Выбрать главу

– Mówisz o władcach Tartaru?

– To raczej władcy Paradyzji, właściciele stu pięćdziesięciu milionów niewolników.

– Każde społeczeństwo ma taki los, na jaki zasłużyło – zauważył Rinah cierpko.

– Nie wiesz wszystkiego, nie rozumiesz… – powiedziała ze smutkiem. – Zbyt cynicznie do tego podchodzisz. Oni nie są sami sobie winni, jak przypuszczasz. To o wiele bardziej skomplikowane, niż się wydaje.

Można by pomyśleć, że ludność Paradyzji składa się w całości z tępych, otumanionych głupców, do których świadomości nie dociera nic z prawdy o świecie, w jakim żyją. Tak nie jest. Łatwo ulec grze pozorów, powszechnie panującej w świecie wszechstronnej kontroli słów i gestów.

Wśród Paradyzy jeżyków wyróżnić można kilka kategorii świadomości, choć trudno byłoby stwierdzić, jak liczna jest każda z nich. Na pewno bardzo wielu po prostu przyjmuje do wiadomości ten obraz świata, który jest im przedstawiany od dzieciństwa: Tartar jest dla nich groźną planetą nieustannej walki żywiołów. Wierzą oni, że praca tam, na dole, jest koniecznym ryzykiem, ponoszonym w interesie całej ludności Paradyzji przez tych, którzy zostaną tam skierowani. Wolą oni, oczywiście, by ryzyko to podejmowali za nich inni. Starają się więc, jak mogą, przestrzegać nakazów Prawa i nie popadać w strefę wartości wskaźnika SC, grożącą odkomenderowaniem na dół. Nie wszystkim się to udaje, bo Centrala dba o zapewnienie dostatecznej liczby pracowników dla kopalń Tartaru…

Dla tej kategorii ludzi wszelka myśl o niesubordynacji oznacza ryzyko utraty swego zwykłego miejsca w życiu Paradyzji, do którego przywykli jako do najlepszej z możliwych sytuacji.

Drugą kategorię stanowią ci, którzy domyślają się istnienia "lepszego świata", których nie przekonują opowieści o okropnościach tartaryjskiej przyrody. Lecz i oni nie mają innego wyjścia oprócz milczącego podporządkowania się – tyle że trudniej im żyć z podejrzeniami i bez nadziei sprawdzenia ich słuszności…

Trzecią wreszcie kategorię stanowią ci nieliczni mieszkańcy Paradyzji, którzy – jak ja na przykład – znają prawdę o Tartarze. Istnienie tej grupy jest konieczne do prawidłowego działania całości układu Tartar – Paradyzja. Jesteśmy swego rodzaju kurierami, łącznikami dwóch rozłącznych, izolowanych światów, z których jeden nie wie o istnieniu drugiego, podczas gdy ten drugi całkowicie panuje nad pierwszym. Spełniamy naszą rolę, bacznie uważając, by jednym nierozważnym słowem nie zniweczyć swego szczęśliwego losu. Cenę milczenia płacimy za prawo krótkich pobytów w tamtym, prawdziwym, normalnym świecie ludzi wolnych, żyjących tak, jak powinni żyć wszyscy… Wiemy, że dla wszystkich nie starczyłoby jednak tego dobrobytu. Możemy z niego sporadycznie korzystać, dopóki nie popadniemy w niełaskę. Mamy do stracenia o wiele więcej niż zwyczajni mieszkańcy Paradyzji, a więc jeszcze mniej powodów do nierozważnych słów i prób buntu. Nie na wiele zresztą zdałyby się nasze słowa. Jeślibym nawet spróbowała przekazać coś z prawdy tym ludziom, korzystając z mojej pracy w telewizji, to po pierwsze: Centrala przerwie emisję po jednym zdaniu, po drugie: oni nie uwierzą, a po trzecie: gdyby nawet uwierzyli, cóż mogą uczynić? Będą milczeli i udawali nadal, że są całkowicie przekonani o prawdziwości oficjalnej wersji ich świata. Nie mają innego wyjścia, żadnych perspektyw wydostania się ze swej orbitalnej pułapki… A ja zostałabym w takim przypadku potraktowana z całą surowością… W najlepszym razie skierowano by mnie tam, gdzie trzyma się urmanów.

Rinah słuchał z uwagą, pilnie obserwując twarz Zinii. Nie potrafił odgadnąć, czy usłyszane wyznanie jest prawdziwym odbiciem jej pełnej wiedzy o tajemnicach Tartaru.

Wszystko, co usłyszał, pasowało do jego domysłów, mieściło się w ogólnym modelu tego świata, wydedukowanym z ułamkowych, fragmentarycznych kawałów łamigłówki, które zdołał sobie poskładać w niepełny, świecący lukami obraz całości. W wypowiedzi Zinii i brakowało tylko potwierdzenia jednego, niezmiernie istotnego podejrzenia. To, co mówiła, odsłaniało pierwszą zasłonę, kryjącą znaczną część prawdy przed oczami zwykłych mieszkańców Paradyzji.

Potwierdzała istnienie "drugiego dna" tego świata… Wszystko to wyglądało na prawdę – lecz czy było całą prawdą?

– Dlaczego mówisz mi o tym? – spytał, gdy skończyła mówić. – Dlaczego narażasz się na ryzyko utraty swojej uprzywilejowanej pozycji?

Milczała długo, przechadzając się po pokoju, z oczami wzniesionymi ku górze, jakby chciała sprawdzić, czy i tutaj nie śledzą ich soczewki mikrokamer. Gdy wreszcie zatrzymała się przed Rinahem, dostrzegł w jej oczach błyski łez.

– Nie mogę już dłużej… – powiedziała ochrypłym szeptem. – Nie potrafię pogodzić się z tą rzeczywistością… Nie dość, że nigdy nie zostanę przyjęta do ich świata, to jeszcze… w każdej chwili mogę utracić te chwile normalnego życia, którymi płacą mi za moją pogodną twarz na ekranie i moje kłamstwa, wygłaszane do milionów widzów. Jedna pomyłka, jedno nieopatrzne słowo może sprawić, że stracę wszystko…

Gdybym nie znała całej prawdy, gdybym, jak wielu innych, wierzyła w jeden, wspólny dla wszystkich świat Paradyzji, gdybym nie wiedziała, że możliwy jest inny los człowieka, bez hermetycznej skorupy dzielącej go od otwartej, nieograniczonej przestrzeni… Gdybym nie widziała własnymi oczyma, nie dotykała dłońmi wilgotnych, żywych, zielonych liści, barwnych kwiatów, chłodnych kamyków omywanych nurtem strumienia… może umiałabym żyć jak inni, w pozbawionym wyjścia labiryncie szklanych pudełek… Oni, ci z Tartaru, wiedzą dobrze, że nikt z nas, łaskawie goszczonych tutaj, w ich świecie, nie zaryzykuje utraty tych okruszyn, które sypią nam z umiarem, byśmy zawsze chcieli tu powrócić…

– Dlaczego rozmawiasz o tym ze mną? – Rinah powtórzył swe pytanie. – Przecież oni dowiedzą się o naszej rozmowie, gdy na Ziemi ukaże się moja książka!

– To moja ostatnia, jedyna szansa… – odpowiedziała cicho. – Zaufałam ci, powiedziałam wszystko… Teraz chcę prosić cię o coś. Wierzę, że postąpisz uczciwie… Proszę cię więc: nie pisz o tym, chyba że… potrafisz zabrać mnie stąd na Ziemię. Jeśli zostanę tutaj, nie korzystaj z moich informacji. Oni pozwolili na twój przyjazd na Tartar, bo są zupełnie pewni, że nie dowiesz się prawdy. Zależy im na tym, byś potwierdził wszystko, co oficjalnie wiadomo o tutejszych warunkach. Pokażą ci same straszne rzeczy… Jest tutaj parę wulkanów, trzęsienie ziemi także można spreparować, nie wiem, co jeszcze zainscenizują… Nie zobaczysz ich miasta, ich domów, wspaniałych pałaców i ogrodów… Będą cię przekonywali, że żyją tutaj w ciągłym zagrożeniu, poświęcając się dla dobra społeczeństwa Paradyzji, kierując wydobyciem i transportem surowców, obsługując systemy obronne… Zależy im na tym, abyś w to uwierzył i opisał to zgodnie z ich życzeniem. To ja przekonałam ich o propagandowych korzyściach wynikających z twojego przylotu na Tartar… po aferze z Larsem Benigiem, którego prawdopodobnie zlikwidowali albo wsadzili do urmanów, bojąc się, że wywiezie stąd zbyt wiele prawdziwych informacji… Musiał zobaczyć lub usłyszeć coś niepożądanego…

– Nie wiem, jak wyobrażasz sobie ucieczkę na Ziemię – powiedział Rinah, kręcąc z powątpiewaniem głową. – Ryzykujesz zbyt wiele. Nie masz żadnej gwarancji, że zachowam te wiadomości w tajemnicy, jeśli ty tutaj pozostaniesz. Nie podoba mi się to wszystko!

– Jak to? Co ci się nie podoba?! – spojrzała na niego, sztywniejąc nagle na środku pokoju.