Выбрать главу

Skuteczne zarządzanie i utrzymywanie, Domu Cruoiumamy jest, zdaje się, możliwe wyłącznie dzięki wysiłkom dwóch osób: właścicielki – Leonor Curinchili – i Człowieka, który spełnia wszystkie funkcje Od kelnera po sprzątacza, wzrostu niskiego, nieomal karła, w wieku trudni do określenia, mieszańca Juana Rivery o przezwisku Ciupelek, poufale dowcipkującego z personelem, który natychmiast i z szacunkiem wypełnia wszystkie jego polecenia, co tym samym przysporzyło mu wśród klientów ogromnej popularności. Nasunęło to niżej podpisanemu przypuszczenie, że, na co wskazuje powyższy przykład, Służba Wizytantek, z chwilą gdy zostanie ujęta w odpowiednie ramy organizacyjne, będzie mogła działać przy minimalnym aparacie administracyjnym. Rozpoznanie tego ewentualnego punktu rekrutacyjnego posłużyło niżej podpisanemu do wyrobienia sobie ogólnej orientacji o charakterze środowiska, w którym przyjdzie mu się obracać z rozkazu dowództwa, jak również do podjęcia ni© cierpiących zwłoki planów, które iż chwila sfinalizowania przekazane zostaną dowództwu do zatwierdzenia, wprowadzenia ewentualnych poprawek lub odrzucenia.

7. Ogarnięty zapałem zdobycia szerszej wiedzy naukowej, która pozwoliłaby na lepsze opanowanie postawionego celu i metod jego osiągnięcia, niżej podpisany zaczął starania o zaopatrzenie się w bibliotekach i księgarniach Iquitos w książki, broszury i pisma związane tematycznie z usługami, które SWGPGO ma świadczyć, musi jednak z ubolewaniem zameldować dowództwu, iż wysiłki jego okazały się prawie bezowocne, gdyż w obydwóch istniejących w Iquitos bibliotekach – miejskiej i przy Gimnazjum OO. Augustianów – nie znalazł żadnego tekstu, ani ogólnego, ani szczegółowego, poświeconego specjalistycznym zagadnieniom, które interesowały niżej podpisanego (seks i tematyka pokrewna), przeżywając za to, przy zadawaniu pytań o tego rodzaju pozycje, momenty kłopotliwego zażenowania, otrzymywał bowiem dość ostro brzmiące odpowiedzi bibliotekarzy, a ksiądz w bibliotece oo. Augustianów posunął się nawet do znieważenia niżej podpisanego nazywając go amoralnym. Również w trzech działających w mieście księgarniach: „Lux”, „Rodriguez” i „Mesia” (działa jeszcze czwarta: Adwentystów Dnia Siódmego, ale tam nie było nawet co sprawdzać), nie mógł niżej podpisany znaleźć wartościowych materiałów, zdobył jedynie, i to po wygórowanych cenach (rachunek 9 i 10), mało wartościowe podręczniki i wydawnictwa brukowe, które noszą następujące tytuły: Jak rozwinąć maski popęd, Środki podniecające i inne tajemnice miłości, Cały seks w dwudziestu lekcjach, którymi została skromnie zainaugurowana biblioteka SWGPGO. Niżej podpisany prosi, jeśli dowództwo uzna to za stosowne, o przysłanie z Limy wyboru dzieł poświęconych problematyce męskiej i kobiecej aktywności seksualnej, zagadnieniom teoretycznym i praktycznym, i specjalnej dokumentacji dotyczącej problemów szczególnie ważnych, jak choroby weneryczne, profilaktyka seksualna, zboczenia itd., itp., co bez wątpienia obróci się na korzyść Służby Wizytantek.

8. Pragnąc zakończyć osobistą i zabawną anegdotą, celem dodania lekkości nieco ciężkawej materii tego raportu, niżej podpisany pozwala sobie poinformować, że wizyta w Domu Ciuciumamy przeciągnęła się prawie do godziny czwartej nad ranem, powodując u niżej podpisanego poważne zaburzenia żołądkowe, co było rezultatem nadużycia alkoholu, który zmuszony był pić, a do którego nie jest przyzwyczajony, tak ze względu na nieodczuwanie żadnego pociągu do alkoholu, jak i z powodu lekarskich przeciwwskazań (hemoroidy, na szczęście już wyleczone). Niżej podpisany melduje, że zgodnie z otrzymanymi instrukcja-' mi nie chcąc zwracać się do Wojskowej Służby Zdrowia, musiał odwołać się do pomocy lekarza cywilnego (rachunek 11), jak również, że powrót do domu o tej porze i w niezbyt odpowiednim stanie przysporzył mu niemało trudności rodzinnych.

Niech Bóg zachowa Pana w opiece!

Podpisano:

kapitan PSL (Intendentura) Pantaleon Pantoja.

Załączono kopię dla generała Rogera Scavino, szefa V Okręgu (Amazonia).

Załączniki: 11 rachunków, l mapa.

Noc z 16 na 17 sierpnia 1956

Pod promienistym blaskiem słońca trąbka pobudki rozpoczyna dzień zajęć w koszarach Chiclayo: hałaśliwe ożywienie w blokach, wesołe rżenie w stajniach, bawełniany dym w kominach kuchni, i W ciągu paru sekund wszystko przebudziło się, l wszędzie panuje ciepła, życzliwa, podniecająca atmosfera czujnej gotowości i żywotnej pełni. Ale dokładny, niezłomny, punktualny porucznik Pantoja przechodzi przez plac – na podniebieniu i na języku czuje jeszcze smak kawy ze śmietankowym, kozim mlekiem i tostów z dżemem – na którym orkiestra przygotowuje się do defilady Święta Narodowego. Dookoła maszerują równoboczne, z werwą, kolumny jednej z kompanii. Ale nieugięty porucznik Pantoja śledzi teraz rozdzielanie śniadania między żołnierzy, jego wargi liczą bezgłośnie i proroczo, gdy niemo dochodzi do stu dwudziestu, dyżurny kuchni nalewa ostatni strumyczek kawy, podaje kromkę numer sto dwadzieścia i sto dwudziestą pomarańczę. Ale teraz porucznik zamieniony w kamienny posąg pilnuje żołnierzy wyładowujących z ciężarówki worki z zaopatrzeniem: jego palce podążają za rytmem wyładunku jak palce dyrygenta podkreślającego takty symfonii. Za nim stanowczy głos z nieomal zagubionym odcieniem męskiej subtelności, którą wyczułoby jedynie wyostrzone jak lancet ucho, pułkownik Montes stwierdza ojcowskim tonem: „Lepsza kuchnia od chielayańskiej? Ani chińska, ani francuska, panowie, co oni mogliby przeciwstawić siedemnastu odmianom ryżu z kaczką?” Ale już porucznik Pantoja, ostrożnie i z kamienną twarzą, próbuje z kuchennych garów. Mieszaniec Chanfaina, kuchmistrz, nie odrywa oczu od oficera, a jego spocone czoło i drżenie ust ujawniają niepokój i trwogę. Ale już porucznik Pantoja, z tą samą drobiazgowością i obojętnością, sprawdza zwracaną przez pralnię odzież, którą dwóch szeregowców wkłada do plastykowych toreb. Ale już porucznik Pantoja kieruje z marsową powagą przydziałem butów dla nowo wcielonych rekrutów. Ale oto porucznik Pantoja, o, teraz już z ożywionym, prawie miłosnym wyrazem twarzy, przypina chorągieweczki na grafikach, prostuje krzywe statystyczne na wykresie, dopisuje cyfrę do planu organizacyjnego na tablicy. Garnizonowa orkiestra z zapałem gra żwawą marinerę.

Wilgotna tęsknota przepoiła powietrze, zachmurzyła słońce, uciszyła trąbki, talerze i bęben; coś jak woda, która przecieka między palcami, plwocina, którą połyka piasek, palące usta, które spocząwszy na policzku gniją, uczucie pękniętego balonu, filmu, który się kończy, smutku, który nagle strzela gola: a co tutaj robi trąbka (pobudka? rozdzielanie posiłków? capstrzyk?), tnie raz jeszcze ciepłe powietrze (świtu? południa? nocy?). Ale w prawym uchu trysnęło teraz rosnące łaskotanie, które szybko zdobywa cały płatek ucha i przenosi się na szyję, obejmuje ją, wspina się na lewe ucho: ono też zaczęło w głębi pulsować – poruszając i swoim niewidocznym puszkiem, rozwierając spragnione, niezliczone pory, szukając czego? Prosząc o co? – i krnąbrną tęsknotę, okrutną melancholię zastąpiła teraz tajemna gorączka, rozproszona obawa, nieufność, która przybiera kształt piramidy jak beza, zżerający strach. Ale twarz porucznika Pantoja nie ujawnia go: śledzi, jednego za drugim, żołnierzy, którzy ustawiają się, by w szeregu wejść do magazynu odzieżowego. Ale coś prowokuje dyskretny śmiech w tych paradnych mundurach, które patrzą tam, w górę, gdzie powinien znajdować się dach magazynu, a w zamian znajduje się Trybuna Honorowa. Czy jest obecny pułkownik Montes? Tak. Tygrys Collazos? Tak. Generał Victoria? Tak. Pułkownik López López? Tak. Zaczęli uśmiechać się bez napastliwości, zasłaniając usta brązowymi skórzanymi rękawiczkami, odwracając trochę głowę na bok, zwierzają się? Ale porucznik Pantoja wie z czego, dlaczego, jak. Nie chce patrzeć na żołnierzy, którzy czekają na gwizdek, aby wejść, wziąć świeżą odzież i oddać zużytą, bo podejrzewa, wie albo przeczuwa, że kiedy spojrzy, sprawdzi i całkowicie upewni się, pani Leonor będzie wiedziała i Pochita też będzie wiedziała. Ale jego oczy gwałtownie zmieniają wyraz i badawczo przyglądają się żołnierzom w szyku, haha, kupa śmiechu, oj co za wstyd. Tak, tak się stało. Gęsta jak krew trwoga płynie pod skórą, podczas gdy on obserwuje, dręczony zimnym strachem, usiłując ukryć swe uczucia, jak się przekształcają, zaokrąglają mundury rekrutów na piersi, ramionach, biodrach, udach, jak spod furażerek zaczynają spływać włosy, jak nabierają delikatnych, łagodnych, zaróżowionych rysów i jak męskie spojrzenia stają się pieszczotliwe, ironiczne, łobuzerskie. Nad paniką bierze górę uczucie śmieszności, buntownicze i drażniące. Podejmuje natychmiastową decyzję postawienia wszystkiego na jedną kartę i wypinając nieco pierś wydaje komendę: „Rozpiąć koszule, cholera!” Ale już przechodzą przed jego oczyma, rozpięte guziki, puste dziurki, tańczące krzyżykowane obręby koszul, wymykające się, sterczące siki rekrutów balansujące i alabastrowe, delikatne i ziemiste piersi, które kołyszą się w rytmie marsza. Ale już porucznik Pantoja staje na czele kompanii, szpada w górze, surowy profil, szlachetne czoło, czysty wzrok, zdecydowanie wybijając na asfalcie: raz-dwa, raz-dwa, raz-dwa. Nikt nie wie, że przeklina swój los. Jego ból jest dotkliwy, wielkie jego upokorzenie, niezmierny jego wstyd, bo za nim, wybijając krok bez żołnierskiego drylu, miękko jak klacze w błocie, idą rekruci wcieleni niedawno, którzy nawet nie potrafili obandażować sobie piersi, aby je ścisnąć, użyć maskujących koszul, obciąć włosów do regulaminowych pięciu centymetrów i przyciąć paznokci. Czuje je za sobą i przewiduje: nie próbują naśladować męskich ruchów i agresywnie ujawniają swoją kobiecą naturę, wyprężają biust, kołyszą biodrami, kolebią pośladkami i potrząsają długimi włosami. (Dreszcz: zaraz zrobi siusiu w majtki, pani Leonor prasując mundur zauważyłaby, Pochita przyszywając nowy galon uśmiałaby się.) Ale teraz należy w marszu czujnie się skupić, bo przechodzą pod Trybuną. Tygrys Collazos stoi poważny, generał Victoria ukrywa ziewanie, pułkownik López López przytakuje wyrozumiale, nawet jowialnie, i kielich nie byłby taki gorzki, gdyby nie było, tam w kącie, potępiających go ze smutkiem, wściekłością i rozczarowaniem szarych oczu generała Scavino.