– Ja też tam byłem, ludzi było od gloma, łaj dla kieszonkowców – wita się na lewo i prawo Chińczyk Porfirio. – Fantastyczny kaznodzieja ten Blat. Mało go było słychać, ale ludzie się podniecali.
– Wszystko, co przybijesz do drewna, jest ofiarą, wszystko, co kończy się w drewnie, unosi się i przyjmuje go Ten, Który Umarł Na Krzyżu – zawodzi Brat Francisco. – Barwny motyl, który rozwesela poranek, róża, która rozsiewa swój zapach w powietrzu, nietoperz, którego oczka błyszczą w nocy, i nawet kleszcz, który wbija się pod paznokcie. Siostry! Bracia! Stawiajcie krzyże za mnie!
– Co za mina poważna, aż strach, chociaż jeśli pan chodzi z tym Chińczykiem, to chyba nie jest pan taki poważny – wyciera ręką stół, przystawia krzesła, uśmiecha się słodko Ciuciumama. – No, Ciupelku, piwo i trzy szklanki. Pierwsze spotkanie na koszt firmy.
– Pan wie, od czego ta Ciuciumama? – gwiżdże, pokazuje czubek języka Chińczyk Porfirio. – Od najbaldziej jadowitej żmii w całej Amazonii: ciuciupe. Może pan sobie wyoblażać, co ta pani musi gadać ludziom, żeby zasłużyć na takie niesympatyczne przezwisko.
– Zamknij się, gałganie – zatyka mu usta, podaje szklanki, uśmiecha się Ciuciumama. – Pańskie zdrowie, witamy w Iquitos.
– Jaszczulczy język – wskazuje wiszące na ścianach golizny, pęknięte lustro, czerwone abażury, dyndające przy wielobarwnym fotelu frędzle Chińczyk Porfirio. – Ale to dobla kobita, a ten lokal, mimo że ma swoje lata, jest najlepszy w Iquitos.
– Wystarczy rzucić okiem aa te, które zostały – pokazuje Ciupelek: – Mulatki, białe, Japonki, nawet Murzynka. Dobre oko ma Ciuciumama, umie dobierać sobie ludzi, proszę pana.
– Świetna muzyka, nogi same lwa się do tańca – wstaje, bierze za rękę jedną z kobiet, ciągnie na parkiet, tańczy Chińczyk Porfirio. – Ja tylko na chwileczkę, przeplaszam, to tak żeby klęgosłup lozluszać. Ty, pupiasta, chodź tu.
– Czy mogę pani postawić piwo, Ciuciumamo – przypochlebia się niewprawnym uśmiechem, szepce Pantaleon Pantoja. – Chciałbym poprosić panią o pewne informacje, jeśli oczywiście nie sprawi to pani kłopotu.
– Co za sympatyczny łajdak z tego Chińczyka, nigdy nie ma forsy, ale za to potrafi rozruszać każdą zabawę – zgniata papierek w kulkę, rzuca w głowę Porfiria, trafia Ciuciumama. – Nie wiem, co one w nim widzą, ale szaleją za nim. Niech pan popatrzy, jak on się rusza.
– O sprawy związane z pani, ehem, hmm, interesem – napiera Pantaleon Pantoja.
– Ależ tak, oczywiście, proszę pana – poważnieje, przytakuje, świdruje go wzrokiem Ciuciumama – ale przypuszczałam, że przyszedł pan w innych celach, a nie żeby rozmawiać o interesach.
– O Jezu, głowa mi pęka – kuli się, przykrywa prześcieradłem Pantaleonek. – Trzęsie mną, mam rozwolnienie, o Jezuniu.
– A jasne, że ci pęka, jasne, że masz, a poza tym bardzo się cieszę – tupie Pochita. – Położyłeś się około czwartej, a wróciłeś na czworakach, idioto.
– Trzy razy wymiotowałeś – kręci się między garnkami, umywalką i ręcznikami pani Leonor – cały pokój śmierdzi, synku.
– Ty mi, Panta, jeszcze wytłumaczysz, co to wszystko ma znaczyć – zbliża się do łóżka, piorunuje go wzrokiem Pochita.
– Już ci mówiłem, kochanie, że to związane z moją pracą – jęczy między poduszkami Pantaleonek. – Wiesz dobrze, że nie lubię pić i włóczyć się po nocach. Takie rzeczy to dla mnie tortura, maleńka.
– Czy to ma znaczyć, że będziesz to robić częściej? – gestykuluje, krzywi się Pochita. – Upijać się, wracać o świcie? No więc co to, to nie. Panta, przysięgam, że nie.
– Tylko się nie kłóćcie – utrzymuje w równowadze szklankę, dzbanek i tacę pani Leonor. – Masz, synku, zrób sobie okłady z tych mokrych chusteczek i wypij alkaseltzer. Szybko, z bąbelkami.
– To moja praca, moja misja, którą kazano mi wypełnić – rozpacza, cichnie, milknie głos Pantaleonka. – Ja tego nienawidzę, wierz mi. Nie mogę powiedzieć ci nic więcej, nie zmuszaj mnie do mówienia, to byłoby bardzo niebezpieczne dla mojej dalszej kariery w wojsku. Ufaj mi, Pocha.
– Byłeś z kobietami – wybucha płaczem Pochita. – Mężczyźni nie piją aż do samego rana tylko w swoim towarzystwie, bez kobiet. Jestem pewna, że byłeś, Panta.
– Pocha, Pochita, głowa mi pęka, plecy mnie bolą – trzyma na czole okład, macha ręką pod łóżkiem, przysuwa nocnik, pluje śliną i żółcią Pantaleonek. – Nie płacz, robisz ze mnie bandziora, a nie jestem nim, przysięgam ci, że nie jestem.
– Otwórz buzię, zamknij oczy – przybliża dymiącą filiżankę, ściska usta w ciup pani Leonor. – A gorąca kawusia syneczkowi do dziobka wskoczy.
2
SWGPGO
Raport numer jeden
Dotyczy
ogólnie: Służby Wizytantek przy Garnizonach, Posterunkach Granicznych i innych Obiektach.
szczegółowo: Organizacji stanowiska dowodzenia i oceny jego dogodności dla akcji rekrutacyjnej.
Charakterystyka: ściśle tajne.
Data i miejsce: Iquitos 12 sierpnia 1956.
Niżej podpisany, kapitan PSL (Intendentura) Pantaleon Pantoja, odkomenderowany dla zorganizowania i wprowadzenia do akcji Służby Wizytantek przy Garnizonach, Posterunkach Granicznych i innych Obiektach (SWGPO) na teren całego okręgu Amazonii, z szacunkiem pozdrawiając generała Felipe Collazos, szefa Administracji, Intendentury i Służb Różnych Lądowych, melduje posłusznie, co następuje:
1. Przybywszy do Iquitos, bezzwłocznie się osobiście w komendanturze V Okręgu (Amazonia) celem zameldowania się u generała Rogera Scavino, szefa okręgu, który, przywitawszy niżej podpisanego mile i serdecznie, przystąpił do zakomunikowania mu o podjęciu pewnych środków ostrożności niezbędnych dla skuteczniejszego wprowadzenia w czyn powierzonej niżej podpisanemu misji, a mianowicie iż: mając na uwadze ochronę dobrego imienia instytucji, uznaje się za stosowne, by osoba niżej podpisanego pod żadnym pozorem nie stawiała się ani w komendanturze, ani w koszarach miejscowego garnizonu; by nie przywdziewała munduru, nie zamieszkała w Kolonii Wojskowej i nie utrzymywała żadnych stosunków z oficerami garnizonu, to znaczy, by w każdej chwili jej działalność i życie prywatne wskazywały na osobę cywilną, co związane jest z tym, iż tak osoby, jak i miejsca, w których niżej podpisany będzie utrzymywać kontakty (element, domy publiczne), kolidują z kodeksem postępowania kapitana Sił Zbrojnych. Niżej podpisany skrupulatnie przestrzega tych wskazówek, mimo że z ciężkim sercem przychodzi mu zatajanie swego stanowiska oficera naszych Sił Lądowych, z przynależności do których jest dumny, i przebywanie z dala od swych towarzyszy broni, z którymi łączą go uczucia braterstwa, jak również mimo powstania i znalezienia się w nader delikatnej sytuacji1 rodzinnej, albowiem zmuszony jest też utrzymywać w absolutnej tajemnicy przed osobami własnej matki i żony danych o charakterze swojej misji, a tym samym uciekać się, nieomal przez cały czas, do zatajania prawdy mając na względzie podtrzymanie harmonii życia rodzinnego i powodzenie swojej pracy. Niżej podpisany akceptuje w całej rozciągłości wspomniane posunięcia świadom nie cierpiącej zwłoki operacji, którą dowództwo mu powierzyło, jak i palących potrzeb żołnierzy służących naszej Ojczyźnie w najodleglejszych zakątkach puszczy amazońskiej.
2. Objął już punkt usytuowany na brzegu rzeki Itaya, przydzielony i przeznaczony przez komendanturę V Okręgu na stanowisko dowodzenia i centrum logistyczne (rekrutacyjno-zaopatrzeniowe) Służby Wizytantek. Pod rozkazy niżej podpisanego stawili się odkomenderowani do Służby żołnierze: Sinforoso Caiguas i Palomino Rioalto, przy których wyborze, nader trafnym, władze kierowały się ich nienaganną postawą, karnością i pewną obojętnością wobec osób płci odmiennej, w przeciwnym bowiem wypadku charakter czekającej ich pracy i specyfika środowiska, w którym mają się obracać, mógłby u wspomnianych żołnierzy sprowokować pokusy, a tym samym niepożądane problemy dla Służby. Niżej podpisany pragnie stwierdzić, iż lokalizacja stanowiska dowodzenia i centrum logistycznego znakomicie spełnia wymagane warunki: przede wszystkim miejsce usytuowane jest w pobliżu środka transportu (rzeka Itaya), następnie – jest osłonięte przed wzrokiem niedyskretnych osób, miasto znajduje się bowiem w znacznej odległości, a najbliższa siedziba ludzka, młyn ryżowy Garote, znajduje się na przeciwległym brzegu (nie ma mostu). Z drugiej strony jego znakomite warunki topograficzne pozwalają wybudować małą przystań, co umożliwi, z chwilą przejęcia przez Służbę Wizytantek systemu objazdowego, pełną kontrolę stanowiska dowodzenia nad ruchem kolejnych transportów.