Выбрать главу

"Tylko… jak posłużyć się pulsem zamiast zegarka? – pomyślał, próbując liczyć równocześnie wahnięcia mikrofonu i własne tętno. – Galileuszowi najwyraźniej sprzyjał przypadek: okres przypadkowego "wahadła" w postaci żyrandola musiał być dokładnie zgodny z częstością jego tętna. Inaczej nie sposób policzyć obu wielkości równocześnie… A poza tym tętno nie jest absolutną miarą czasu!" Można było jednak spróbować. Przy pomocy drugiej osoby eksperyment z wahadłem dałoby się przeprowadzić. Wystarczy powtórzyć go na jednym z górnych pięter i wówczas…

"Ostrzega się mieszkańca pokoju 1-10-4280 przed kontynuowaniem niezrozumiałych czynności – rozległo się nagle z głośnika. – Proszę natychmiast wstrzymać ruch wahadłowy metalowego przedmiotu, który wpływa zakłócające na działanie elektrycznych obwodów Systemu Zabezpieczeń!"

Rinah poderwał się zdumiony z fotela, na którym siedział obserwując dyndający na sznurze mikrofon. Rozejrzał się po ścianach i stwierdził, że były nieprzezroczyste, choć uprzednio ich nie zasłaniał… Podszedł do drzwi. Były zablokowane. W pokoju czuć było dziwny, obcy zapach, powodujący lekki ból głowy. Rinah czuł uderzenia tętna w skroniach.

Położył zwisający dotąd mikrofon na pulpicie i sprawdził puls. Jego uderzenia były wyraźnie częstsze niż przed paroma minutami.

Dziwny zapach sączył się z kratki otworu wentylacyjnego.

System Zabezpieczeń nie był tak naiwny, jak sądził przybysz z Ziemi.

ROZDZIAŁ XVI

Po godzinie ból głowy ustąpił, powietrze znów było czyste, drzwi odblokowały się, a ściany odzyskały przejrzystość.

"Nieudany eksperyment to także cenna informacja – pomyślał Rinah. – Oni tu rzeczywiście mają coś ważnego do ukrycia przed przybyszami… a może nawet przed mieszkańcami tej planety. Coś w tym jest! Lars musiał zdobyć jakiś dowód, jakieś potwierdzenie swych hipotez i przypłacił to życiem. Trzeba postępować ostrożniej".

Jeśli jednak ktoś ukrywa pewne własności fizyczne tego świata przed jego mieszkańcami, to musi tu istnieć jakiś podział na tych wtajemniczonych i ogół, nieświadomy prawdziwej sytuacji. Rzeczywisty obraz sztucznej planety musiał różnić się znacznie od tego, który przedstawiano jej mieszkańcom, jeśli ktoś tu uniemożliwiał proste pomiary fizyczne.

"To chyba pierwszy przypadek w dziejach ludzkości – pomyślał Rinah, zwijając kabel mikrofonu. – Znane są fakty fałszowania historii dla otumanienia społeczeństwa. Ale żeby fałszować fizykę?"

Jeśli System uniemożliwiał tak proste doświadczenie, jak pomiar przyspieszenia odśrodkowego, będącego w wirującym układzie odpowiednikiem przyspieszenia grawitacyjnego, to trudno nawet marzyć o przeprowadzeniu bardziej wymyślnych eksperymentów, takich jak na przykład swobodne spadanie przedmiotu w szybie windy, doświadczenie Foucaulta czy doświadczenia z żyroskopem. Przyjmując za fakt brak siły Coriolisa wewnątrz Paradyzji, można było bez trudu zrozumieć prawie wszystko: od podziału wnętrza na piętra i komórki mieszkalne, poprzez utrudnienia w poruszaniu się po segmentach, aż do owej ścisłej inwigilacji każdego z osobna i surowego traktowania wszelkich podejrzanych informacji przekazywanych sobie nawzajem przez ludzi…

Tylko że przyjęcie takich wniosków do wiadomości napawało przerażeniem i zgrozą. Wynikało z nich bowiem, że poza racjonalistycznie i sprawiedliwie działającym Systemem Zabezpieczeń, widzianym przez Paradyzyjczyków jako jedyna siła sprawcza, decydująca o ich losie i podejmująca działania konieczne do zapewnienia ludności maksymalnego bezpieczeństwa, istnieje jeszcze inna, nadrzędna, nieznana siła, której podlega sam System.

Jednym słowem, zachodziło uzasadnione podejrzenie, a właściwie – dla Rinaha przynajmniej – pewność, że oprócz konserwatorów i operatorów, rekrutujących się spośród obywateli Paradyzji, cała machina porządkująca ten świat posiada jeszcze… właścicieli.

To bezpieczeństwu ich właśnie, a nie mieszkańców "sztucznej planety", służyć miał złożony i kosztowny System Zabezpieczeń. To ich interesów chronić musiały satelitarne wyrzutnie rakietowe, układy śledzenia i ostrzegania…

Wszystko to wynikało z poszlak, których prawdziwość należało udowodnić. Dowód taki postawiłby na głowie całą sprawę Paradyzji…

"Ale… czy w jakimkolwiek stopniu odmieniłoby to los jej mieszkańców? – zastanowił się Rinah w tym miejscu swoich rozważań. – Czy świadomość totalnej mistyfikacji, którą dla nich spreparowano, wyzwoli w nich odruchy buntu, czy tylko… przerażenia i przygnębienia? Czy w ogóle ma dla nich jakiekolwiek praktyczne znaczenie wiedza o ich prawdziwej sytuacji?"

Po powrocie ze spóźnionego śniadania Rinah zastał w swoim pokoju brodatego mężczyznę, w którym rozpoznał wczorajszego rozmówcę z video.

– Zmieniłeś miejsce zamieszkania? – spytał Rinah ostrożnie.

– Mam prawo poruszać się po całym segmencie. Zostałem właśnie etatowym poetą, między innymi dzięki wierszom, które znasz. Jestem tu zatem prawie że służbowo… Możemy porozmawiać o literaturze, o poezji… – powiedział Nikor uśmiechając się ironicznie.

– Gratuluję! Wiersze bardzo mi się podobały.

– Rozumiesz moją poezję?

– Lepiej niż ty sam.

– Bywa i tak. Poeta nie musi sam siebie rozumieć, byle przekazał coś odbiorcy swych utworów…

– Tak. Odbiorca sam odnajduje to, co dźwięczy w strofach, nie dopowiedziane. Na tym polega poezja…

– Zwłaszcza paradyzyjska! – Nikor skrzywił się po swojemu. – Pewien przypadkowo spotkany facet, w drodze na dół, cytował mi trochę prozy. Ale proza to coś zupełnie innego niż poezja. Nie bardzo rozumiałem, o co mu chodziło. To był zresztą jakiś urman.

– Urman?

– No, "urojenia maniakalne"… Wieźli go do wariatów.

– Na dół?

– Jak zwykle urmanów… To był prawdziwy wariat. Gadał i gadał, a potem pluł pestkami od śliwek.

– Pestkami? I cóż z tego?

– Nic. Po prostu, spadały na podłogę. Wokoło cisza i bezruch, a on tfu, tfu, tymi pestkami…

– Zdumiewające! – Rinah z trudem powstrzymał się od żywszej reakcji. – Zupełny wariat! Co się z nim stało?

– Pojęcia nie mam. To było dziesięć lat temu – powiedział Nikor, wstając z fotela.

– Wpadnij jeszcze kiedyś! – zaprosił go Rinah, ściskając podaną dłoń.

Obaj wiedzieli, że nie należy kusić losu. Każde niepotrzebne słowo mogło zwrócić uwagę Centrali na niewinny dialog prozaika z poetą. Najważniejsze zostało powiedziane. Rinah nie był pewien, czy jego gość w pełni rozumie znaczenie informacji, którą przekazał. Widocznie jednak zdawał sobie sprawę z jej ważności.

Dla Rinaha była to wiadomość potwierdzająca ostatecznie hipotezę Larsa Beniga. W Paradyzji nie występuje siła Coriolisa.

Benig nie mógł zapewne stwierdzić tego bezpośrednio, lecz natrafił widocznie na inne zjawiska pośrednio ten fakt dokumentujące. Nazwiska "Coriolis" użył jako symbolu, nawiązującego do mechanicznej charakterystyki obiektu. "Brak siły Coriolisa" jednoznacznie określał, czym nie może być Paradyzja…

Lars znał prawdę, nim wywieziono go w nieznanym kierunku, Pestka była ostatecznym tego dowodem…

ROZDZIAŁ XVII

Czy nie mógłbyś uzyskać dla mnie zezwolenia na odwiedzenie któregoś z sąsiednich segmentów? – zagadnął Rinah, gdy następnego dnia spotkali się z Alvim na śniadaniu,

– Obawiam się, że to niemożliwe.

– Zinia Vett obiecała, że postara się zorganizować mi wycieczkę na Tartar…

Alvi wzruszył ramionami.

– Jeśli ktoś ma takie znajomości… – powiedział z lekką drwiną. – Ja, niestety, nie jestem gwiazdą telewizji. Zresztą chyba jej także nie udałoby się dostać dla ciebie przepustki międzysegmentowej.