Выбрать главу

— Cesarstwo Nilfgaardu — odezwał się znowu Shilard Fitz-Oesterlen, lubiący wtrącać się ni z gruszki, ni z pietruszki — nie zaakceptuje żadnego układu, który byłby ze szkodą dla Kraju Elfów w Dol Blathanna. Jeśli to konieczne, odczytam panom ponownie treść memorandum…

Henselt, Foltest i Dijkstra parsknęli, ale Demawend spojrzał na cesarskiego ambasadora spokojnie i prawie życzliwie.

— Dla dobra powszechnego — oświadczył — i dla pokoju uznam autonomię Dol Blathanna. Ale nie jako królestwa, lecz jako księstwa. Warunkiem jest, by księżna Enid an Gleanna złożyła mi hołd lenny i zobowiązała się do zrównania ludzi i elfów w prawach i przywilejach. Gotów jestem na to, jak rzekłem, pro publico bono

— Oto — rzekła Meve — słowa prawdziwego króla.

— Salus publica lex suprema est — powiedział hierarcha Hemmelfart, od dłuższego czasu szukający sposobności, by też popisać się znajomością dyplomatycznego żargonu.

— Dodam jednak — kontynuował Demawend, patrząc na nadętego Henselta — że koncesja względem Dol Blathanna to nie precedens. To jest jedynie naruszenie integralności moich ziem, na jakie się godzę. Żadnego innego rozbioru nie uznam. Armia kaedweńska, która wtargnęła w moje granice jako agresor i zaborca, ma w ciągu tygodnia opuścić bezprawnie okupowane fortalicje i zamki Górnego Aedirn. To jest warunek mojego dalszego udziału w obradach. A ponieważ verba volant, mój sekretarz przedłoży do protokołu oficjalne demarche w tej sprawie.

— Henselt? — Foltest spojrzał na brodacza wyczekująco.

— Nigdy! — zaryczał król Kaedwen, przewracając krzesło i skacząc niczym żądlony przez szerszenie szympans. - Nigdy nie oddam Marchii! Po moim trupie! Nie dam! Nic mnie do tego nie zmusi! Żadna siła! Żadna, kurwa, siła!

A żeby dowieść, że też pobierał nauki i nie wypadł sroce spod ogona, zawył:

— Non possumus!

*****

— Już ja mu dam non possumus, staremu durniowi! — parsknęła Sabrina Glevissig w komnacie piętro wyżej. - Mogą się panie nie obawiać, zmuszę tego bałwana, by uznał żądania rewindykacyjne, w sprawie Górnego Aedirn. Wojska kaedweńskie wyjdą stamtąd w ciągu dziesięciu dni. Rzecz to oczywista. Nie ma dwóch zdań. Jeśli któraś z pań w to wątpiła, zaiste, mam prawo czuć się urażona.

Filippa Eilhart i Sheala de Tancarville wyraziły swe uznanie ukłonami. Assire var Anahid podziękowała uśmiechem.

Filippa Eilhart i Sheala de Tancarville wyraziły swe uznanie ukłonami. Assire car Anahid podziękowała ukłonem.

— Została nam dziś — powiedziała Sabrina — do rozstrzygnięcia sprawa Dol Blathanna. Treść memorandum cesarza Emhyra znamy. Królowie na dole jeszcze nie zdążyli przedyskutować tej kwestii, ale już zasygnalizowali swe opcje. Stanowisko zajął też najbardziej, powiedziałabym, zainteresowany. Król Demawend.

— Stanowisko Demawenda — rzekła Sheala de Tancarville, otulając szyję boa ze srebrnych lisów — nosi cechy daleko idącego kompromisu. Jest to stanowisko pozytywne, przemyślane i wyważone. Shilard Fitz-Oesterlen będzie w niemałym kłopocie, chcąc argumentować w kierunku większych koncesji. Nie wiem, czy będzie chciał.

— Będzie chciał — stwierdziła spokojnie Assire var Anahid. - No takie ma instrukcje z Nilfgaardu. Będzie inwokował ad referendum i składał noty. Będzie się kłócił przynajmniej dobę. Po upływie tego czasu zacznie iść na ustępstwa.

— Normalne — ucięła Sabrina Glevissig. - Normalne jest to, że wreszcie gdzieś się spotkają, coś uzgodnią. Nie będziemy jednak na to czekać, zaraz ustalimy, na co im się ostatecznie pozwoli. Francesca! Odezwij się! Przecież to o twój kraj idzie.

— Właśnie dlatego — uśmiechnęła się przepięknie Stokrotka z Dolin. - Właśnie dlatego milczę, Sabrino.

— Zwalcz dumę — powiedziała poważnie Margarita Laux-Antille. - Musimy wiedzieć, na co mamy pozwolić królom.

Francesca Findabair uśmiechnęła się jeszcze piękniej.

— Dla sprawy pokoju i pro bono publico — rzekła — godzę się na propozycję króla Demawenda. Możecie, drogie dziewczęta, od tej chwili już przestać tytułować mnie najjaśniejszą panią, wystarczy zwykła "jaśnie oświecona".

— Elfie żarty — skrzywiła się Sabrina — w ogóle mnie nie śmieszą, pewnie dlatego, że ich nie rozumiem. Co z innymi warunkami Demawenda?

Francesca strzepnęła rzęsami.

— Godzę się na reemigrację ludzkich osadników i zwrot ich majątków — powiedziała poważnie. - Gwarantuję równouprawnienie wszystkich ras…

— Bój się bogów, Enid — zaśmiała się Filippa Eilhart. - Nie gódźże się na wszystko! Postaw jakieś warunki!

— Postawię — elfka spoważniała nagle. - Nie zgadzam się na hołd lenny. Chcę Dol Blathanna jako alodium. Żadnych powinności wasalnych oprócz obietnicy lojalności i niedziałania na szkodę suzerena.

— Demawend się nie zgodzi — oceniła krótko Filippa. - Nie zrezygnuje z dochodów i rent, jakie dawała mu Dolina Kwiatów.

— W tej kwestii — Francesca uniosła brwi — gotowa jestem do rokowań dwustronnych, pewna jestem osiągnięcia konsensusu. Alodium nie zmusza do płacenia, ale przecież płacenia nie zabrania ani nie wyklucza.

— A co z fideikomisem? — nie rezygnowała Filippa Eilhart. - Co z primogeniturą? Godząc się na alodium, Foltest będzie chciał gwarancji niepodzielności księstwa.

— Foltesta — uśmiechnęła się znowu Francesca — rzeczywiście mogły zwieść moja cera i figura, ale tobie dziwię się, Filippo. Daleko, bardzo daleko za sobą mam już wiek, który czynił możliwym zajście w ciążę. Względem primogenitury i fideikomisu Demawend nie powinien mieć obaw. To ja będę ultimus familiae rodu władców Dol Blathanna. Ale pomimo pozornie korzystnej dla Demawenda różnicy wieku, kwestię spadku po mnie rozważać będziemy nie z nim, lecz raczej z jego wnukami. Zapewniam panie, w tej sprawie nie będzie punktów spornych.

— W tej nie — zgodziła się Assire var Anahid, patrząc w oczy elfiej czarodziejki. - A co ze sprawą bojowych komand Wiewiórek? Co z elfami, które walczyły po stronie Cesarstwa? Jeśli się nie mylę, chodzi tu w większości o twoich poddanych, pani Francesco?

Stokrotka z Dolin przestała się uśmiechać. Spojrzała na Idę Emean, ale milcząca elfka z Gór Sinych unikała jej wzroku.

— Pro publico bono… — zaczęła i urwała. Assire, też bardzo poważna, kiwnęła głową na znak, że rozumie.

— Cóż zrobić — powiedziała wolno. - Wszystko ma swoją cenę. Wojna wymaga ofiar. Pokój, jak się okazuje, również.

*****

— Tak, to ze wszech miar prawda — powtórzył w zamyśleniu pielgrzym, patrząc na elfa siedzącego z opuszczoną głową. - Rokowania pokojowe to targ. Jarmark. Żeby jedni mogli być kupieni, inni muszą być sprzedani. Taką koleją toczy się świat. Rzecz w tym, by nie kupić za drogo…

— I nie sprzedać się za tanio — dokończył elf, nie unosząc głowy.

*****

— Zdrajcy! Nikczemne łajdaki!

— Skurwysyny!

— An'badraigh aen cuach!

— Psy nilfgaardzkie!

— Cisza! — ryknął Hamilcar Danza, waląc pancerną pięścią w balustradę krużganka. Strzelcy z galerii wycelowali kusze w stłoczonych w cul de sac elfów.

— Spokój! — ryknął jeszcze głośniej Danza. - Dość! Uciszcie się, panowie oficerowie! Więcej godności!

— Masz czelność mówić o godności, szubrawcze? — krzyknął Coinneach Dá Reo. - Przelewaliśmy za was krew, przeklęci Dh'oine! Za was, za waszego cesarza, który przyjął od nas przysięgę wierności! Tak się odwdzięczacie? Wydajecie nas tym oprawcom z Północy? Jak przestępców! Jak zbrodniarzy!

— Powiedziałem, dość! - Danza znowu łupnął pięścią w balustradę, aż echo poszło. - Przyjmijcie do wiadomości fakt dokonany, panowie elfy! Zawarte w Cintrze ugody, będące warunkami zawarcia pokoju, nakładają na Cesarstwo obowiązek wydania Nordlingom przestępców wojennych…

— Przestępców? — krzyknął Riordain. - Przestępców? Ty plugawy Dh'oine!

— Przestępców wojennych — powtórzył Danza, zupełnie nie zwracając uwagi na tumult w dole. Tych oficerów, na których ciążą udowodnione zarzuty terroryzmu, mordów na ludności cywilnej, zabijania i torturowania jeńców, masakrowania rannych w lazaretach…

— Wy skurwysyny! — wrzasnął Angus Bri Cri. - Zabijaliśmy, bo była wojna!

— Zabijaliśmy z waszego rozkazu!

— Cuach'te aep arse, bloede Dh'oine!

— To rzecz postanowiona! — powtórzył Danza. - Wasze obelgi i krzyki nie zmienią niczego. Proszę pojedynczo podchodzić do kordegardy, proszę nie stawiać oporu podczas zakuwania w kajdany.

— Trzeba było zostać, gdy oni uciekali za Jarugę — zgrzytnął zębami Riordain. - Trzeba było zostać i bić się dalej w komandach. A my, durnie, głupcy, idioci, dotrzymaliśmy żołnierskiej przysięgi! Dobrze nam tak!

Isengrim Faoiltiarna, Żelazny Wilk, najsławniejszy, legendarny już nieomal dowódca Wiewiórek, teraz pułkownik cesarski, z kamienną twarzą zdarł z rękawa i naramienników srebrne błyskawice brygady «Vrihedd», cisnął je na płyty dziedzińca. Inni oficerowie szli za jego przykładem. Patrzący na to z galerii Hamilcar Danza zmarszczył brwi.

— Demonstracja jest niepoważna — powiedział. - Nadto, na miejscu panów nie pozbywałbym się tak lekkomyślnie cesarskich insygniów. Czuję się w obowiązku poinformować panów, że jako cesarskim oficerom podczas negocjowania warunków pokoju zagwarantowano panom sprawiedliwe procesy, łagodne wyroki i rychłą amnestię…

Stłoczone w cul sac elfy zaryczały zgodnym, gromkim, dudniącym wśród murów śmiechem.