Ambasador skinieniem głowy potwierdził, że tak.
— Ale żeby zwycięstwo umocnić i uprawomocnić — podjął po chwili Leuvaarden, przeciągając sylaby — musi zostać zawarty pokój. Szybko i za każdą cenę. Nie jakieś tam zawieszenie broni czy rozejm, ale pokój. Twórczy kompromis. Zgoda, która buduje. I nie wprowadza blokad gospodarczych, retorsji celnych i protekcjonalizmu w handlu.
Shilard i tym razem skinieniem głowy potwierdził, że wie, w czym rzecz.
— Zniszczyliśmy ich rolnictwo i zrujnowaliśmy przemysł nie bez kozery — ciągnął spokojnym, przeciągłym i beznamiętnym głosem Leuvaarden. - Zrobiliśmy to po to, by z niedostatku własnych towarów musieli kupować nasze. Ale przez nieprzyjazne i zamknięte granice nasi kupcy i nasze towary nie przejdą. I co się wówczas stanie? Powiem panu, co się wówczas stanie, drogi baronie. Nastąpi kryzys nadprodukcji, bo nasze manufaktury pracują pełną parą, licząc na eksport. Duże straty poniosłyby też spółki handlu morskiego zawarte w kooperacji z Novigradem i Kovirem. Pana wpływowa rodzina, drogi baronie, ma w tych spółkach znaczne udziały. A rodzina, jak pewnie panu wiadomo, to podstawowa komórka społeczna. Wiadomo panu?
— Wiadomo — Shilard Fitz-Oesterlen zniżył głos, choć komnata była absolutnie szczelnie zabezpieczona przez podsłuchem. - Rozumiem, pojąłem. Chciałbym mieć jednak pewność, że wykonuję rozkaz cesarza… Nie zaś jakiejś… Korporacji…
— Cesarze przemijają — wycedził Leuvaarden. - A korporacje trwają. I przetrwają. Ale to truizm. Obawy pana barona rozumiem. Pan baron może być pewny, że wykonuję rozkaz wydany przez cesarza. Mający na celu dobro i interes cesarstwa. Wydany, nie przeczę, skutkiem rad, jakich udzieliła cesarzowi pewna korporacja.
Wysłannik rozchylił kołnierz i koszulę, demonstrując złoty medalion, na którym wyobrażona była otoczona płomieniami gwiazda wpisana w trójkąt.
— Ładna ozdoba — Shilard z uśmiechem i lekkim ukłonem potwierdził, że pojął. - Mam świadomość, że bardzo droga… I elitarna… Czy można ją gdzieś kupić?
— Nie — zaprzeczył z naciskiem Berengar Leuvaarden. - Trzeba sobie na nią zasłużyć.
— Jeśli panowie i pani pozwolą — głos Shilarda Fitz-Oesterlena nabrał specyficznego, znanego już obradującym tonu, który świadczył, że to, co ambasador zaraz powie, uważa za niezmiernie ważne. - Jeśli panowie i pani pozwolą, odczytam treść przesłanej mi aide memoire Jego Imperatorskiej Mości Emhyra var Emreisa, z łaski Wielkiego Słońca cesarza Nilfgaardu…
— No nie. Nie znowu — zgrzytnął zębami Demawend, a Dijkstra tylko jęknął. Uwagi Shilarda to nie uszło, bo ujść nie mogło.
— Nota jest długa — przyznał. - Streszczę ją więc, miast czytać. Jego Imperatorska Mość wyraża wielkie zadowolenie z przebiegu rokowań, a jako człowiek usposobiony pokojowo, z radością przyjmuje osiągnięte kompromisy i pojednania. Jego Imperatorska Mość życzy sobie dalszych postępów w rokowaniach i zakończenia ich ku obopólnej korzyści…
— Bierzmy się zatem do dzieła — wpadł w słowo Foltest. - A żywo! Zakończmy ku obopólnej korzyści i wracajmy do domów.
— Słusznie — rzekł Henselt, który do domu miał najdalej. - Kończmy, bo jak będziemy mitrężyć, to nas tu gotowa zima zaskoczyć!
— Czeka nas jeszcze jeden kompromis — przypomniała Meve. - I sprawa, której kilka razy ledwo tknęliśmy. Chyba z lęki, że nas gotowa poróżnić. Czas przełamać ten lęk. Problem nie zniknie tylko dlatego, że się go boimy.
— Tak jest — potwierdził Filtest. - Do dzieła zatem. Rozstrzygnijmy status Cintry, problem dziedzictwa tronu, sukcesji po Calanthe. To problem trudny, ale nie wątpię, że poradzimy siebie z nim. Prawda, ekscelencjo?
— Och — uśmiechnął się dyplomatycznie i tajemniczo Fitz-Oesterlen. - Ze sprawą sukcesji tronu Cintry pójdzie nam, jestem pewien, jak z płatka. To sprawa łatwiejsza, niż panowie i pani przypuszczają.
— Poddaję pod dyskusję — ogłosiła Filippa Eilhart tonem dość bezdyskusyjnym — projekt następujący: uczyńmy z Cintry terytorium powiernicze. Przyznajmy mandat Foltestowi z Temerii.
— Zbyt nam ten Foltest rośnie — skrzywiła się Sabrina Glevissig. - Zbyt duże ma apetyty. Brugge, Sodden, Angren…
— Potrzebne nam — uciekła Filippa — silne państwo u ujścia Jarugi. I na Schodach Marnadalu.
— Nie przeczę — kiwnęła głową Sheala de Tancarville. - Potrzebne jest to nam. Ale nie Emhyrowi car Emreisowi. A naszym celem jest kompromis, a nie konflikt.
— Kilka dni temu Shilard proponował — przypomniała Francesca Findabair — by przeprowadzić linię demarkacyjną, podzielić Cintrę na strefy wpływów, na Zonę Północną i Zonę Południową…
— Bzdura i dziecinada — żachnęła się Margarita Laux-Antille. - Takie podziały nie mają żadnego sensu, są wyłącznie zarzewiem konfliktów.
— Myślę — powiedziała Sheala — że Cintra winna być zamieniona w kondominium. Władza sprawowana komisarycznie przez przedstawicieli królestw północnych i Cesarstwa Nilfgaardu. Gród i port Cintra otrzymają status wolnego miasta… Czy chciała pani coś powiedzieć, droga pani Assire? Proszę bardzo. Przyznam, że zazwyczaj przedkładam dyskursy składające się z pełnych, dokończonych wypowiedzi, ale proszę. Słuchamy.
Wszystkie magiczki, nie wyłączając bladej jak upiór Fringilli Vigo, wpiły oczy w Assire var Anahid. Nilfgaardzka czarodziejka nie speszyła się.
— Proponuję — oświadczyła swym miłym i łagodnym głosem — by skupić się na innych problemach. Cintrę zostawmy w spokoju. O pewnych sprawach, o których mi doniesiono, po prostu jeszcze nie zdążyłam pań poinformować. Sprawa Cintry, szanowne konfraterki, jest juz rozwiązana i załatwiona.
— Słucham? — oczy Filippy zwęziły się. - Co to ma, jeśli wolno spytać, oznaczać?
Triss Merigold westchnęła głośno. Ona już domyśliła się, już wiedziała, co to miało oznaczać.
Vattier de Rideaux był smutny i przybity. Jego urocza i wspaniała w miłości kochanka, złotowłosa Cantarella, rzuciła go, nagle i niespodziewanie, bez dania racji i bez wytłumaczenia. Dla Vattiera był to cios, cios straszliwy, po którym chodził jak struty, był nerwowy, roztargniony i ogłupiały. Musiał bardzo uważać, pilnie się strzec, by nie podpaść, by nie palnąć jakiegoś głupstwa w rozmowie z cesarzem. Czasy wielkich zmian nie sprzyjały nerwowym i niekompetentnym.
— Gildii Kupieckiej — podjął, zmarszczywszy czoło, Emhyr var Emreis — odpłaciliśmy już za nieocenioną pomoc. Daliśmy im dość przywilejów, więcej niż dostali od poprzednich trzech cesarzy razem wziętych. Co do Berangara Leuvaardena, to też jesteśmy mu zobowiązani za pomoc w wykryciu spisku. Dostał wysokie i intratne stanowisko. Ale jeśli okaże się niekompetentny, mimo jego zasług wyleci jak z procy. Dobrze, żeby o tym wiedział.
— Postaram się o to, Wasza Wysokość. A co z Dijkstrą? I z tym jego tajemniczym informatorem?
— Dijkstra prędzej umrze, niż zdradzi mi swego informatora. Jemu samemu, owszem, warto by się odwdzięczyć za tę spadającą jak z nieba wiadomość… Ale jak? Dijkstra niczego ode mnie nie przyjmie.
— Jeśli wolno, Wasza Cesarska Mość…
— Mów.
— Dijkstra przyjmie informację. Coś, czego nie wie, a wiedzieć chciałby. Wasza Wysokość może mu się odwdzięczyć informacją.