– Pewnie oglądałaś mnie na ekranie.
– Tak, oczywiście! – ucieszyła się. – Pisarz z Ziemi. Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać…
Rinah wymienił swoje nazwisko, młodzi ludzie przerwali rozmowę i spoglądali na niego z zainteresowaniem.
– Jestem Kasiopea albo po prostu Kasia, z trzeciego roku Perswazji.
– Czego? – zdumiał się Rinah.
– Nasza koleżanka uczy się przekonywania, że czarne jest białe – wyjaśnił z powaga jeden ze studentów.
– Głupi jesteś! – burknęła w jego stronę. – Po prostu studiuje na wydziale Indoktrynacji Perswazyjnej. U was, na Ziemi, nie rozwinięto tej gałęzi wiedzy, to nasze własne osiągnięcie. Można by to porównać z waszą pedagogiką społeczną, resocjalizacją… W przyszłości będę zajmowała się wychowywaniem młodzieży, o ile nie dostanę innego przydziału pracy… Ale ciebie pewnie to nie interesuje…
– Wszystko mnie interesuje! Jestem tutaj dopiero drugi dzień.
– Czy to prawda, że u was wciąż jeszcze obowiązuje wszystkich nauka pisania i czytania? – spytał jeden z chłopców, wysoki blondyn z krótko ostrzyżonymi włosami.
– Oczywiście. Mamy przecież ogromne biblioteki, czasopisma… Zapisy magnetyczne są używane raczej do przekazywania danych komputerom, ludzie korzystają głównie z pisma i druku.
– To okropnie nienowoczesne – powiedziała dziewczyna. – Ciekawa jestem, jak sobie radzi wasz System Bezpieczeństwa z tymi pisanymi tekstami?
– U nich jest inaczej, głuptasku! – powiedział drugi student.
– Jak to inaczej?
– U nas nie ma potrzeby tak dokładnej kontroli informacji – wyjaśnił Rinah. – Robi się to wyłącznie w nielicznych, uzasadnionych przypadkach. Podczas śledzenia przestępców albo szpiegów podsłuchuje się niekiedy rozmowy, kontroluje korespondencje pisaną…- To skąd wasza Centrala wie, co ludzie myślą?
– Nasze władze nie interesują się tym zbyt dokładnie.
– No tak! – uśmiech zrozumienia pojawił się na twarzy dziewczyny. – Wasz system w znacznie mniejszym stopniu interesuje się człowiekiem, pozostawia go sam na sam z jego myślami i problemami.
Dwaj studenci wymienili porozumiewawcze uśmiechy.
– Gęsi uratowały Rzym – powiedział wysoki, patrząc w sufit. – Chwała im za to.
– Muszę iść – powiedziała dziewczyna i wyszła.
– Obraziła się… – mruknął blondyn.
– Nie szkodzi, a nawet lepiej… Jeśli masz chwilę czasu, to chodź z nami. – Drugi zwrócił się do Rinaha. – Może cię to zainteresuje.
Wyszli razem z klubu i poprzez kilkanaście pokoi zamieszkanych przez studentów dotarli do drzwi, w których stał młody człowiek, uniemożliwiając ich samoczynne zamknięcie. Ściany następnego pokoju były nieprzejrzyste.
– Mamy gościa. Dziennikarz z Ziemi – powiedział blondyn.
– Literat – poprawił jego kolega.
– Dobrze, sala zaraz będzie gotowa, chłopcy już kończą. Nie macie gumy do żucia?
Rinah miał trochę, sięgnął do kieszeni i podał stojącemu w drzwiach. Na palcach jego dłoni dostrzegł kilka identyfikatorów.
– Chłopcy, jest guma – powiedział student w głąb pokoju.
Rinah spostrzegł przez otwarte drzwi, jak jeden z obecnych tam młodych ludzi wspina się na ramiona drugiego i objeżdżając na nim ściany wokoło, manipuluje przy czymś pod sufitem. Po chwili dopiero zorientował się, że chłopak zalepia gumą do żucia obiektywy mikrokamer.
Za Rinahem i jego towarzyszami ustawiła się kolejka złożona z kilkunastu chłopców i dziewczyn.
– Jeszcze chwila! Zaraz wpuszczamy! – informował student przy drzwiach.
Wprawnym ruchem sięgnął do prawej dłoni Rinaha i przełożył jego identyfikator na własny palec. Rinah znalazł się w małym studenckim pokoiku z dwoma tapczanami i parą foteli. Za nim wchodzili inni, również bez identyfikatorów, sadowili się ciasno na tapczanach i podłodze, pozostawiając środek wolny. Chłopak z identyfikatorami pozostał na zewnątrz, drzwi zasunęły się za ostatnim wchodzącym.
– Siadaj byle gdzie i słuchaj – powiedział krótko ostrzyżony blondyn. – Może to jedyne miejsce, gdzie mówi się po ludzku. Przyprowadziliśmy cię tutaj, bo jesteś stamtąd i chcesz dowiedzieć się czegoś o nas, ale nie znasz języka, w którym mówi się tu na codzień prawdę.
Na środek wystąpił drobny chłopak o dużych, błyszczących oczach i gestem powitał zebranych.
– Rozpoczynamy kolejny spektakl naszego studenckiego teatrzyku "Czarna Dziura" – powiedział z powaga. – Doskonale anonimowi wykonawcy witają absolutnie anonimową publiczność. Jeżeli można przyjąć, że znajdując się wewnątrz dziury w serze jest się na zewnątrz sera, to właśnie w tej chwili znajdujemy się na zewnątrz najlepszego ze światów! I co, drodzy przyjaciele? Żyjemy, oddychamy jeszcze? Zdumiewające!
Rozległy się śmiechy i brawa, konferansjer skłonił się ceremonialnie.
– Jakie to proste, nieprawdaż? – kontynuował, wznosząc dłonie ku zalepionym obiektywom kamer. – Wystarczy kawałek wysokiej jakości gumy do żucia, firmy…
Schylił się, podnosząc z podłogi zmięte opakowanie.
– …firmy S…P…E…A…R… tfu, co za okropne hieroglify, zbrodniczy wymysł tych tam, no, wiadomych sił… i już możesz bezkarnie podważać, naruszać, oczerniać, w ogóle mówić, mówić nie będąc słyszanym i widzianym, co za niesłychana zbrodnia, a wszystko dzięki dywersyjnej gumie do żucia, produkowanej przez naszych wrogów, by ogłuszać i oślepiać… kogo? Nasz dzielny, niezawodny System Zabezpieczeń!
– Czy nie wystarczyłoby zgasić światło, zamiast zalepiać soczewki? – szeptem spytał Rinah sąsiada.
– Kamery działają także na podczerwień – wyjaśnił chłopak. – Dopóki w pomieszczeniu nie ma żadnego identyfikatora, komputer nie interesuje się tym pokojem, traktując go jako pusty. Gdyby jednak kamery czuły czyjąś obecność, a mikrofony rejestrowały głos, System potraktowałby to jak awarię pętli indukcyjnej i zaraz mielibyśmy tu ekipę naprawczą.
– Inne środki przekazu też nie, działają, gdy w polu lokalnej pętli nie ma sygnału identyfikacyjnego – szepnął drugi student zza pleców Rinaha. – Jeśli chcesz, to damy ci kasetę ze wskazówkami, jak można ogłupić System Zabezpieczeń.
Po konferansjerze na środek pokoju wystąpiła dziewczyna, która zaśpiewała ponurą balladę, w której przedstawiony był los młodego człowieka wysłanego do pracy w kopalni, za to, że swojej dziewczynie obiecywał pokazać prawdziwe słońce, a System uznał to za równoznaczne z zamiarem wybicia dziury w powłoce Paradyzji.
Potem kilku chłopców recytowało wiersze, o bardzo zróżnicowanym poziomie literackim, lecz o dość jednoznacznej treści. Wszystkie wyrażały protest przeciwko zamknięciu, ubezwłasnowolnieniu i pozbawieniu młodych ludzi jakichkolwiek możliwości kształtowania swojego losu. Nie było w nich żadnych wezwań do czynów mogących zaszkodzić planecie, raczej stawiały retoryczne pytania…
Jeden z wierszy szczególnie utkwił Rinahowi w pamięci. Brzmiał mnie j więcej tak:
Słowem bezustym
gestem bezrękim
wznosisz bezwiednie
mur wokół siebie
i ścian uszatych
przejrzystą matnię
w noce bezgwiezdne
myślą bezmózgą
błądząc bezsennie
nadziei własnej
zamurowujesz
wyjścia ostatnie
Wiersz był charakterystycznym przykładem twórczości, młodych paradyzyjskich poetów, kryjących się przed okiem i uchem Centrali, mogących rozpowszechniać swoje smutne i gorzkie utwory jedynie w wąskim gronie kolegów.
Rinaha zdumiewały w tych wierszach – niezależnie od ich poetyckich walorów – przede wszystkim dwie sprawy: język, niezwykle bogaty w słowa, oznaczające pojęcia nie znane Paradyzyjczykom z własnych doświadczeń, oraz trafność oceny własnej sytuacji w zamkniętym świecie planety.