Выбрать главу

Było późne popołudnie. Niezmordowany Alvi oprowadził Rinaha po przeróżnych zakątkach piętra, pokazując mu wszystko, co służyło mieszkańcom w ich codziennym życiu. Wybierał z rozmysłem, według dobrze opracowanego planu, najbardziej interesujące obiekty, dające przybyszowi pojęcie o zainteresowaniach, rozrywkach i warunkach życia mieszkańców. Pokazał Rinahowi salę widowiskową, gdzie właśnie odbywała się próba zespołu muzycznego, pływalnię z trenującymi zawodnikami, parę magazynów z podstawowymi Artykułami codziennego użytku, kilka zakładów usługowych, biuro projektowo-konstrukcyjne urządzeń automatycznych, zakład konserwacyjno-remontowy i miejscową przychodnię lekarską. Było tego dostatecznie dużo, by Rinah poczuł zmęczenie – mimo że odległości były niewielkie, a powierzchnia całego piętra nie przekraczała dwóch kilometrów kwadratowych. Ludzie pracowali pilnie, widać było, że znają swoje obowiązki i starają się jak najsumienniej je wypełniać.

– Jesteśmy tu jakby jedną rodziną. Obowiązuje podział pracy – wyjaśniał Alvi. – Każdy musi zrobić, co do niego należy, by całość mogła prawidłowo funkcjonować. Życie nasze sprowadza się, w gruncie rzeczy, do tego, by umożliwiać sobie życie. Jak zresztą wszędzie, na każdej z zamieszkanych planet. Człowiek musi jeść, spać, ubierać się, zażywać rozrywek, uprawiać sporty, tworzyć dzieła sztuki, uczestniczyć w życiu kulturalnym. To są potrzeby osobiste. Natomiast dla społeczeństwa jako całości ważne są jeszcze takie dziedziny, jak porządek i bezpieczeństwo, ochrona przed zewnętrznymi wrogami, no i oczywiście praca na Tartarze, której efekty są podstawą naszego bytu. Z tym wiąże się eksport surowców i import wszystkiego, co nam potrzebne do życia, zwłaszcza żywności i produktów nowoczesnej techniki. Jednym słowem, nie różnimy się w zasadzie od każdego innego społeczeństwa. Tylko warunki, w jakich odbywa się nasza praca, są inne niż na przykład u was. Obowiązuje nas ostrzejsza dyscyplina, konieczna dla sprostania wymogom naszej rzeczywistości. Tutaj nie można sobie pozwolić na dowolny wybór rodzaju zajęcia, typu wykształcenia i specjalizacji. Liczba miejsc pracy w każdej dziedzinie jest ściśle określona. Nie możemy, na przykład, mieć zbyt wielu elektroników kosztem niedoboru pracowników służb porządkowych. Musimy mieć także zapewnioną stałą kadrę do prac wydobywczych na Tartarze…

– To pewnie największy problem? – zauważył Rinah. – Mało jest chyba ochotników do tej niebezpiecznej pracy…

– Problemu nie ma żadnego – uśmiechnął się Alvi. – Rodzaj i miejsce pracy, do której kierowani są mieszkańcy, wynika po, prostu z obiektywnej oceny każdego z nas, a precyzyjny system, biorący pod uwagę wszystkie cechy osobowe człowieka, ustala, co ów człowiek może i powinien robić w najbliższym czasie. Im wyższa jest ocena, tym większe znaczenie mają chęci, wyrażane przez obywatela. Nisko oceniony nie ma prawa wyboru: musi robić to, co mu przypadnie w podziale zajęć.

– Ach, rozumiem… – zamyślił się Rinah.

W milczeniu ruszyli w kierunku najbliższej jadłodajni, bo zbliżała się pora obiadu.

ROZDZIAŁ VIII

Cyfry w rogu obrazu telewizyjnego wskazywały godzinę szesnasta z minutami, gdy Rinah, zmęczony wycieczką po piętrze, znalazł się; znowu w swoim pokoju. Teraz dopiero mógł po raz pierwszy obejrzeć dokładnie wszystkie szczegóły wnętrza tego niewielkiego pomieszczenia.

Pokoik miał kształt zbliżony do kwadratu o powierzchni niewiele ponad dziesięć metrów kwadratowych. W każdej ze ścian widoczne były przejrzyste drzwi, które przy zbliżeniu dłoni odsuwały się bezszelestnie. Pomiędzy tymi drzwiami, na dywanowej wykładzinie podłogi, biegły wydeptane szlaki, krzyżujące się na środku pokoju, Co pewien czas któreś z drzwi otwierały się, jakiś człowiek przechodził szybko przez pomieszczenie, nie rozglądając się na boki i nie odzywając się ani słowem, by wyjść przeciwległymi drzwiami.

Jeden z narożników zajmował obszerny tapczan, w drugim – przodem do ściany, na której wyświetlano obraz telewizyjny, stały dwa fotele. Pozostałe wolne miejsca pod ścianami były zabudowane szafkami i schowkami.

Pominąwszy ciągły ruch przechodniów, można by porównać to wnętrze do zwykłego, średniej klasy jednoosobowego pokoju hotelowego. Rinah odnalazł na ścianach czarne kropki, których dotknięciu powodowało, że szkliwo traciło przejrzystość. Zasłonił wszystkie cztery ściany, potem zbadał powierzchnie drzwi i stwierdził, że można je zablokować przez dotknięcie odpowiedniego czujnika. Zablokował wszystkie drzwi i dopiero teraz poczuł się swobodniej. Nikt już nie defilował przez jego pokój, nikt nie zaglądał przez ściany. Zdawał sobie sprawę z utrudnienia, jakie stanowi to dla innych mieszkańców, lecz uznał, że mogą się pomęczyć przez czas jego pobytu, obchodząc jego pokój przez sąsiednie pomieszczenia.

Łazienki nie mógł obejrzeć, gdyż wciąż była zajęta przez sąsiadów, jej ściany były nieprzejrzyste, a wąskie drzwiczki w rogu pokoju – zablokowane.

Rinah usiadł w fotelu i przyjrzał się małej tablicy rozdzielczej z rzędami przycisków, która była przytwierdzona do wąskiego stolika, a raczej pulpitu, wystającego ze ściany pod ekranem telewizyjnym. Odszukał przycisk oznaczony odpowiednim piktogramem i wyłączył obraz telewizyjny. Po zniknięciu obrazu ściana w tym miejscu nie różniła się niczym od reszty jej powierzchni, pozostały tylko świetliste cyfry zegara. Inne przyciski, oznaczone obrazkowymi symbolami, służyły do regulacji natężenia światła, jaskrawości obrazu na ekranie, natężenia dźwięku płynącego z głośnika umieszczonego w środku sufitu. Były tam także oznaczone cyframi przyciski dc, wywoływania abonentów wideofonicznych i kilka innych, których przeznaczenia Rinah nie umiał odgadnąć na podstawie piktograficznych oznaczeń.

Dotknął jednego z tych tajemniczych przycisków. W głośniku rozległ się krótki sygnał brzęczyka, a potem głos, nagrany na taśmie powtórzył kilkakrotnie: "Tu Informacja Centralna".

– Przepraszam, pomyłka… – powiedział Rinah, a głośnik zamilkł.

Spróbował dotknąć następnego przycisku.

"Tu Centralny Rejestr Mieszkańców – powiedział głośnik.-Rinak Defi 152718497, stan wskaźnika SC na dzień dzisiejszy, godzina szesnasta, minuta trzydziesta druga: 0,981".

Rinah uśmiechnął się, słysząc zniekształconą wymowę swego imienia i nazwiska. Paradyzyjczycy mieli trudności z niektórymi spółgłoskami, zauważył to już wcześniej.

Równocześnie z informacją słowną na ścianie przed Rinahem zajarzyły się dwie wymienione liczby. Pierwsza z nich – jak stwierdził, spojrzawszy na swój identyfikator – była numerem porządkowym. Znaczenia drugiej nie rozumiał.

Głośnik zamilkł, po chwili zgasły także cyfry na ścianie, a Rinah podjął dalsze eksperymenty z przyciskami.

"…Informator o aktualnym stanie praw planety Paradyzja – odpowiedział głośnik na następny przycisk. – Proszę zadać pytanie".

– Dziękuje, przepraszam – bąknął Rinah, nie znajdując na poczekaniu odpowiedniego pytania.

Wstał z fotela i wyciągnął się na tapczanie, lecz niedługo dane mu było pławić się w odprężającej drzemce.

"Tu Centralny System Zabezpieczeń – powiedział nagle głośnik. – Ostrzeżenie!"

Rinah usiadł na skraju tapczanu.

"Do mieszkańca pokoju 1-10-4280! – kontynuował głośnik. – Koniec limitu czasowego blokady przejrzystości. Koniec limitu czasowego blokady przejść. Za minutę system zacznie naliczać punkty karne".

Rinah spojrzał na cyfry zegara. Dochodziła siedemnasta. Od chwili, gdy zasłonił ściany i zablokował drzwi, upłynęło pół godziny.