– Straszna świętoszka zrobiła się z ciebie w Iquitos, staruszko, w Chiclayo nawet na mszę nie chodziłaś, grałaś tylko w kanastę – siada na trzcinowym bujaku, przegląda gazetę, rozwiązuje krzyżówkę, śmieje się Panta. – Wydaje mi się, że twoje modlitwy do niczego ci się nie przydadzą, bo mieszasz religię z przesądami: dziecko-męczennik, Jezus Chrystus Cudotwórca z Bagazan, święta Ignacja.
– Proszę nie zapominać, że aby ścigać i karać tych szaleńców z Arki, trzeba odrywać ludzi od normalnej służby i pakować w to wciąż pieniądze – podróżuje samolotami, dżipami i łodziami po całej Amazonii, wraca do Limy, każe pracować po godzinach oficerom Rachunkowości i Finansów, redaguje raport, stawia się w gabinecie Tygrysa Collazos pułkownik López López. – To oznacza duże wydatki dla Sił Lądowych. A służba Wizy-tantek to beczka bez dna, przynosi same straty. Oprócz innych problemów.
– Tutaj jest list od Fochy, to tylko cztery linijki, przeczytam ci – słucha muzyki, spaceruje z panią Leonor po Placu Broni, pracuje w swej sypialni do północy, śpi sześć godzin, wstaje o świcie Panta. – Pojechały do Pimentel, z Chichi, żeby spędzić lato na plaży. Nie mówi nic o powrocie, mamo.
– Na własnym rozrachunku? – nakłada kepi, przepuszcza generała Victoria i pułkownika López López, siada w samochodzie na przedzie, do „Rosita Rios”, ale na skrzydłach, rozkazuje kierowcy Tygrys Collazos. – Tak, oczywiście, to jedno z możliwych rozwiązań, które Scavino wybrał natychmiast. Ale czy to nie za szybko? Nie widzę ani powodu, ani nagłej potrzeby, aby oświadczać, że Służba Wizytantek jest kompletnym fiaskiem. Mimo wszystko sprowokowane przez nią wypadki są mało znaczące.
– Nie przejmuję się negatywnymi stronami Służby Wizytantek, Tygrys, ale pozytywnymi – wybiera stół na wolnym powietrzu, siada pośrodku, rozluźnia sobie krawat, uważnie studiuje kartę generał Victoria. – Groźne jest jej fantastyczne powodzenie. Dla mnie problem leży w tym, że niechcący i nieświadomie rozkręciliśmy piekielną machinę. López niedawno przeprowadził inspekcję wszystkich garnizonów w Amazonii i jego raport jest niepokojący.
– Zostałem postawiony w obliczu gwałtownej konieczności natychmiastowego zarekrutowania dziesięciu Wizytantek – telegraf uje kapitan Pantoja. – Nie w celu rozszerzenia Służby, lecz dla utrzymania dotychczas osiągniętego rytmu pracy.
– Jest faktem, że wizytantki naszego Pantaleonka stały się jedynym tematem interesującym garnizony, obozy i posterunki graniczne – prosi na początek serca wołowe z rusztu i duszoną kukurydzę, a na drugie kaczkę marynowaną z dużą ilością jaj pułkownik López López. – Nic nie przesadzam, panie generale. Prawie o niczym innym nie mogłem mówić z oficerami, podoficerami i szeregowcami. Gdy chodzi o wizytantki, to nawet zbrodnie Arki spadają na dalszy plan.
– Przyczyną takiej sytuacji stały się bardzo liczne patrole, ekspedycje i grupy pościgowe chwytające religijnych morderców – nadaje szyfrem! kapitan Pantoja. – Jak dowództwu wiadomo, oddziały te prowadzą swą operację w lesie, rozwijając akcję policyjno-porządkową o pierwszorzędnym znaczeniu,
– W tej teczce są dowody, Tygrys – decyduje się na sałatkę rybną i nereczki po kreolsku z ryżem generał Victoria. – Zgadnij, co to za papiery. Raporty o stanie obrony powietrzno-lądowo-wodnej na granicach z Ekwadorem, Kolumbią, Brazylią i Boliwią? Zimno. Propozycje i plany ulepszenia naszego systemu obronno-ofensywnego w Amazonii? Zimno. Studia o łączności, logistyce, etnografii? Zimno, zimno.
– Służba Wizytantek uznała za swój obowiązek dotrzeć ze swymi konwojami do tych oddziałów, tam gdzie właśnie będą się one znajdować – kabluje kapitan Pantoja. – I osiągnęliśmy to dzięki entuzjastycznie podjętemu wysiłkowi całego bez wyjątku personelu.
– Tylko i wyłącznie prośby związane z SWGPGO, panie generale – na deser ciasteczka z miodem i orzeszkami ziemnymi, a do picia piwo Pilsen, tylko bardzo zimne, kończy pułkownik López López. – Wszyscy starsi podoficerowie Amazonii podpisali petycje prosząc, by zezwolono im korzystać z usług Służby Wizytantek. Oto i one: 172 arkusze.
– W tym celu stworzyłem lotne brygady z dwu lub trzech wizytantek, lecz to rozbicie personelu uniemożliwiłoby mi zapewnienie regularnego pokrycia zapotrzebowania ośrodków działalności usługowej – telefonuje kapitan Pantoja. – Mam nadzieję, że mię przekroczyłem zakresu moich kompetencji, panie generale.
– A ankieta przeprowadzona wśród oficerów przez Lopeza jest jeszcze bardziej niewiarygodna – pomaga sobie kromeczką bułki, po każdym kęsie popija piwo, wyciera czoło serwetką generał Victoria. – Od kapitana w dół 95 procent korpusu oficerskiego również żąda wizytantek. A od kapitana w górę 55 procent. No, Tygrys, i co powiesz na to?
– W związku z wynikami otrzymanymi w poufnej ankiecie, które przekazał mi pułkownik López, zmuszony jestem całkowicie zmodyfikować plan minimum rozszerzenia SWGPGO, panie generale – przeraża się i emocjonuje, zapisuje notatnik za notatnikiem, bierze amfetaminy, by o świcie być już na stanowisku dowodzenia, wysyła grube koperty poleconym kapitan Pantoja. – Uprzejmie proszę, by pan generał uznał wysłany przeze mnie poprzedni projekt za nie przyjęty i niebyły. Pracuję dzień i HOC nad nowym schematem organizacyjnym. Mam nadzieję że przyślę go panu generałowi jak najszybciej. – Bo poza tym, Tygrys, muszę ci powiedzieć, że Pantoja, choć wariat, ma absolutną rację – z impetem atakuje nereczki, Francuzi mają rację, jeśli tylko się złapie odpowiedni rytm, to można wepchnąć w siebie każdą ilość dań, osiemnaście-dwadzieścia, dowcipkuje generał Victoria. – Jego argumenty są nie do zbicia.
– Mając w perspektywie potencjalne podwojenie liczby użytkowników z chwilą rozszerzenia zakresu usług na podoficerów i stopnie pośrednie – dyskutuje z Ciuciumamą, Ciupelkiem i Chińczykiem Porfirio, robi przeglądy kandydatek, oddala „praczki”, rozmawia z sutenerami, przekupuje rajfurki kapitan Pantoja – muszę zakomunikować, że plan minimum usług regularnych, w rytmie zawsze poniżej życiowego minimum seksualnego, wymagałby czterech okrętów o tonażu „Ewy”, trzech samolotów typu „Dalili” i ekipy operacyjnej liczącej 272 wizytantki.
– Jeśli udostępnia się tę Służbę młodszym podoficerom i szeregowcom, to dlaczego nie starszym podoficerom? – odsuwa cebulę, kosteczki i w kilku kęsach wykańcza marynowaną kaczkę, uśmiecha się, widzi przechodzącą kobietę, puszcza oko i co za ciało, wzdycha pułkownik López López. – A jeśli i tym, to dlaczego nie oficerom? Tak wszyscy stawiają sprawę. I rzeczywiście, kontrargumentów nie ma.
– Oczywiście, jeśli rozszerzy się naszą działalność na kadrę oficerską, to zajdzie konieczność wprowadzenia pewnych korekt do moich obliczeń, panie generale – odwiedza czarowników, zażywa ayahuascę, ma wizje, w których kobiece oddziały defilują przez Pole Marsowe śpiewając Most na rzece Kwai, wymiotuje, pracuje, egzaltuje się kapitan Pantoja. – Pracuję właśnie na planem perspektywicznym, na wszelki wypadek. Należałoby stworzyć specjalną sekcję, grupę ekskluzywnych wizytantek, nie ma wątpliwości…
– Nie ma wątpliwości – rezygnuje z deseru, prosi o kawę, wyjmuje flakonik z sacharyną, rozpuszcza dwie pastylki, opróżnia jednym haustem filiżankę, zapala papierosa generał Victoria. – A jeśli istnienie tej Służby uzna się za niezbędne dla życia biologicznego i psychicznego żołnierzy, trzeba będzie co miesiąc zwiększać liczbę usług. Wiesz o tym aż za dobrze, Tygrys, funkcja rodzi narząd. W tym przypadku popyt zawsze będzie większy od podaży.
– Tak to właśnie jest, panie generale – prosi o rachunek, próbuje wyciągnąć swój portfel, zwariował pan czy co, dziś jesteście gośćmi Tygrysa, słyszy pułkownik López López. – Chcąc zatkać dziurę wykopaliśmy kanał, którym wypłynie cały budżet Intendentury.