Выбрать главу

— Jako kto? Miłośnik? Faworyt? A może książę małżonek?

— Status formalnoprawny jest mi w zasadzie obojętny — przyznał szczerze Jaskier. - Ale niczego wykluczyć nie można. Małżeństwa też nie.

Geralt znowu milczał, kontemplując walkę tytana ze smokiem.

— Jaskier — powiedział wreszcie. - Jeśli piłeś, to wytrzeźwiej. Jeśli nie piłeś, to się napij. Wtedy pogadamy.

— Nie bardzo rozumiem — zmarszczył brwi Jaskier — dlaczego tak mówisz.

— Pomyśl chwilkę.

— Że niby co? Mój związek z Anariettą tak cię zbulwersował? Chciałbyś, być może, apelować do mojego rozsądku? Daruj sobie. Ja sprawę przemyślałem. Anarietta mnie kocha…

— A znacz ty — przerwał Geralt — takie powiedzenie: łaska księżnych na pstrym koniu jeździ? Nawet jeśli ta twoja Anarietta nie jest płocha, a na płochą mi ona, wybacz szczerość, wygląda, to…

— To co?

— Tylko w bajkach księżne wiążą się z grajkami.

— Po pierwsze — nadął się Jaskier — nawet taki prastak jak ty musiał słyszeć o małżeństwach morganatycznych. Mam ci przytoczyć przykłady z historii dawniejszej i najnowszej? Po drugie, pewnie cię to zdziwi, ja wcale nie jestem z ostatnich. Mój ród, de Lettenhove, wywodzi się od…

— Słucham cię — przerwał znowu Geralt, robiąc się zły — ogarnia mnie zdumienie. Czy to w istocie mój przyjaciel Jaskier prawi takie farmazony? Czy to naprawdę mój przyjaciel Jaskier zatracił ze szczętem rozum? Czy to Jaskier, którego znałem jako realistę, teraz ni z tego, ni z owego zaczyna żyć w sferze iluzji? Otwórzże ty oczy, kretynie.

— Aha — powiedział wolno Jaskier, zaciskając wargi. - Cóż za ciekawe odwrócenie ról. Ja jestem ślepcem, ty zaś nagle stałeś się uważnym i bystrym obserwatorem. Zwykle bywało odwrotnie. A czegóż to, ciekawość, z rzeczy tobie widzianych ja nie dostrzegam? Hę? Na co mam, według ciebie, otworzyć oczy?

— Choćby na to — wycedził wiedźmin — że twoja księżna to zepsute dziecko, z którego wyrosła zepsuta arogantka i bufonka. Na to, że użyczyła ci wdzięków zafascynowana nowością i puści cię w trąbę natychmiast, gdy zjawi się nowy grajek z nowszym i bardziej fascynującym repertuarem.

— Bardzo niskie i wulgarne jest to, co mówisz. Masz tego świadomość, mam nadzieję?

— Mam świadomość twego braku świadomości. Jesteś szaleńcem, Jaskier.

Poeta milczał, gładząc gryf lutni. Trochę potrwało, zanim przemówił.

— Wyruszyliśmy z Brokilonu — zaczął wolno — w obłąkańczej misji. Podejmując wariackie ryzyko, rzuciliśmy się w szaleńczy i pozbawiony najmniejszej szansy na sukces pościg z mariażem. Za majakiem, senną zjawą, za szaleńczym marzeniem, za absolutnie nieziszczalnym ideałem. Ruszyliśmy w pościg jak głupcy, jak wariaci. Ale ja, Geralt, nie powiedziałem ani słowa skargi. Nie nazwałem cię szaleńcem, nie wyśmiewałem. Bo były w tobie nadzieja i miłość. One kierowały tobą w tej szaleńczej misji. Mną zresztą też. Ale ja już dogoniłem miraż, a miałem na tyle szczęścia, że sen się ziścił, a marzenie spełniło. Moja misja skończyła się. Znalazłem to, co tak trudno znaleźć. I mam zamiar to zachować. To ma być szaleństwo? Szaleństwem byłoby, gdybym to porzucił i wypuścił z rąk.

Geralt milczał równie długo, co Jaskier przedtem.

— Czysta poezja — powiedział wreszcie. - A w tej trudno ci sprostać. Nie powiem już ani słowa. Wybiłeś mi argumenty. Za pomocą, przyznaję, całkiem celnych argumentów. Bywaj, Jaskier.

— Bywaj, Geralt.

*****

Pałacowa biblioteka była rzeczywiście olbrzymia. Sala, w której się mieściła, przewyższała rozmiarami co najmniej dwukrotnie salę rycerską. I miała szklany dach. Dzięki temu było jasno. Geralt podejrzewał jednak, że latem bywało tu przez to cholernie gorąco.

Przejścia między półkami i regałami były wąziutkie i ciasne, szedł ostrożnie, by nie postrącać ksiąg. Musiał też przestępować tomy ułożone na podłodze.

— Tutaj jestem.

Środek biblioteki ginął w księgach, ułożonych w stosy i słupki. Sporo leżało całkiem bezładnie, pojedynczo lub w malowniczych kupach.

— Tutaj, Geralt.

Zapuścił się w międzyksiążkowe kaniony i wąwozy. I znalazł ją.

Klęczała pośród porozrzucanych inkunabułów, wertując je i segregując. Miała na sobie skromną szarą sukienkę, dla wygody podciągniętą nieco. Geralt stwierdził, że widok jest niezwykle atrakcyjny.

— Nie przerażaj się tym bałaganem — powiedziała, ocierając czoło przedramieniem, bo na dłoniach miała cienkie, brudne od kurzu jedwabne rękawiczki. - Trwa tu właśnie inwentaryzacja i katalogowanie. Ale na moje życzenie przerwano prace, bym mogła być w bibliotece sama. Gdy pracuję, nie znoszę obcego wzroku na karku.

— Przepraszam. Mam odejść?

— Ty nie jesteś obcy — lekko zmrużyła zielone oczy. - Twój wzrok… sprawia mi przyjemność. Nie stój tak. Siadaj tu, na księgach.

Usiadła na Opisaniu świata, wydanym in folio.

— Ten galimatias — Fringilla zamaszystym gestem wskazała wokół — nieoczekiwanie ułatwił mi pracę. Mogłam dostać się do tomów, które normalnie leżą gdzieś na dnie, pod niemożliwą do ruszenia opoką. Książęcy bibliotekarze tytanicznym wysiłkiem poruszyli zwały, dzięki czemu światło dzienne ujrzały niektóre klejnoty piśmiennictwa, prawdziwe białe kruki. Spójrz. Widziałeś kiedyś coś takiego?

— Speculum aureum? Widziałem.

— Zapomniałam, przepraszam. Ty wiele widziałeś. To miał być komplement, nie sarkazm. A rzuć okiem na to, o. To są Gesta Regum. Od tego zaczniemy, byś zrozumiał, kim naprawdę jest twoja Ciri, czyja krew płynie w jej żyłach… Minę masz jeszcze bardziej kwaśną niż zwykle, wiesz? Co jest powodem?

— Jaskier.

— Opowiedz.

Opowiedział. Fringilla wysłuchała, siedząc na stosie ksiąg z noga założoną na nogę.

— Cóż — westchnęła, gdy skończył. - Przyznam, że spodziewałam się czegoś w tym stylu. Anarietta, dawno to zauważyłam, zdradza objawy zakochania.

— Zakochania? — parsknął. - Czy wielkopańskiej fanaberii?

— Ty — spojrzała na niego przenikliwie — nie wierzysz, zdaje się, w miłość szczerą i czystą?

— Moja wiara — uciął — nie jest akurat przedmiotem debaty i nie ma tu nic do rzeczy. Chodzi o Jaskra i jego głupie…

Urwał, tracąc nagle pewność.

— Z miłością — powiedziała wolno Fringilla — jest jak z kolką nerkową. Dopóki nie chwyci cię atak, nawet sobie nie wyobrażasz, co to takiego. A gdy ci o tym opowiadają, nie wierzysz.

— Coś w tym jest — zgodził się wiedźmin. - Ale są i różnice. Przed kolką nerkową rozsądek nie chroni. Ani jej nie leczy.

— Miłość kpi sobie z rozsądku. I w tym jej urok i piękno.

— Głupota raczej Wstała, podeszłą do niego, zdejmując rękawiczki. Jej oczy były ciemne i głębokie pod zasłoną rzęs. Pachniała ambrą, różami, bibliotecznym kurzem, zetlałym papierem. minią i farbą drukarską, galasowym inkaustem, strychniną, którą usiłowano truć biblioteczne myszy. Tym dziwniejsze więc było, że działał.

— Nie wierzysz — powiedziała zmienionym głosem — w nagły impuls? W gwałtowne przyciąganie? W zderzenie lecących po kolizyjnych trajektoriach bolidów? W kataklizm?

Wyciągnęła ręce, dotknęła jego ramion. On dotknął jej ramion. Twarze zbliżali jeszcze z ociąganiem, czujnie, jak gdyby bojąc się spłoszyć jakąś bardzo, ale to bardzo płochliwą istotkę.

A potem bolidy zderzyły się i doszło do kataklizmu.

Upadli na stos foliałów, które rozjechały się pod ich ciężarem we wsze strony. Geralt wpakował nos w dekolt Fringilli, objął ją silnie i chwycił za kolano. W podciągnięciu jej sukni powyżej talii przeszkadzały mu różne księgi, w tym pełne misternych inicjałów i iluminacji Żywoty proroków oraz De haemorrhoidibus, ciekawy, acz kontrowersyjny traktat medyczny. Wiedźmin odepchnął woluminy na bok, niecierpliwie szarpnął suknię. Fringilla ochoczo uniosła biodra.

Coś uwierało ją w ramię. Obróciła głowę. Nauka sztuki położnej dla niewiast. Prędko, by nie kusić licha, spojrzała w stronę przeciwną. O wodach gorących siarczanych. Faktycznie, robiło się coraz bardziej gorąco. Kątem oka widziała frontspis otwartej księgi, na której spoczywała jej głowa. Uwagi o śmierci niechybnej. Jeszcze lepiej, pomyślała.

Wiedźmin mocował się z jej majtkami. Uniosła biodra, ale tym razem lekko, tak by wyglądało to na ruch przypadkowy, a nie na wyzywającą pomoc. Nie znała go, nie wiedziała, jak reaguje na kobiety. Czy nad takie, które wiedzą, czego chcą, nie przedkłada przypadkiem takich, które udają, że nie wiedzą. I czy nie zniechęca go, jeśli majtki ściągają się opornie.

Wiedźmin nie zdradzał jednak żadnych symptomów zniechęcenia. Można było powiedzieć, że wręcz przeciwnie. Widząc, że czas najwyższy, Fringilla entuzjastycznie i z impetem rozłożyła nogi, przewracając stos ułożonych w słupek ksiąg i fascykułów, które zsunęły się na nic niczym lawina. Oprawione w tłoczoną skórę Prawo hipoteczne oparło się o jej pośladek, a zdobiony mosiężnymi okuciami Codex diplomaticus o nadgarstek Geralta. Geralt w mig ocenił i wykorzystał sytuację: ulokował opasłe tomisko tam, gdzie należało. Fringilla pisnęła, bo okucia były zimne. Ale tylko na moment.

Westchnęła głośno, puściła włosy wiedźmina, rozrzuciła ręce i oburącz uchwyciła się ksiąg, lewą ręką dzierżąc Geometrię wykreślną, prawą Rys o gadach i płazach. Trzymający ją za biodra Geralt mimowolnym kopnięciem obalił kolejną kupę tomów, był jednak zbyt zajęty, by przejmować się osuwającymi się na niego foliałami. Fringilla, jęcząc spazmatycznie, zatoczyła głową po stronicach Uwag o śmierci