Выбрать главу

Wszystkie magiczki, nie wyłączając bladej jak upiór Fringilli Vigo, wpiły oczy w Assire var Anahid. Nilfgaardzka czarodziejka nie speszyła się.

— Proponuję — oświadczyła swym miłym i łagodnym głosem — by skupić się na innych problemach. Cintrę zostawmy w spokoju. O pewnych sprawach, o których mi doniesiono, po prostu jeszcze nie zdążyłam pań poinformować. Sprawa Cintry, szanowne konfraterki, jest juz rozwiązana i załatwiona.

— Słucham? — oczy Filippy zwęziły się. - Co to ma, jeśli wolno spytać, oznaczać?

Triss Merigold westchnęła głośno. Ona już domyśliła się, już wiedziała, co to miało oznaczać.

*****

Vattier de Rideaux był smutny i przybity. Jego urocza i wspaniała w miłości kochanka, złotowłosa Cantarella, rzuciła go, nagle i niespodziewanie, bez dania racji i bez wytłumaczenia. Dla Vattiera był to cios, cios straszliwy, po którym chodził jak struty, był nerwowy, roztargniony i ogłupiały. Musiał bardzo uważać, pilnie się strzec, by nie podpaść, by nie palnąć jakiegoś głupstwa w rozmowie z cesarzem. Czasy wielkich zmian nie sprzyjały nerwowym i niekompetentnym.

— Gildii Kupieckiej — podjął, zmarszczywszy czoło, Emhyr var Emreis — odpłaciliśmy już za nieocenioną pomoc. Daliśmy im dość przywilejów, więcej niż dostali od poprzednich trzech cesarzy razem wziętych. Co do Berangara Leuvaardena, to też jesteśmy mu zobowiązani za pomoc w wykryciu spisku. Dostał wysokie i intratne stanowisko. Ale jeśli okaże się niekompetentny, mimo jego zasług wyleci jak z procy. Dobrze, żeby o tym wiedział.

— Postaram się o to, Wasza Wysokość. A co z Dijkstrą? I z tym jego tajemniczym informatorem?

— Dijkstra prędzej umrze, niż zdradzi mi swego informatora. Jemu samemu, owszem, warto by się odwdzięczyć za tę spadającą jak z nieba wiadomość… Ale jak? Dijkstra niczego ode mnie nie przyjmie.

— Jeśli wolno, Wasza Cesarska Mość…

— Mów.

— Dijkstra przyjmie informację. Coś, czego nie wie, a wiedzieć chciałby. Wasza Wysokość może mu się odwdzięczyć informacją.

— Brawo, Vattier.

Vattier de Rideaux odetchnął z ulgą. By odetchnąć, odwrócił głowę. Dlatego pierwszy dostrzegł zbliżające się damy. Hrabinę Liddertal, Stellę Congreve i powierzoną jej pieczy jasnowłosą dziewczynę.

— Nadchodzą — wskazał ruchem brwi. - Wasza Cesarska Mość, pozwolę sobie przypomnieć… Racja stanu… Interes cesarstwa…

— Przestań — uciął niechętnie Emhyr var Emreis. - Powiedziałem, zastanowię się. Przemyślę sprawę i podejmę decyzję. A po podjęciu poinformuję cię, jaka to była decyzja.

— Tak jest, Wasza Cesarska Mość.

— Co jeszcze? — Biały Płomień Nilfgaardu niecierpliwie trzepnął rękawicą o biodro marmurowej nereidy zdobiącej cokół fontanny. - Dlaczego się nie oddalasz, Vattier?

— Sprawa Stefana Skellena…

— Nie okażę łaski. Śmierć zdrajcy. Ale po uczciwym i dokładnym procesie.

— Tak jest, Wasza Cesarska Mość.

Emhyr nawet nie spojrzał na kłaniającego i oddalającego się. Patrzył na Stellę Congreve. I na jasnowłosą dziewczynę.

Oto nadchodzi interes cesarstwa, pomyślał. Fałszywa princessa, fałszywa królowa Cintry. Fałszywa władczyni ujścia rzeki Yarry, na której tak zależy cesarstwu. Oto zbliża się, spuściwszy oczy, przerażona, w białej jedwabnej sukni z zielonymi rękawkami i perydotową kolijką na znikomym dekolciku. Wówczas, w Darn Rowan, skomplementowałem tę suknię, pochwaliłem dobór biżuterii. Stella zna mój gust. Ale co ja mam z laleczką zrobić? Postawić na pomniku?

— Szlachetne panie — skłonił się pierwszy. Poza salą tronową dworny szacunek i uprzejmość względem kobiet obowiązywały w Nilfgaardzie nawet cesarza.

Odpowiedziały głębokimi dygnięciami i pochyleniem głów. Stały przed uprzejmym, ale jednak cesarzem.

Emhyr miał dość protokołu.

— Zostań tu, Stella — rozkazał sucho. - A ty, dziewczyno, potowarzyszysz mi w przechadzce. Oto moje ramię. Głowa do góry. Dość, dość mi tych dygów. To tylko spacer.

Poszli alejką, wśród ledwo zazielenionych krzewów i żywopłotów. Cesarska ochrona, żołnierze z elitarnej gwardyjskiej brygady «Impera», słynne Salamandry, trzymali się na uboczu, ale zawsze w pogotowiu. Wiedzieli, kiedy nie należy cesarzowi przeszkadzać.

Minęli sadzawkę, opustoszałą i smutną. Wiekowy karp, wypuszczony przez cesarza Torresa, zdechł przed dwoma dniami. Wpuszczę nowego, młodego, silnego, pięknego lustrzenia, pomyślał Emhyr var Emreis, każę przypiąć mu medal z moją podobizną i datą. Vaesse deireadh aep eigean. Coś się skończyło, coś się zaczyna. To nowa era. Nowe czasy. Nowe życie. Niechże więc, cholera, będzie i nowy karp.

Zatopiony w myślach, niemal zapomniał o dziewczynie, którą trzymał pod ramię. Przypomniały mu o niej jej ciepło, jej konwaliowy zapach, interes cesarstwa. W tej, nie innej, kolejności.

Stali przy sadzawce, pośrodku której wyrastała z wody sztuczna wyspa, a na niej ogródek skalny, fontanna i marmurowa rzeźba.

— Czy wiesz, co wyobraża ta figura?

— Tak, Wasza Cesarska Mość — odpowiedziała nie od razu. - To pelikan, który rozdziera dziobem własną pierś, by krwią wykarmić dzieci. Jest to alegoria szlachetnego poświęcenia. A także…

— Słucham cię pilnie.

— Także wielkiej miłości.

— Sądzisz — obrócił ją ku sobie, zaciął usta — że rozdzierana pierś boli przez to mniej?

— Nie wiem… — zająknęła się. - Wasza Cesarska Mość… Ja…

Ujął jej rękę. Poczuł, jak drgnęła, drgnienie przebiegło po jego dłoni, ramieniu, barku.

— Mój ojciec — powiedział — był wielkim władcą, ale nigdy nie miał głowy do legend i mitów, nigdy nie miał na nie czasu. I zawsze je plątał. Zawsze, pamiętam to jak dziś, ilekroć przyprowadzał mnie tu, do parku, mówił, że rzeźba przedstawia pelikana powstającego z popiołów. No, dziewczyno, uśmiechnij się chociaż, gdy cesarz opowiada facecje. Dziękuję. Dużo lepiej. Przykra byłaby dla mnie myśl, że nierada jesteś spacerować tu ze mną. Spójrz mi w oczy.

— Rada jestem… mogąc tu być… z Waszą Cesarską Mością. To dla mnie zaszczyt, wiem… Ale i wielka radość. Cieszę się…

— Rzeczywiście? Czy też to może tylko dworackie pochlebstwo? Etykieta, dobra szkoła Stelli Congreve? Kwestia, którą Stella kazała ci wykuć na pamięć? Przyznaj się, dziewczyno.

Milczała, spuściwszy wzrok.

— Twój cesarz zadał ci pytanie — powtórzył Emhyr var Emreis. - A gdy cesarz pyta, nikt nie ośmiela się milczeć. Kłamać, ma się rozumieć, też nikt się nie waży.

— Naprawdę — powiedziała melodyjnie. - Naprawdę się cieszę, Wasza Cesarska Mość.

— Wierzę ci — powiedział po chwili Emhyr. - Wierzę. Choć się dziwię.

— Ja też… - odszepnęła. - Ja też się dziwię.

— Słucham? Odważniej, proszę.

— Chciałabym móc częściej… spacerować. I rozmawiać. Ale ja rozumiem… Rozumiem, że to niemożliwe.

— Rozumiesz dobrze — zagryzł wargi. - Cesarze władają imperium, ale dwiema rzeczami rządzić nie mogą: swoim sercem i swoim czasem. Jedno i drugie należy do cesarstwa.

— Wiem o tym — szepnęła — aż nadto dobrze.

— Nie zabawię tu długo — powiedział po chwili ciężkiego milczenia. - Muszę pojechać do Cintry, zaszczycić własną osobą uroczystość podpisania pokoju. Ty wrócisz do Darn Rowan… Unieś głowę, dziewczyno. No, nie. Już drugi raz pociągasz nosem w mojej obecności. A w oczach co? Łzy? O, to są poważne wykroczenia wobec etykiety. Będę musiał okazać hrabinie Liddertal moje najwyższe niezadowolenie. Unieś głowę, prosiłem…

— Proszę… darować pani Stelli… Wasza Cesarska Mość. To moja wina. Tylko moja. Pani Stella uczyła mnie… I przygotowała dobrze.

— Zauważyłem i doceniam. Nie obawiaj się, Stelli Congreve nie grozi moja niełaska. Nigdy nie groziła. Zażartowałem sobie z ciebie. Niecnie.

— Zauważyłam — szepnęła dziewczyna, blednąc, przerażona własną śmiałością. Ale Emhyr tylko się roześmiał. Sztucznie nieco.

— Taką cię wolę — stwierdził. - Wierz mi. Odważną. Taką jak…

Urwał. Taką jak moja córka, pomyślał. Poczucie winy targnęło nim jak ugryzienie psa.

Dziewczyna nie spuszczała wzroku. To nie tylko dzieło Stelli, pomyślał Emhyr. To jest naprawdę jej natura. Wbrew pozorom to diament, który trudno zarysować. Nie. Nie pozwolę Vattierowi zamordować tego dziecka. Cintra Cintrą, interes cesarstwa interesem cesarstwa, ale ta sprawa wydaje się mieć tylko jedno sensowne i honorowe rozwiązanie.

— Daj mi rękę.

To był rozkaz wygłoszony srogim głosem i tonem. Ale mimo tego nie mógł oprzeć się wrażeniu, że został wykonany chętnie. Bez przymusu.

Jej ręka była mała i chłodna. Ale nie drżała już.

— Jak masz na imię? Tylko nie mów, proszę, że Cirilla Fiona.

— Cirilla Fiona.

— Mam ochotę cię ukarać, dziewczyno. Surowo.

— Wiem, Wasza Cesarska Mość. Zasłużyłam. Ale ja… Ja muszę być Cirillą Fioną.

— Pomyśleć by można — powiedział, nie puszczając jej dłoni — że żałujesz, że nią nie jesteś.

— Żałuję — szepnęła. - Żałuję, że nią nie jestem.

— Doprawdy?

— Gdybym była… prawdziwą Cirillą… cesarz patrzyłby na mnie łaskawiej. Ale ja jestem tylko falsyfikatem. Imitacją. Sobowtórem, który niczego nie jest godzien. Nieczego…