— Jestem — zadarła głowę Ciri — umówiona z wiedźminem Geraltem w mieście Rivia. Przyrzekłam mu, że się tam z nim spotkam, że przyjadę tam razem z Yennefer. Dotrzymam tej obietnicy, z waszą zgodą lub bez niej. Obecna tu pani Rita wie, że ja, gdy idę do Geralta, zawsze znajdę dziurę w murze.
Margarita Laux-Antille z uśmiechem kiwnęła głową.
— Z Geraltem muszę porozmawiać. Pożegnać się z nim. I przyznać mu rację. Bo o jednej rzeczy trzeba paniom wiedzieć. Gdyśmy odjeżdżali z zamku Stygga, zostawiając za sobą trupy, spytałam Geralta, czy to już koniec, czy zwyciężyliśmy, czy zło zostało pokonane, a dobro zatriumfowało. A on tylko uśmiechnął się tak jakoś dziwnie i smutno. Myślałam, że to ze zmęczenia, przez to, że wszystkich jego przyjaciół pochowaliśmy tam, pod zamkiem Stygga. Ale dziś już wiem, co znaczył ten uśmiech. To był uśmiech politowania nad naiwnością dziecka, które sądziło, że poderżnięte gardła Vilgefortza i Bonharta oznaczają triumf dobra nad złem. Muszę mu koniecznie powiedzieć, że zmądrzałam, że zrozumiałam. Muszę mu to koniecznie powiedzieć.
— Muszę też spróbować przekonać go, że to, co panie chcą mi zrobić, różni się jednak zasadniczo od tego, co chciał zrobić szklaną szprycką Vilgefortz. Muszę spróbować wyjaśnić mu, że jest różnica między zamkiem Montecalvo a zamkiem Stygga, chociaż Vilgefortzowi szło o dobro świata i paniom też idzie o dobro świata.
— Wiem, że nie będzie mi łatwo przekonać takiego starego wilka jak Geralt. Geralt powie, że jestem smarkula, że łatwo mnie omamić pozorami szlachetności, że całe to przeznaczenie i dobro świata to głupie frazesy. Ale muszę spróbować. To ważne, żeby on to zrozumiał i żeby to zaakceptował. To bardzo ważne. Także dla pań.
— Nic nie zrozumiałaś — powiedziała ostro Sheala de Tancarville. - Nadal jesteś dzieckiem, które od etapu smarkatego ryku i tupania nóżkami przechodzi do smarkatej arogancji. Jedno, co budzi nadzieje, to żywość twego umysłu. Będziesz uczyć się prędko, wkrótce, wierz mi, będziesz śmiać się, wspominając głupstwa, które tu wygadywałaś. Względem twego wyjazdu do Rivii, proszę, niechaj wypowie się Loża. Ja wyrażam zdecydowany sprzeciw. Z powodów pryncypialnych. By ci dowieść, że ja, Sheala de Tancarville, nigdy nie rzucam słów na wiatr. I że potrafię przygiąć ci twój hardy karczek. Trzeba, dla twego własnego dobra, nauczyć cię dyscypliny.
— Rozstrzygnijmy więc tę kwestię — Filippa Eilhart położyła dłonie na stole. - Proszę, by panie wypowiedziały swoje zdania. Czy mamy pozwolić, aby harda panienka Ciri pojechała do Rivii? Na spotkanie z jakimś wiedźminem, dla którego wkrótce w jej życiu nie będzie miejsca? Czy mamy dopuścić, by rósł w niej sentymentalizm, którego wkrótce będzie musiała się wyzbyć do cna? Sheala jest przeciw. A pozostałe panie?
— I ja jestem przeciw — oświadczyła Sabrina Glevissig. - Też z powodów pryncypialnych. Dziewczyna mi się podoba, podoba mi się, co tu gadać, jej impertynencja i krewka zuchwałość, wolę to niż ciepłe kluchy. Nie miałabym nic przeciw jej prośbie, zwłaszcza że wróciłaby tu niezawodnie, takie jak ona słowa nie łamią. Ale pannica odważyła się grozić nam. Niech wie, że drwimy sobie z takich gróźb!
— Jestem przeciwna — powiedziała Keira Metz. - Z powodów praktycznych. Dziewczyna i mnie się podoba, a ten Geralt niósł mnie na Thanedd na rękach. Nie ma we mnie krztyny sentymentalizmu, ale było mi wówczas strasznie przyjemnie. Byłby sposób się odwdzięczyć. Ale nie! Bo mylisz się, Sabrino. Dziewczyna jest wiedźminką i próbuje nas po wiedźmińsku przychytrzyć. Krótko mówiąc, zwiać.
— Czy ktoś tu — spytała Yennefer, złowrogo przeciągając słowa — ośmiela się wątpić w słowo mojej córki?
— Ty, Yennefer, milcz — syknęła Filippa. - Nie odzywaj się, bym nie straciła cierpliwości. Mamy dwa głosy na nie. Słuchamy dalszych.
— Głosuję za tym, by pozwolić jej jechać — powiedziała Triss Merigold. - Znam ją i ręczę za nią. Chciałabym też, o ile się zgodzi, towarzyszyć jej w tej podróży. Wspomóc ją, jeśli się się zgodzi, w rozważaniach i przemyśleniach. I, jeśli się zgodzi, w rozmowie z Geraltem.
— Także głosuję za — uśmiechnęła się Margarita Laux-Antille. - Zdziwi panie to, co powiem, ale robię to dla Tissai de Vries. Tissaia, gdyby tu była, żachnęła by się na sugestię, że dla utrzymania jedności Loży trzeba stosować przymus i ograniczenie wolności osobistej.
— Głosuję za — powiedziała Francesca Findabair, poprawiając koronki na dekolcie. - Powodów jest wiele, wyjawiać ich nie muszę i nie będę.
— Głosuję za — powiedziała równie lakonicznie Ida Emean aep Sivney. - Bo tak każe mi moje serce.
— A ja jestem przeciwna — oznajmiła sucho Assire var Anahid. - Nie kierują mną żadne sympatie, antypatie ani kwestie pryncypialne. Lękam się o życie Ciri. Pod opieką Loży jest bezpieczna, na prowadzących do Rivii gościńcach będzie łatwym celem. A ja obawiam się, że są tacy którzy, odebrawszy jej nawet imię i tożsamość, wciąż uważają, że to za mało.
— Pozostało nam — powiedziała dość zjadliwie Sabrina Glevissig — poznać stanowisko pani Fringilli Vigo. Chociaż powinno być ono oczywiste. Pozwolę sobie przypomnieć bowiem wszystkim paniom zamek Rhys-Rhun.
— Wdzięczna za przypomnienie — Fringilla Vigo dumnie uniosła głowę — oddam głos za Ciri. By dowieść szacunku i sympatii, jaką mam dla tej dziewczyny. A nade wszystko robię to dla Geralta z Rivii, wiedźmina, bez którego tej dziewczyny nie byłoby dziś tutaj. Który, by ratować Ciri, szedł na koniec świata, walcząc ze wszystkim, co stanęło mu na drodze, nawet ze sobą samym. Byłoby podłością odmawiać mu teraz spotkania z nią.
— Za mało było jednak podłości — powiedziała cynicznie Sabrina — a za dużo naiwnego sentymentalizmu, tego samego sentymentalizmu, który mamy zamiar wykorzeniać z tej panny. Ba, nawet o sercu była tu mowa. A rezultat jest taki, że szale wagi stanęły w równowadze. W martwym punkcie. Niczego nie zdecydowaliśmy. Trzeba głosować jeszcze raz. Proponuję tajnie.
— A po co?
Wszyscy spojrzeli na tę, która się odezwała. Na Yennefer.
— Ciągle jestem członkinią tej Loży — powiedziała Yennefer. - Nikt nie pozbawił mnie członkostwa. Nie przyjęto nikogo na moje miejsce. Formalnie mam prawo głosu. Chyba jasne jest, za czym głosuję. Głosy za przeważają, więc i sprawa jest załatwiona.
— Twoja bezczelność — powiedziała Sabrina, splatając uzbrojone onyksowymi pierścieniami palce — ociera się o granice dobrego smaku, Yennefer.
— Na pani miejscu milczałbym z pokorą — dodała poważnie Sheala. - Myśląc o głosowaniu, którego wkrótce sama będzie pani przedmiotem.
— Poparłam Ciri — powiedziała — ale ciebie, Yennefer, muszę przywołać do porządku. Wystąpiłaś z Loży, uciekając z niej i odmawiając współpracy. Nie masz żadnych praw. Masz natomiast zobowiązania, długi do zapłacenia, wyrok do wysłuchania. Gdyby nie to, ne byłabyś wpuszczona za próg Montecalvo.
Yennefer przytrzymywała Ciri, rwącą się, by wstać i krzyczeć. Ciri bez oporu i w ciszy opadła na krzesło z oparciami wyrzeźbionymi w sfinksy. Widząc, jak ze swego fotela wstaje, górując nagle nad stołem, Pani Sowa. Filippa Eilhart.
— Yennefer — oświadczyła dźwięcznie — nie ma prawa głosu, to jasne. Ale ja mam. Wysłuchałam głosów wszystkich tu obecnych pań, mogę wreszcie, jak sądzę, sama zagłosować?
— Co chcesz — zmarszczyła brwi Sabrina — przez to powiedzieć, Filippo?
Filippa Eilhart spojrzała przez stół. Napotkała oczy Ciri i zajrzała w nie.
Dno basenu jest z różnokolorowej mozaiki, płytki mienią się i zdają poruszać. Cała woda drga, migocze światłocieniem. Pod wielkimi jak talerze liśćmi nenufarów, wśród zielonych glonów migają karasie i orły. W wodzie odbijają się wielkie ciemne oczy dziewczynki, jej długie włosy sięgają powierzchni, pływają po niej.