Выбрать главу

Że potem ona, żyjąc w stolicy czas długi,

Wyrządziła nieźmierne Sędziemu usługi;

Stąd ją Sędzia szanował bardzo i przed światem

Lubił, może z próżności, nazywać się bratem,

Czego mu Telimena przez przyjaźń nie wzbrania.

Ulżyły Tadeusza sercu te wyznania.

Wiele też innych rzeczy sobie oświadczyli;

A wszystko to się stało w jednej krótkiej chwili.

Ale w izbie na prawo, kusząc Asesora,

Rzekł Rejent mimojazdem: "Ja mówiłem wczora,

Że polowanie nasze udać się nie może:

Jeszcze zbyt wcześnie, jeszcze na pniu stoi zboże

I mnóstwo sznurów chłopskiej nie zżętej jarzyny;

Stąd i Hrabia nie przybył mimo zaprosiny.

Hrabia na polowaniu bardzo dobrze zna się,

Nieraz gadał o łowów i miejscu, i czasie;

Hrabia chował się w obcych krajach od dzieciństwa

I powiada, że to jest znakiem barbarzyństwa

Polować tak jak u nas, bez żadnego względu

Na artykuły ustaw, przepisy urzędu,

Nie szanując niczyich kopców ani miedzy,

Jeździć po cudzym gruncie bez dziedzica wiedzy;

Wiosną równie jak latem zbiegać pola, knieje,

Zabijać nieraz lisa, właśnie gdy linieje,

Albo cierpieć, iż kotną samicę zajęczą

Charty w runi uszczują, a raczej zamęczą,

Z wielką szkodą źwierzyny. Stąd się Hrabia żali,

Że cywilizacyja większa u Moskali,

Bo tam o polowaniu są ukazy cara

I dozor policyi, i na winnych kara".

Telimena, ku lewej iźbie obrócona,

Wachlując batystową chusteczką ramiona,

"Jak mamę kocham - rzekła - Hrabia się nie myli.

Znam ja dobrze Rosyją. Państwo nie wierzyli,

Gdy im nieraz mówiłam, jak tam z wielu względów

Godna pochwały czujność i srogość urzędów.

Byłam ja w Petersburgu nie raz, nie dwa razy!

Miłe wspomnienia! wdzięczne przeszłości obrazy!

Co za miasto! Nikt z Panów nie był w Petersburku?

Chcecie może plan widzieć? Mam plan miasta w biórku.

Latem świat petersburski zwykł mieszkać na daczy,

To jest w pałacach wiejskich (dacza wioskę znaczy).

Mieszkałam w pałacyku, tuż nad Newą rzeką,

Niezbyt blisko od miasta i niezbyt daleko,

Na niewielkim, umyślnie sypanym pagórku.

Ach, co to był za domek! plan mam dotąd w biórku.

Otóż, na me nieszczęście, najął dom w sąsiedztwie

Jakiś mały czynownik siedzący na śledztwie;

Trzymał kilkoro chartów; co to za męczarnie,

Gdy blisko mieszka mały czynownik i psiarnie!

Ilekroć z książką wyszłam sobie do ogrodu

Użyć księżyca blasku, wieczornego chłodu,

Zaraz i pies przyleciał i kręcił ogonem,

I strzygł uszami, właśnie jakby był szalonym.

Nieraz się nalękałam. Serce mi wróżyło

Z tych psów jakieś nieszczęście: tak się też zdarzyło.

Bo gdym szła do ogrodu pewnego poranka,

Chart u nóg mych zadławił mojego kochanka

Bonończyka! Ach, była to rozkoszna psina!

Miałam ją w podarunku od księcia Sukina

Na pamiątkę; rozumna, żywa jak wiewiórka,

Mam jej portrecik, tylko nie chcę iść do biórka.

Widząc ją zadławioną, z wielkiej alteracji

Dostałam mdłości, spazmów, serca palpitacji.

Może by gorzej jeszcze z moim zdrowiem było;

Szczęściem, nadjechał właśnie z wizytą Kiryło

Gawrylicz Kozodusin, Wielki Łowczy Dworu,

Pyta się o przyczynę tak złego humoru.

Każe wnet urzędnika przyciągnąć za uszy;

Staje pobladły, drżący i prawie bez duszy.

<<Jak śmiesz>> - krzyknął Kiryło piorunowym głosem -

Szczuć wiosną łanię kotną tuż pod carskim nosem?>>

Osłupiały czynownik darmo się zaklinał,

Że polowania dotąd jeszcze nie zaczynał.

Że z Wielkiego Łowczego wielkim pozwoleniem

Zwierz uszczuty zda mu się być psem, nie jeleniem.

<<Jak to? - krzyknął Kiryło - to śmiałbyś, hultaju,

Znać się lepiej na łowach i źwierząt rodzaju

Niżli ja, Kozodusin, Carski Jegermajster?

Niechajże nas rozsądzi zaraz policmajster!>>

Wołają policmajstra, każą spisać śledztwo:

<<Ja - rzecze Kozodusin - wydaję świadectwo,

Że to łani; on plecie, że to pies domowy.

Rozsądź nas, kto zna lepiej źwierzynę i łowy!>>

Policmajster powinność służby swej rozumiał,

Bardzo się nad zuchwalstwem czynownika zdumiał

I odwiodłszy na stronę, po bratersku radził,

By przyznał się do winy i tem grzech swój zgładził.

Łowczy udobruchany przyrzekł, że się wstawi

Do Cesarza i wyrok nieco ułaskawi;

Skończyło się, że charty poszły na powrozy,

A czynownik na cztery tygodnie do kozy.

Zabawiła nas cały wieczor ta pustota;

Zrobiła się nazajutrz z tego anegdota,

Że w sądy o mym piesku Wielki Łowczy wdał się;

I nawet wiem z pewnością, że sam Cesarz śmiał się".

Śmiech powstał w obu izbach. Sędzia z Bernardynem

Grał w mariasza i właśnie z wyświeconym winem

Miał coś ważnego zadać; już ksiądz ledwo dyszał,

Kiedy Sędzia początek powieści połyszał

I tak nią był zajęty, że z zadartą głową

I z kartą podniesioną, do bicia gotową,

Siedział cicho i tylko Bernardyna trwożył,

Aż gdy skończono powieść, pamfila położył,

I rzekł śmiejąc się:

"Niech tam sobie, kto chce, chwali

Niemców cywilizacją, porządek Moskali;

Niechaj Wielkopolanie uczą się od Szwabów

Prawować się o lisa i przyzywać drabów,

By wziąść w areszt ogara, że wpadł w cudze gaje;

Na Litwie, chwała Bogu, stare obyczaje:

Mamy dosyć zwierzyny dla nas i sąsiedztwa

I nie będziemy nigdy o to robić śledztwa;

I zboża mamy dosyć, psy nas nie ogłodzą,

Że po jarzynach albo po życie pochodzą;

Na morgach chłopskich bronię robić polowanie".

Ekonom z lewej izby rzekł: "Nie dziw, Mospanie,

Bo też Pan drogo płaci za taką zwierzynę.

Chłopy i radzi temu, kiedy w ich jarzynę

Wskoczy chart; niech otrząśnie dziesięć kłosów żyta,

To Pan mu kopę oddasz, i jeszcze nie kwita,

Często chłopi talara w przydatku dostali;