Выбрать главу

A teraz, szanowni radiosłuchacze, przejdźmy do następnej pozycji. Waleczny na ulicy: wywiady i reportaże! Nie oddalimy się od interesującego nas tematu, aby Car Wszechpantilandu nie spoczął na swoich nierządniczych laurach. Drodzy państwo, znacie Walecznego i wiecie, że kiedy Waleczny zaczyna kampanię na rzecz sprawiedliwości, prawdy, kultury lub moralności Iquitos, w swym uporze nie cofa się, póki nie osiągnie celu, którym jest przyczynić się – choćby przez dołożenie źdźbła słomki do płomienia – do rozwoju Amazonii. W nawiązaniu do powyższego tematu Waleczny ofiarowuje teraz państwu w charakterze bezpośredniego materiału ilustracyjnego, żywego, dramatycznego i głęboko ludzkiego dowodu przeciw złu, które ujawniliśmy w naszym Komentarzu Dnia, dwa wyjątkowe nagrania, uzyskane za cenę wielkiego ryzyka i ogromnych wysiłków, które bez słowa komentarza ukazują ponury Pantiland i obraz osoby, która powołała go do życia i jego kosztem pomnaża swą fortunę: człowieka, który kierowany swymi ekonomicznymi żądzami nie waha się poświęcić tego, co najświętsze dla każdego mężczyzny, a to swojego nazwiska, swojej rodziny, swojej czcigodnej małżonki i swojej małej córeczki. Są to dwa świadectwa, okrutne w swej nagiej i palącej prawdzie, które Waleczny poddaje waszej uwadze, kochani radiosłuchacze, kierowany pragnieniem, by poznali państwo do najdrobniejszych, najintymniejszych szczegółów makiaweliczny mechanizm powszedniego handlu cielesną miłością w amoralnym Pantilandzie. Chwila muzyki.

W studio gościmy teraz, siedzącą właśnie naprzeciw nas, nieco speszoną, co spowodowane jest brakiem otrzaskania z mikrofonem, młodą kobietę o miłej aparycji. Ma na imię Maclovia. Jej nazwisko nie jest tu najważniejsze, poza tym woli ona, by pozostało nieznane, pragnie bowiem, co jest w pełni zrozumiałe, pozostać nierozpoznaną przez rodzinę i zaoszczędzić najbliższym, cierpień, których mogliby doznać słuchając wyznań o jej prawdziwym życiu. A prawdziwym życiem Maclovii jest, a raczej, przepraszam, była do tej pory – prostytucja. Nie, niech nikt pierwszy nie rzuca kamieniem, niech nikt nie rwie sobie włosów z głowy. Nasi słuchacze bardzo dobrze wiedzą, że kobieta nawet najbardziej upadła zawsze może się podnieść, jeśli jej się to umożliwi, jeśli da się jej poparcie moralne i wyciągnie się pomocną dłoń. Głównym warunkiem powrotu do uczciwego życia jest tego chcieć. Maclovia, państwo za chwilę sami to stwierdzą, chce. Była „praczką”, oczywiście „praczką” w cudzysłowie, głód, konieczność, fatalizm życia bez wątpienia zmusiły ją do podjęcia tego tragicznego zawodu: chodzenia po ulicach Iquitos,; sprzedawania siebie najlepszemu licytantowi. Następnie jednak, i jest to okres, który nas interesuje, pracowała w występnym Pantilandzie. Dlatego też będzie nam mogła wyjaśnić, co się kryje za tą cyrkową nazwą. Nieszczęścia, których w życiu zaznała, pchnęły Maclovię do tej jaskini, aby jakiś pan X, wyzyskując ją i depcząc jej kobiecą godność, uzyskiwał nieliche zarobki. Lepiej jednak, by o wszystkimi powiedziała wam osobiście, z prostotą niewykształconej kobiety, której nie dane było uczyć się i korzystać z dóbr kulturalnych, ale dane było zdobyć w tym życiu pełnym' przeciwieństw losu bogate doświadczenia. Zbliż się trochę, Maclovio, i mów do mikrofonu. Bez obaw i bez wstydu, prawda nie obraża i nie zabija. Mikrofon należy do ciebie, Maclovio.

Chwila muzyki.

– Dziękuję, Waleczny. Wiesz, to z moim nazwiskiem to nie tyle przez rodzinę, bo tak naprawdę to poza moją kuzynką Rositą nie mam żadnych krewnych, przynajmniej bliskich. Moja mama umarła, zanim zaczęłam pracować w tym, co mówiłeś, mój ojciec utopił się w podróży do Mądre de Dios, a mój jedyny brat uciekł do lasu pięć lat temu. żeby nie wzięli go do wojska, i jeszcze czekam, żeby wrócił. To znaczy, no nie wiem, jak ci to powiedzieć, Waleczny, Maclovia to tylko tak do pracy, bo to też nie jest moje imię, a za to moje prawdziwe imię jest do wszystkiego innego, na przykład jak się z kimś przyjaźnię. A tutaj przyprowadziłeś mnie, żebym mówiła tylko o tym, nie? To tak jakbym była, no, dwiema kobietami i każda z nich robiła swoje rzeczy, i każda ze swoim innym imieniem. Tak się do tego przyzwyczaiłam. Ja wiem, że nie tłumaczę ci tego dobrze, co? Jak? Aha, że schodzę? Dobrze, już mówię o tym, Waleczny.

No tak, więc przedtem, to znaczy przed Pantilandem, byłam „praczką”, tak jak powiedziałeś, a później u Smarkula. Są tacy, co myślą, że „praczki” zarabiają Bóg wie ile i że mają luksusy. Bezczelne kłamstwa, Waleczny, i tyle. To jest pieprzona praca, straszna, cały dzień na nogach, nogi ci strasznie puchną, a czasami to stoisz niepotrzebnie, tylko po to żeby wrócić do domu zła jak osa, bo nie ściągnęłaś żadnego klienta. I do tego twój fonsio bije, ile wlezie, bo nie przyniosłaś mu nawet papierosów. No więc możesz powiedzieć, Waleczny, że po co w takim razie fonsio. Bo jak go nie masz, to nikt cię nie uszanuje, napadają na Ciebie, okradają, czujesz się opuszczona i do tego, Waleczny, która tam lubi być sama, bez mężczyzny? Tak, tak, znowu zeszłam, już mówię o tym. Bo to żebyś wiedział, dlaczego jak zaczęto gadać, że w Pantilandzie dają kontrakty ze stałymi zarobkami, wolnymi niedzielami i że nawet się podróżuje, no to po prostu wszystkie „praczki” oszalały. To był los na loterii, Waleczny, nie rozumiesz? Praca pewna, nie trzeba było szukać klientów, bo była ich cała masa, i do tego ładnie się z tobą, obchodzą i szanują. Więc wydawało się nam, że śnimy. Wszystkie poleciały nad Itaya. Ale chociaż leciałyśmy jak na skrzydłach, to kontraktów było tylko dla kilku, a nas było od cholery, ojej, przepraszam. A do tego z Ciuciumamą jako szefową to nie było sposobu tam wejść. Pan Pantoja słuchał się jej we wszystkim, a ona zawsze wolała te, które pracowały u niej w Nanay. Bo na przykład te, które przychodziły z konkurencji, od Smarkula, to ledwo znosiła i rzucała im kłody pod nogi, i strasznie dużo od nich brała. A z „praczkami” jeszcze gorzej, bo mówiła panu Pantoja, specjalnie żeby nas zniszczyć, że nie podobają się jej te, co to przychodzą z ulicy jak suki, tylko te, które pracowały w znanym miejscu. To znaczy w Domu Ciuciuma-my, jasne. Okropna baba, przez co najmniej cztery miesiące drzwi mi zamykała przed nosem. Jak tylko usłyszałam wolne miejsca nad Itaya, to leciałam i zawsze bach, nosem o tę górę Ciuciumamę. Dlatego poszłam do Smarkula, nie do jego starego domu, tylko do tego, który odkupił od Ciuciumamy w Nanay. Ale ledwo tam posiedziałam jakieś dwa miesiące, kiedy jeszcze raz były miejsca w Panti-landzie, pobiegłam i pan Pan-Pan tak mi się przypatrzył na egzaminie i powiedział masz prezencję, dziewczyno, stań w tym szeregu. I wybrał mnie ze względu na moje ciało. I tak się dostałam do Pantilandu, Waleczny. Pamiętam dokładniusieńko, jak pierwszy raz poszłam nad Itaya, już zakontraktowana, na przegląd lekarski. Byłam tak szczęśliwa jak przy pierwszej komunii, przysięgam, Pan Pantoja przemówił do mnie i do tych czterech, które dostały się razem ze mną. Popłakałyśmy się, mówię ci, jak nam powiedział teraz macie już inną kategorię, jesteście wizytantkami, a nie mewka-mi, spełniacie misję, służycie Ojczyźnie, współpracujecie z Siłami Zbrojnymi, i nie wiem co jeszcze. On mówi tak ładnie jak ty, Waleczny, bo ty też jak raz mówiłeś, tośmy się popłakały, znaczy San-dra, Kindziulka i ja. Płynęłyśmy na „Ewie” po Marańón i zacząłeś mówić w radiu o sierotkach z Domu Dziecka, i popłakałyśmy się.

– Dziękuję, Maclovia, za te miłe słowa skierowane pod naszym adresem. Wzrusza nas wiadomość, że nasz głos dochodzi do wszystkich środowisk i że Głos Walecznego zdolny jest wprowadzić w drżenie najintymniejsze struny najbardziej dotkniętych przez życie istot. To, co mi mówisz, to wielka dla nas rekompensata, znaczy ona dla nas więcej niż te wszystkie przejawy niewdzięczności. No więc, Maclovia, w ten sposób wpadłaś w szpony Rajfura Pantilandu. I co się wtedy wydarzyło?