. Czegóż więcej potrzeba? Dotrwamy do czasu, aż Pani Bolesna pobłogosławi grzybom i uprawom. Potem pojawią się owoce i strąki świeżej płasoli, rząchiew i inne rzeczy. Kowce zaczną dawać mleko.
Z kociołka zaczęła się unosić para.
– Wskażesz nam wyjście z doliny? – zapytał Benkej. – Nie chcemy się zasiadywać ani cię obżerać. Niestety, niczego nie udało się nam upolować i nie możemy się niczym odwdzięczyć. Ryby zjedliśmy już wczoraj.
Stwór rzucił miskę i odczołgał się w przerażeniu pod ścianę, a potem wydał z siebie kościany klekot. Przez chwilę nie mógł mówić, tylko dygotał, patrząc na nas.
– Biedne potwory… Nie możecie więcej krzywdzić żadnych istot. To ich skargi i męczarnie ściągnęły na was dzikie dzieci. Musicie pojąć wiele rzeczy, jeśli chcecie pozostać w dolinie pod opieką Pani Bolesnej. Nawet jedna kropla krwi sprowadza amok.
– Posłuchaj – rzekłem. – Wcale nie chcemy tu zostawać. Nie chcemy twoich ryb, twojej rząchwi ani grzybów. Zgubiliśmy drogę i chcemy na nią powrócić. Musimy zmierzać na północ.
– Nie rozumiecie – powiedział człowiek-koń, jakby trochę uspokojony, i zaczął nalewać mętną zupę do miski. – Za górami jest świat, który pożarły uroczyska. Nie możecie w nim żyć. Tam jest tylko pożoga, śmierć i gwałt. Gdybyście nie trafili do Doliny Naszej Pani Bolesnej, już byście na pewno zginęli. Ludzie zmienili się w potwory, upiory uroczysk zmieszały się z nimi. Tam leje się krew i odbywa gwałt. Tylko ta dolina może dać wam schronienie przed wojną bogów. Zanim nadeszła Bolesna Pani i otoczyła nas opieką, bogowie stoczyli bitwę nad naszymi wioskami. Żywy ogień spadał z nieba i palił częstokoły. Kobieta Z Ognia i Mężczyzna Z Mroku walczyli ze sobą i zmiatali każdego, kto stanął im na drodze. Ludzie próbowali z nimi walczyć i ginęli jak mrówki w pożarze. Trwało to, aż Bolesna Pani nie mogła dłużej znieść gwałtu i bólu i zaczęła krzyczeć. Wtedy pękło niebo, powstała ziemia i dolina została zamknięta, a nowi bogowie odpędzeni.
Zamilkł na chwilę.
– Ona teraz śpi. Śpi i płacze nad światem. Otoczyła całą dolinę opieką, ale nie można z niej wyjść. Zło, które tu wchodzi, pada łupem dzikich dzieci. To Pani Bolesna stworzyła je z tych, które zginęły w wojnie bogów. Dała im nowe życie, lecz teraz są głodne i gniewne. Budzą się, kiedy zaczyna śnić koszmary. Musicie zwrócić się pod opiekę Pani lub zginąć. Jeśli Pani wskaże was dzikim dzieciom albo przywołacie jej koszmar, nikt nie otworzy wam drzwi. Nie będzie dla was ratunku. Ale Pani jest troskliwa. Jedzcie zupę, dopóki gorąca, i nie martwcie się. Czuję, że jest w was nie tylko zło. Musicie odrzucić gwałt i złość, a Pani da wam nowe ciała, nowe imiona i opiekę.
Zamilkliśmy obaj, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Ja poczułem, że ściska mnie, w gardle, bo zanosiło się na kolejną niewolę, a wiedziałem, że nigdy więcej tego nie ścierpię. Benkej z nieprzeniknionym wyrazem twarzy zanurzył łyżkę w zupie pachnącej zgniłymi bulwami i piwnicą. Nie była dużo gorsza niż to, co jadaliśmy w niewoli u Lśniącej Rosą, ale trudno było mi zmusić się, żeby ją przełknąć, i to wcale nie z powodu smaku.
– Będziecie musieli zapamiętać wiele rzeczy – oznajmił rogaty Guillermo, odkładając łyżkę, i wyprostował się. – Naprzód to, czym jest gwałtowność. To zło, które nie ma przystępu do doliny Bolesnej Pani przede wszystkim. To przelanie krwi jakiejkolwiek istoty i zadawanie bólu, ale też ostre słowa, groźne spojrzenie, gwałtowne myśli. Będziecie musieli nauczyć się rozpoznawać gwałtowność w każdej postaci. Bowiem gwałt to nie tylko uderzyć kogoś, by mu coś odebrać, ale także podnieść rękę na tego, kto uderzył nas lub kogo innego. Nie tylko zabrać, ale też nie pozwolić zabrać. To także podnieść rękę w obronie innego, bowiem jest to dokładanie nowego gwałtu do tego, który się dzieje. Gwałtowne jest również obcowanie między kobietą i mężczyzną, głośny śmiech albo szaleńcza radość. Gwałtowność to zabrać życie zwierzęciu, by je pożreć, ale też ściąć żywe drzewo. To każdy hałas, krzyk lub śmiech. Wszystko, co burzy spokój i smutek. Świat jest straszny, przepełnia go pożoga, gwałt i ból, dlatego nie wolno się głośno śmiać, bo ten, kto się śmieje, nie przejmuje się gwałtem, który dzieje się wszędzie wokół. W całej dolinie musi panować zupełny spokój, by nie burzyć snu Bolesnej Pani, która śpi i płacze nad światem. Gwałtowność to również pragnąć oraz podążać za tym pragnieniem. Gwałtowność to posiadać i cenić rzeczy. To tęsknić i patrzeć w horyzont, bowiem gwałt to również to, co do niego prowadzi: chęć podróży, przygoda, pragnienie czegokolwiek. Dobre są spokój, powaga i łzy. Łzy są czyste i są najlepszym podarunkiem dla Bolesnej Pani. Bo rozpaczać wraz z nią nad potwornością świata to przynieść jej ulgę. Następna ważna rzecz to modlitwa, której będziecie musieli się nauczyć. Jest w obcej mowie i z początku będzie wam ciężko powtórzyć choćby jedno słowo, jednak będziecie musieli nauczyć się śpiewać tę modlitwę bez jednego błędu. Czasem bowiem zło świata przenika przez góry i wdziera się do snu Bolesnej Pani, a wtedy jej serce zaczyna krwawić, a jej dzikie dzieci ogarnia czerwony amok i jej koszmary stają się ciałem. Jedyne, co może ją wówczas ukoić, to modlitwa. Słyszeliście, jak ją grałem, a teraz będziecie musieli nauczyć się ją śpiewać. Trzeba śpiewać, by Bolesną Panią znów ogarnął błękit. By czerwień odeszła.
Umilkł i z jego gardła znów wydobył się kościany klekot. Stwór spojrzał na nas, czujnych i milczących, a potem zaśpiewał. Była to ta sama dziwaczna melodia, którą grał przedtem, a słowa brzmiały tak obco, że zrazu nie mogłem ich w ogóle odróżnić. Były to dziwaczne, niepodobne do żadnej mowy dźwięki, które sypały się jeden za drugim, jednak potem musiałem nauczyć się ich na pamięć i wciąż je pamiętam.