– Widziałeś?
– Tak – potwierdził Nikor. – Co to było?
– Pestka od śliwki z wczorajszego kompotu – zachichotał urman. – Wiesz co to znaczy?
– Co? Pestka? Wiem – mruknął Nikor niechętnie. Ten człowiek był widocznie naprawdę stuknięty.
– Nie jesteś zaskoczony… – głos sąsiada z lewej brzmiał jakby trochę ironicznie. – Może to nawet lepiej, bezpieczniej dla ciebie. Teraz posłuchaj. Ty zapewne wrócisz do Paradyzji. Ja nie jestem pewien, co ze mną zrobią. Mam prośbę…
Zamilkł na długą chwilę i Nikor pomyślał, że jego pomylony współtowarzysz zrezygnował z konwersacji. Odetchnął z ulgą. Po chwili jednak tamten ciągnął półgłosem dalej:
– Ty także możesz nie wrócić. Powtórz to, co ci powiem, paru innym, z którymi będziesz przez najbliższe lata. Może komuś uda się to zrobić… Tu chodzi nie tylko o mnie. A właściwie w ogóle nie o mnie, tylko o was wszystkich.
Nikor prawie nie słuchał monotonnego szmeru słów urmana. W ciszy i bezruchu kabiny kosmicznego transportera docierało do jego świadomości wszystko, nad czym nie zdążył zastanowić się głębiej od chwili dzisiejszego nagłego przebudzenia.
"Wszystko przez to nieszczęsne opowiadanie! – Ta myśl co chwila kołatała w jego mózgu. – Zachciało mi się zostać literatem, zamiast pilnować własnej profesjonalnej kariery…"
– Jeśli wrócisz, w jakimkolwiek czasie, i jeśli usłyszysz, że w Paradyzji przebywa jakiś Ziemianin, musisz koniecznie opowiedzieć mu o naszym spotkaniu. Bardzo dokładnie, ze wszystkimi szczegółami! – Urman podkreślił dobitnie to ostatnie zdanie. – A jeśli ci się to nie uda, to przekaż przynajmniej tych kilka słów… Uważaj i postaraj się dokładnie zapamiętać!
Nikor zapamiętał to zdanie, zawierające dwa imiona własne i brzmiące raczej niewinnie.
Po paru godzinach bezruchu pojazd zatrząsł się, zaryczał silnikami, a potem znów znieruchomiał – tym razem już na tartaryjskim lądowisku. Urmana zabrano pierwszego, potem resztę pasażerów poprowadzono wprost do podziemnej osady.
Tak zaczęło się dziesięć lat, które Nikor pragnął wymazać z pamięci wraz z postacią nieszczęsnego wariata poznanego podczas podróży. Dopiero wiadomość o pisarzu z Ziemi przebywającym we wnętrzu Paradyzji przywołała na nowo te niemiłe wspomnienia…
Są chwile w życiu człowieka, których nie sposób zapomnieć nawet po wielu latach, gdy zniknie z pamięci wszystko inne, wypełniające czas pomiędzy tymi momentami… Tak trudno nieraz odtworzyć w pamięci sytuacje sprzed niewielu dni – a wystarczy przymknąć oczy, by każde z takich odległych, lecz ważnych, przełomowych zdarzeń pojawiło się w wyobraźni ze zdumiewającą dokładnością.
Dziwny towarzysz podróży na Tartar musiał dobrze znać tę cechę ludzkiej pamięci i ufał, że kilka zdań wypowiedzianych wówczas wryje się trwale we wspomnienia Nikora, wraz z mnóstwem innych mało ważnych szczegółów rejestrowanych przez pobudzoną świadomość i podświadomość człowieka, którego los doznawał właśnie dramatycznego zwrotu.
"On wcale nie musiał być urmanem – zastanawiał się teraz Nikor w pustoszejącej herbaciarni – a to, co mówił, mogło mieć jakiś sens i znaczenie. Ten człowiek chciał być może powiadomić kogoś o swym losie albo przekazać inną ważną wiadomość. Dlaczego jednak kierował ją do kogoś z Ziemi? Albo sam był Ziemianinem, zatrzymanym za jakieś ciemne sprawy w Paradyzji, albo… był szpiegiem, któremu nie udało się przed schwytaniem przekazać zdobytych informacji… Jeśli tak, to najlepiej będzie nie mieszać się do jego spraw. Zwłaszcza teraz, gdy można zacząć od nowa spokojne życie z dala od tartaryjskich kopalń".
Myśl o urmanie czy może szpiegu nie dawała mu jednak spokoju. Przeoczył zupełnie wszelkie bliższe informacje o ziemskim pisarzu, poza tą jedną, że zamieszkuje w Pierwszym Segmencie. Pomyślał, że trzeba będzie uważać podczas następnego wydania telewizyjnych wiadomości, gdzie zapewne powtórzą przynajmniej nazwisko tego człowieka, na podstawie którego można, będzie odnaleźć numer jego video.
"Tylko… po co?" – spytał sam siebie, uświadomiwszy nagle, że nawet perspektywa udziału w szpiegowskiej aferze nie odstręcza go w wystarczającym stopniu od podświadomej chęci spełnienia prośby przypadkowego współtowarzysza niedoli.
Było w tym coś z lojalności i solidarności wobec drugiego, podobnego sobie pechowca… A może także nieco przekory i chęci zrobienia na złość machinie, która z matematyczną, bezosobową precyzją wycięła najlepszy kawałek z życia Nikora.
"Właściwie mógłbym… – pomyślał. – Trzeba by jednak zrobić to bardzo ostrożnie. Ziemianin może nie zrozumieć koalangowego szyfru. Nie wiadomo także, czy imiona własne zawarte w zdaniu, które należy przekazać, nie wywołają reakcji Systemu. Trzeba będzie dokładnie to przemyśleć, nie spieszyć się, żeby nie narobić sobie kłopotów".
Nikór dokładnie zdawał sobie sprawę z trudności przekazu takich podejrzanych informacji. W prostym zdaniu, które powierzył mu nieznajomy, mogło nie być niczego niebezpiecznego, lecz nie należało ryzykować, zwłaszcza gdy było ono adresowane do Ziemianina. W takim przypadku System Zabezpieczeń mógłby w swej mechanicznej nadgorliwości doszukać się nieobecnych znaczeń, rozłamać nieistniejący szyfr i obciążyć Nikora choćby za samą niejasność wypowiedzi.
Problem był tym trudniejszy, że wiadomość trzeba było przekazać przez sieć wideofoniczną, całkowicie i skrupulatnie poddawaną analizie informacyjnej. Gdyby można było liczyć na kontakt bezpośredni, arsenał sposobów rozszerzyłby się nieco, można by zagłuszyć mikrofony albo zrobić jakąś kombinację z identyfikatorem, czy wreszcie – napisać to zdanie palcem na blacie stołu, poza okiem kamery. Nikor znał wszystkie litery alfabetu, nauczył się ich sam, studiując krótkie teksty i napisy na opakowaniach niektórych importowanych ziemskich wyrobów. Jednakże Centrala była szczególnie uczulona na teksty pisane, a trudno mieć pewność, że ziemski gość nie ma żadnej muszki w oku… Można by szepnąć mu te słowa na ucho, lecz nigdy nie wiadomo, czy nie, siedzi tam jakaś pluskwa…
Zresztą przyczyną nieszczęścia może być także pospolity, mikroskopijny kleszcz wczepiony w skórę głowy mówiącego, rejestrujący każde wypowiedziane słowo poprzez drgania kości czaszki. Nie, nawet bezpośrednia rozmowa nie gwarantowała bezpieczeństwa w przypadku dosłownego przekazu.
Nikor zupełnie nie miał ochoty wpaść powtórnie w tarapaty, związane z nieopatrznymi wypowiedziami. Opowiadanie, które dziesięć lat temu nagrał i próbował wydać w większej ilości kaset do użytku publicznych taśmotek, zamiast spodziewanej sławy przyniosło mu dziesięć lat pracy na Tartarze. Po tym doświadczeniu obiecywał sobie wielokrotnie, że nie ulegnie już nigdy pokusie tworzenia…
Opowiadanie zarekwirowano na polecenie Systemu Zabezpieczeń, który znalazł w nim widocznie elementy zagrażające ogólnemu bezpieczeństwu. Nikor wielokrotnie analizował później treść swego utworu. Tam, na dole, nieraz opowiadał je współtowarzyszom w podziemnym osiedlu, gdzie oprócz pracowników obsługi i nadzoru żadne sztuczne oczy i uszy nie śledziły mieszkańców.
W tekście trudno było dopatrzyć się niebezpiecznych treści, lecz Centrala musiała wiedzieć lepiej niż sam autor, co ten ostatni zawarł – może nieświadomie – w swoim utworze. Teraz, pomimo grożących konsekwencji, Nikora nieodparcie korciło, by ponownie zmierzyć się z Centralą. Byłby to pewien rewanż, tylko że teraz należało świadomie ukryć podejrzane treści w nie budzących zastrzeżeń słowach.
"Wystrychnę go na dudka! – postanowił, mając na myśli komputer. – Powiem, co trzeba, a on niczego nie zauważy".
Od tej chwili traktował swój zamiar jako coś w rodzaju pojedynku pomiędzy własnym sprytem i precyzyjną logiką maszyny.